Przejdź do komentarzyWinne wino
Tekst 1 z 10 ze zbioru: Kroniki grozy
Autor
Gatunekhorror / thriller
Formaproza
Data dodania2020-10-18
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń935

Tego dnia okropnie padało. Listopad coraz bardziej zachodził ludziom za skórę. Wszędzie było szaro i smutna jesienna aura dawała się we znaki na każdym kroku. Kobieta po trzydziestce w beżowym nieprzemakalnym płaszczu przemierzała miasto. Na jej twarzy uśmiech już dawno przestał gościć. Kilka lat temu w tragicznych okolicznościach straciła męża. Byli młodym małżeństwem, nie zdążyli się nawet sobą nacieszyć. Mordercy nigdy nie złapano. Tego felernego dnia też padało, ale mąż uparł się, że narąbie trochę drzewa do kominka, tak na zapas. Zawsze lubił wysiłek fizyczny, nawet jeśli miałby on być bez sensu i celu. Po skończonej pracy schował się pod dachem i zapalił papierosa. Nawet nie zdążył zareagować, gdy sprawca wbił mu siekierę w głowę. Następnie zabójca zadał jeszcze kilka ciosów, po czym wszelki ślad po nim zaginął. Policja zdobyła rysopis nieznanego mężczyzny, który kręcił się w pobliżu, ale nie udało się ustalić, kim był, ani skąd się tam wziął. Młoda wdowa zaś nigdy nie pozbyła się już wrażenia, że ktoś za nią podąża i obserwuje jej każdy krok.

Ale dziś jest inaczej. Dziś jest szansa na lepsze jutro. Nicole w końcu poznała jakiegoś faceta. Pracowała w urzędzie i dotąd nie miała czasu na amory. Aż pewnego dnia w sklepie spotkała Bernarda. Był od niej młodszy i z początku nie traktowała go poważnie. Jednak uparcie wręczał jej kwiaty i komplementował wszystko, co tylko mężczyzna może skomplementować. Był naprawdę zabawny. W końcu dała się namówić na kolację, ale pod warunkiem, że to nie będzie randka. Wszyscy – rodzina, znajomi, sąsiedzi – wiedzieli, co spotkało Nicole i szczerze jej współczuli, ale mimo to była samotna na tym świecie.

Bernard już czekał w kawiarni i bawił się serwetką, układając z niej łabędzia. Gdy ją zobaczył, od razu się rozpromienił. W jego uśmiechu zawsze było coś niepokojącego, zupełnie jakby robił to tylko dlatego, że tak wypada, a naprawdę tego nienawidził.

– Witaj kwiatuszku, jak ty pięknie dziś wyglądasz. – Pocałował ją w rękę na przywitanie.

– Przestań, wyglądam jak co dzień. – Zarumieniła się jak nastolatka przy pierwszym pocałunku.

– Bo ty zawsze pięknie wyglądasz.

Zaczęli długą rozmowę o wszystkim i o niczym, jak to zwykle w takich przypadkach bywa. Nicole pierwszy raz od dawna świetnie się bawiła, ale nie mogła pozbyć wrażenia, że nie powinno jej tu być, jeśli chce być bezpieczna. Od tragedii w głowie zawsze krążyła myśl, że znajduje się w niebezpieczeństwie, gdy przebywa w towarzystwie ludzi, ale dziś była ona jeszcze mocniejsza niż zwykle.

– Powiedz, czym się w zasadzie zajmujesz? – zapytała.

– Chwytaniem dnia. Pracuję tu i tam, taki ze mnie lekkoduch. – Wykręcił się od odpowiedzi.     – Twoja sąsiadka mówiła, że podobno malujesz obrazy. Cała okolica ma w domach portrety twojego pędzla.

– Takie mam hobby – przytaknęła. – Lubię także rzeźbić. A ty czym się zajmujesz w wolnych chwilach?

– Niczym szczególnym, bo miewam mało czasu dla siebie. Zazwyczaj uwodzę piękne kobiety, a potem topię je w odmętach najgłębszych rzek świata – zażartował, mrugając okiem. W ustach innego mężczyzny byłby to niesmaczny żart, ale Bernard potrafił sprawić, że brzmiało to niewinnie i naprawdę dowcipnie. – Chętnie zobaczyłbym twoje dzieła.

– W zasadzie – zamyśliła się na chwilę przygryzając wargę –  możemy pójść do mnie.

Zgodził się bez chwili namysłu. Nicole czuła, że właśnie tego potrzebowała. Cieszyła się dobrą opinią i nikt o niej złego słowa nie mógł powiedzieć, ale bardzo chciała zaprosić go do domu i pobawić się trochę...

Malutki domek wciśnięty był w ślepą uliczkę. Naprzeciwko mieszkała znana w całej dzielnicy stara kwiaciarka, która wszystkich znajomych zawsze obdarzała pogodnym uśmiechem i kolorowym kwiatkiem. Światła były pogaszone, więc teraz pewnie ucinała sobie wieczorną drzemkę. Idąc chodnikiem milczeli, ale trzymali się za ręce. Serce Nicole biło jak szalone, Bernard zaś miał zimną dłoń i wydawał się nawet bardziej spokojny niż zazwyczaj. Gdy weszli do środka, pierwsze, co zrobiła, to zamknęła drzwi na klucz.

– Ładnie tu – stwierdził, przyglądając się obrazom. Pani domu musiała bardzo dbać o czystość, bo nigdzie nie było nawet śladu kurzu. Pokierowała go do salonu. Pierwsze, co przykuło uwagę Bernarda, to kolekcja płyt.

– Beatlesi – rozpoznał od razu.

– Tak, mój mąż był wielkim fanem – przyznała smutno. Wyglądało na to, że bardzo tęskniła za ukochanym.

– Czyli lubisz facetów z dobrym gustem muzycznym – stwierdził dosyć poważnie i wyciągnął jeden album. – Mogę włączyć? Tak dla nastroju?

– Oczywiście. Napijesz się wina? – zapytała słodko. Jej oczy niemalże błyszczały z ekscytacji i wiadomym było, że Bernard zostanie u niej do późna.

– Chętnie – odpowiedział i znowu puścił jej oczko. Tymczasem z głośnika poleciały pierwsze dźwięki Maxwell`s Silver Hammer.

Nicole poszła do kuchni otworzyć butelkę. Specjalne wino, które trzymała na wyjątkową okazję. Teraz taka właśnie jest. Była zdecydowana, chce to z nim zrobić. Rozlała alkohol do kieliszków i zaniosła je do salonu. Bernarda jednak tam nie było. „Pewnie poszedł do łazienki” – pomyślała. Położyła kieliszki na stoliku. Nagle ktoś złapał ją od tyłu w mocny uścisk. Ręką zasłonił jej usta. Spróbowała się desperacko wyrwać, ale przeciwnik był zbyt silny. Wydała z siebie niemy krzyk. Wtedy usłyszała śmiech i została uwolniona.

– Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać! – Bernard śmiał się do rozpuku. Stanął przy stoliku z na którym znajdował się tylko nieduży kwiatek doniczkowy, prezent od sąsiadki. Oparł się ręką o mebel. Kobieta wymierzyła mu symboliczny cios w pierś. Jego beztroska kontrastowała z jej wiecznym odczuciem niepokoju.

– Ale napędziłeś mi stracha – westchnęła z ulgą i usiadła na kanapie. Podała mu trunek. – Nasze zdrowie!

– I tego człowieka za tobą – wskazał palcem. Odwróciła się odruchowo. Oczywiście, nikt za nią nie stał. Usłyszała chichot. Czyli to tylko kolejny żart. Zawsze okazywał spore poczucie humoru, ale teraz to już chyba przesada.

– Chodź tu. – Przyciągnęła go do siebie. Bernard odłożył pusty kieliszek na stół. Ich twarze dzieliło mniej niż dziesięć centymetrów. Patrzyli sobie w oczy. Nie spieszyli się, czas mijał powoli. On wyglądał jakby... zasypiał. Jego głowa zachwiała się lekko i oparła o jej ramię. Wszyscy mężczyźni są tacy sami. Ona cierpliwie czekała, aż przestanie się ruszać.

– I po co ci to było, głuptasie? – zapytała zrzucając go z siebie. Wstała i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z wielkim kuchennym nożem w dłoniach odzianych w gumowe rękawiczki. Jego jednak już nie było na kanapie.

– A tobie, po co to było, kwiatuszku? – zripostował. Stał przy oknie i wyglądał na całkiem żywego. – Poczęstowałem winem kwiatek, dlatego jeszcze żyję.

– Jak to... – zdziwiwszy się otworzyła szeroko oczy. Wolnym korkiem zbliżał się do niej z lekko rozłożonymi ramionami. Zaskoczenie jednak w porę minęło. Szybkim ruchem doskoczyła do Bernarda i machnęła nożem. Srebrzyste ostrze błysnęło. Mężczyzna pochwycił jej rękę i wykręcił nadgarstek. Kuchenne narzędzie upadło z brzdękiem na podłogę. Unieszkodliwiona kobieta znalazła się w silnym uścisku.

– Ja tylko żartowałam, wiesz? Starczy już tych wygłupów na dziś, puść mnie – poprosiła niewinnie. Uśmiechnęła się słodko. Bernard prychnął pogardliwie.

– Przestań udawać, już wszystkie karty są odkryte – rzekł chłodno, zupełnie innym tonem niż wtedy, gdy flirtował z nią przy kolacji. – Od dawna podejrzewano, że to ty zabiłaś swojego męża. I ten zaginiony chłopak, który się do ciebie zalecał...

– Jestem niewinna! – Nicole krzyknęła histerycznie i szarpnęła ręką, ale to nie pomogło jej się uwolnić. – Każdy sąd to potwierdzi.

– Racja – przytaknął spokojnie – ale ja nie oddam cię w ręce sądu.

Wyciągnął z kieszeni sznurek i związał jej ręce. Następnie sięgnął po telefon i zadzwonił do kogoś.

– To ja. Mam ją. Możesz przyjść. Chyba ucieszy się z odwiedzin brata swojego męża. Tak, przynieś własną siekierę.

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
No, niezły horrorek.
avatar
Igraszki z diabłem mogą naprawdę zaskoczyć. Mrocznie, psychodelicznie, chociaż winne tylko wino (patrz nagłówek).

Mistrz suspensu, Alfred Hitchcock, twierdził, że dobry horror to ten, co zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem jest już tylko gorzej i gorzej
avatar
Stopniowanie grozy jest warunkiem sine qua non, by utrzymać się w sztywnych ryzach tego gatunku.

Mamy to
© 2010-2016 by Creative Media
×