Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz / poemat |
Data dodania | 2020-11-06 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 830 |
Wychylam swoją szklankę jednym chlustem
Jest już pusta i zaraz pewnie usnę
Zazwyczaj właśnie w takiej jak ta chwili
Przypomina mi się detektyw Willy
Bardzo dużo palił, pił mocne trunki
Zalegał z czynszem, nie miał na sprawunki
Beżowy prochowiec, czarny kapelusz
I bez rewolweru nigdzie ani rusz
Willy miał do kobiet wielkiego pecha
Cynizm to była jego główna cecha
Czasem, kiedy życie dawało mu w kość
Wpadał do baru, jak każdy zwykły gość
Pamiętam, jak Willy westchnął markotnie
Zaśmiał się wrednie, wyglądał okropnie
Podszedł do niewielu znajomych twarzy
Prychnął i tak powoli sobie gwarzy.
Strasznie podłe rzeczy dzieją się w świecie
Więc cieszcie się, że nic o nich nie wiecie
Jedna historia chodzi mi po głowie
O Lucy i przyjaciółce, się zowie
Cisza, bo jak mówię, chcę być słuchany
Postawcie mi co, bo jestem spłukany
Bo miałem dziś okropne przesłuchanie
W sprawie tego, co zrobili ci dranie...
Oj, naprawdę to był ciężki dzień w biurze
Siada dziewczyna, ledwo po maturze,
Ja po drugiej stronie stołu z plikiem zdjęć
Patrzę na nie i odchodzi wszelka chęć...
Już się nie lękaj, jesteś już bezpieczna
Mów, gdzie twoja przyjaciółka serdeczna?
Powiedz, Lucy, co naprawdę się stało
Powiedz, Lucy, bo wciąż mówisz za mało
Droga Lucy, masz tyle przyjaciółek
Tyle znajomości i tyle spółek
A wśród nich ta najbliższa, Marry, złota
Skąd w twym sercu wzięła się dziś ta słota?
Kochana, Lucy, opowiedz nam wszystko
Widziałaś to, stałaś przecież tak blisko
Czy wasze szkło rozbite na chodniku?
Czy to torebka Marry jest w śmietniku?
Więc umówiłyście się na dziewiątą?
Nie, spotkałyście się tuż przed dziesiątą
Pieszo poszłyście w miasto na zabawę
Alkohol, tańce, paliłyście trawę?
W grupie rówieśników miło leciał czas
Było świetnie, wszyscy patrzyli na was
Dałyście czadu i wyszłyście z budy
Co robiłyście dla zabicia nudy?
Potłuczone butelki, wasza sprawka
Nocne hałasy, połamana ławka
To wiemy, mamy już zeznania świadka
Powiedziała nam to twoja sąsiadka
Nagle zabawy ci się odechciało
Nie masz pojęcia co się dalej działo?
Twierdzisz, że wróciłaś do domu sama
Kiedy wchodziłaś, spała już twa mama?
Nie płacz Lucy, nie roń krokodylich łez
Już za chwilę położymy sprawie kres
Nie uciekaj wzrokiem, patrz na mnie, proszę
I nie kłam, nie kłam, bo kłamstwa nie znoszę
Czy to nie was słyszał starszy pan w nocy
Gdy krzyczałyście „ktokolwiek, pomocy!”?
Miał być zwykły kolejny niewinny raut
Jak to się stało, że był brutalny gwałt?
Nie zapamiętałaś, byłaś pijana?
Widziałaś, jak Marry była kopana?
Jak sześciu po kolei ją gwałciło?
Ciebie to w ogóle nie obchodziło?
Lucy, nie płacz, Lucy, nie becz mi tutaj
Lucy, nie kłam, Lucy, dziecko, posłuchaj
Są świadkowie, są zdjęcia i nagrania
Znam przyczynę twojego zachowania.
Brzydka nie jesteś, ładna z ciebie sztuka
Ale Marry ładniejsza, do kaduka.
Miałaś już dosyć tego życia w cieniu
Za to teraz możesz skończyć w więzieniu.
Po prostu zwykła zazdrość cię zżerała
Chciałaś tylko, żeby Marry się bała
Lecz alkohol uderzył do męskich głów
Kiedy na znak rozpoczęli dziki łów.
Stałaś, Lucy, stałaś i patrzyłaś w mrok
Nerwowo kręcąc palcem swój złoty lok
A kiedy sukienkę z Marry zdzierali
Ty już chowałaś się w bezpiecznej dali.
Pierwsza myśl, szczęście, że to ona, nie ty
Druga myśl, przyjdzie zapłacić za to ci
Nie chcesz, by chodził za tobą list gończy
Czekasz więc w cieniu aż szósty z nią skończy.
Przychodzisz, by posprzątać wszystkie ślady
Napotykasz wzrok Marry, szklisty, blady
Fingujesz napad na wszelki wypadek
Twym nieszczęściem widział to pewien dziadek.
W ten sposób wszystko się już wyjaśniło
Udowodniono, co się wydarzyło.
Płacze Lucy, tym razem pewnie szczerze,
Nie ma szans, na litość mnie nie nabierze.
Wychodzę na duszne i gwarne miasto
Ofiar gwałtu podobno jedna na sto
Nie mnie oceniać, więc nie będę wnikał
Patrzę, pod moje nogi pies się zsikał.
Mam to gdzieś i nie rusza mnie to wcale
Ale zawsze musi być jakieś ale
Nagle ścina mnie z nóg wiadomość świeża
Coś jak pięść pesymizmu mnie uderza.
Drży spłoszone kamienne serce moje
Klnę głośno, głośniej, ci cholerni gnoje
Czytam wiadomość jeszcze raz starannie
Marry podcięła sobie żyły w wannie.
Willy schlany do cna wychodzi z baru
Jakże ja zazdroszczę mu tego daru!
Jutro wytrzeźwieje, będzie jak nowy
Ja jednak nigdy nie będę gotowy.
I dlatego właśnie dziś, w takiej chwili
Przypomina mi się detektyw Willy
Historia o przyjaciółce i Lucy
I zaraz widzę w swoim życiu plusy.
oceny: bezbłędne / znakomite
To mijanka i za barem bar?
Sam nie tworzysz żadnej z par?
Coś jest z tobą fest nie fair :(