Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-03-27 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 980 |
Kiedy miałam 16 lat, uczyłam się w żukowskim (wygaszanym w Polsce od 1965 r.) liceum pedagogicznym i mieszkałam w wielkim internacie na tzw. Górze Wiatrów. Szkoła była ogromnym trzypiętrowym molochem; jak wiele innych, jej siostrzanych placówek wybudowano ją tuż po wojnie po to, by w Ojczyźnie jakoś zapchać straszną kadrową *czarną dziurę*, jaka była u nas powszechnym rezultatem hitlerowskiej polityki eksterminacji wszystkich przedstawicieli inteligencji - patrz słynne odgórnie zaplanowane Intelligentakzion i Akcja AB - w krajach okupowanych przez Niemców. Masowa ta eksterminacja pozbawiła życia w Polsce 39 % lekarzy, 30 % naukowców (w liczbie ponad 700 profesorów akademickich), 33 % wszystkich przed wojną nauczycieli szkół powszechnych, 28 % księży i 26 % adwokatów. Ilu z nich okaleczyła i wyeliminowała z uprawianego zawodu, nie wiemy.
Jako się rzekło, w zamykanym właśnie w tym okresie liceum - moja klasa była ostatnim przyjętym rocznikiem - były tylko dwa ciągi edukacyjne: nasz, żeńsko-żeński, w liczbie 45 uczennic, oraz klasa b, czyli młodzi *spadochroniarze* - ludzie płci obojga - z całej północnej Polski.
Nie mieliśmy już wówczas żadnych podręczników, więc jak na uczelni korzystaliśmy głównie z wykładów i sporządzanych przez siebie notatek; kto uważał na zajęciach, jakoś sobie radził, reszta towarzystwa wiecznie ściągała, żyła z podpowiedzi, wagarowała - i definitywnie znikała z nauczycielskiego zawodowego pejzażu. Żukowo (dzisiaj w obrębie administracyjnym Gdańska) było rodzajem szalupy ratunkowej dla powtarzających klasę, ale nie wszyscy z tej deski ocalenia, niestety, skorzystali.
oceny: bezbłędne / znakomite
Dopiero po lekturze większej części, albo całości można pokusić się o jakieś wnioski czy przemyślenia.
Niemniej język jest ładny ipłynnie się czyta.