Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-06-07 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 928 |
To jeno subiektywki me.
-------------------------------
Wierzę, więc jestem.
Tak nagle pomyślałem piątego lutego, oczkowego roku. Gdyby nad tym podumać kawałek dłużej, to coś w tym istotnie tkwi, albowiem każdy żywy i świadomy mieszkaniec planety Ziemia, w coś wierzy i basta. Oczywiście istnieje potoczne domniemanie, że człek wierzący to jeno taki, co wierzy w Boga, przez duże: B. A przecież wierzyć można w setki innych możliwości różnorakich, albo nawet w same „setki.’’ Nawet czasami dogłębnie wewnętrznie.
Nie chodzi rzecz jasna o jakieś „złote cielce’’ i pozostałe bydło rogate, które mają zastąpić coś, czymś. Po prostu zdaniem mym, człowiek niewierzący to zaiste zajebisty mit, bo nawet gdyby w nic nie wierzył, to wierzy że w nic nie wierzy, a zatem jednak wierzy. Zresztą od zarania dziejów jest to wpisane w ludzką naturę człowieka.
Istnieje zasadnicza różnica między tym, czy ktoś wierzy, że nie wierzy w istnienie Boga, czy wierzy, lecz nie jest mu do czegokolwiek potrzebny, lub z innych powodów wynikających z własnych doświadczeń, bywa że przykrych, albo też widząc działalność niektórych wyznawców, nie chce o Nim słyszeć. Mam także na myśli, wszelakie: Tajemne Byty Nieokreślone, Siły Nadprzyrodzone, „Kosmiczną Świadomość” i tym podobne „obiekty.”
Wszak bywają sytuacje dziwne. Zjawiska niewyjaśnione lub wręcz człowiek ma poczucie czyjeś obecności, albo czegoś w tym stylu, jakby wszystko było odgrywane w niedostępnym teatrze. Wie, że coś jest… poza, ale nie wie co. Blisko i daleko równocześnie. I nawet gdy nie wierzy, to szybuje nad tematem niczym skołowana owieczka i nie bardzo wie, gdzie ma wylądować i czy w ogóle.
Lecz z drugiej strony wiara poparta wiarygodnym dowodem, przestaje być wiarą i wbrew pozorom, wcale ją nie wzmocnia, tylko raczej osłabia, będąc na tym samym poziomie co człowiek. To rzecz jasna nic złego, ale jednak takiego „boga,” co można dotknąć, zmierzyć, zważyć, poklepać po ramieniu i zaprosić na piwo, byłoby trudniej szanować. Przynajmniej mnie.
Osobiście wolę wierzyć w tajemnicę do końca nie zgłębioną, o której możliwościach nie mam zielonego pojęcia. Nie mówiąc już o wyglądzie. Mogę jedynie ogarnąć rzeczywistość jeno na tyle, ile mózg pozwala, a cała reszta jest poza mim pojmowaniem.
*
Tak wtrącę dygresyjnie, że człek raczej samemu sobie szkodzi, kiedy widzi jeden słuszny punkt, jak ten koń z klapkami na oczach i na przykład ze wszystkich doniesień medialnych i różnych innych, wyłuskuje wyłącznie takie informacje, co umocnią go w przekonaniu, że ma rację. Nic innego nie dostrzega. A żeby coś określić w miarę obiektywnie, to trza brać z różnych źródeł i wyciągać średnią. W przeciwnym wypadku, we wszystkim widzimy jeno to co chcemy widzieć i dla nas wygodne. Metaforycznie, gdy lubimy cukier, to nawet w kupce soli zobaczymy słodycz.
*
Natomiast niewątpliwie człek niewierzący w istnienie Boga, trochę podcina gałąź na której siedzi od strony życiowego pnia, także z całkiem prozaicznej, terapeutycznej przyczyny. A mianowicie, że w razie przeciwności życiowych, nawet nie może mieć do Niego żadnych żali obfitych, obwiniać o cokolwiek, gdyż paradoksem jest, wysławiać pretensje do Istoty, której nie ma. Nawet w sensie duchowym.
To znaczy na upartego, owszem można, ale z rachunku prawdopodobieństwa prawdopodobnie wynika, że raczej nie podejmie tematu, gdyż nic to nic i nic więcej.
Zgodnie z zasadą: trzeba najpierw uwierzyć, że jakaś Nadistota istnieje, by rościć do do niej naglące roszczenia. W przeciwnym wypadku, pozostają ewentualnie narzekania na samego siebie, innych bliźnich, chichot losu, przeznaczenie, pech i co tam jeszcze durnego przyszłość przyniesie.
W odczuciu mym i bez urazy, człowiekowi prawdziwie od serca niewierzącemu w istnienie Boga i wszystkie tematy pokrewne, Ów jest totalnie obojętny. Nie świadczy przeciwko Niemu, nie krytykuje i nie wychwala, mając to wszystko kompletnie gdzieś. A zatem jest prawdziwy i postępuje zgodne ze swoją tożsamością. Pełen szacun.
Jako user „potocznie wierzący” mimo wszystko uważam, że Bóg bardziej szanuje tych, którzy w niego prawdziwie i z przekonania nie wierzą, niż takich, co wierzą obłudnie, na pokaz i jeżeli akurat jest im to na rękę. Ważne, by człowiekiem przyzwoitym być i z dwojga złego, lepiej „prawdziwie rozbitym”, niż „nieprawdziwie całym.”
Reasumując, można nie wierzyć w powyższej kwestii, a jednocześnie wierzyć, lecz nie uznawać.
Lub nie wierzyć i nie uznawać, ale to jest absurd. To już lepiej uwierzyć, że po co w ogóle wierzyć lub nie wierzyć, w coś czego nie ma?
Konkluzja↔każdy człowiek, świadomy swych działań, to osoba wierząca.
ⱭƝҼƘՏ:)
Miłujmy się Siostry i Bracia, albowiem czas końca świata niewiadomy nawet tym, co wszystkie rozumy spożyli, (oprócz potencjalnych samobójców) i nie znamy dnia ani godziny początku martwoty swojej, a przecie wielce nie przystoi, w poświacie wzajemnych waśni, niesnasek i durnowatości, na Dolinę Jozafata, w cuchnącym rozkładzie miłości i przebaczenia, wędrować...
oceny: bezbłędne / znakomite
są produktem rodzimego wychowania;
to, co żeś z mlekiem matki i szkoły elementarnej wyssał, takie też masz poglądy i wierzenia.
Oczywiście, bywają od tej reguły liczne wyjątki,
które tę regułę jedynie zawsze potwierdzają
miłujmy się, Bracia i Siostry (patrz aneks)
bo inaczej będzie z nami krucho.
Ludzie, pozbawieni miłości, usychają jak ta bez wody wszelka Boża żywina