Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2021-06-10 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 623 |
Ofiara własnej sławy... i słabej psychiki
Parę lat temu poruszyło mnie ohydne zdjęcie Violetty Villas opublikowane w artykule o niej w pewnym polskim czasopiśmie. Pamiętam, że kiedy je wówczas zobaczyłam, byłam oburzona i załamana jednocześnie. Żal mi jej było. Bardzo żal! Zaś na bezdusznych paparazzi byłam wściekła. Bo jakże tak można z buciorami włazić w czyjeś prywatne życie, wyczekując okazji do zrobienia sensacyjnych zdjęć? To obrzydliwe! Z szacunku do wielkiej divy tamtych lat, zdjęcia tego, ukazującego aż nadto jej późniejszy tragizm, nie zamieszczę.
Wtedy się domyślałam, że sam tytuł zdjęcia („Violetta Villas zeszła na psy”) był w pewnym sensie też i metaforą, że redaktorowi tegoż artykułu chodziło pewnie o tę ogromną ilość psów (ponad 300), jakimi się ona wówczas otaczała. Uważam jednak, że to go wcale nie tłumaczy, bo zdjęcie jest wstrętne.
Mieszkając za granicą, nie miałam okazji śledzić kariery Violetty Villas i niewiele wiedziałam o jej kolejach życia. I pewnie dlatego, coś mi wtedy kazało wyciąć to zdjęcie i je zachować. Teraz, kiedy ona zmarła, przypomniało mi się o nim. Odszukałam je... i kiedy tak na nie patrzę, żal mi jej jeszcze bardziej. Dziś rozumiem, że padła ofiarą własnej sławy oraz słabej psychiki... i pseudo przyjaciół.
Violetta Villas (Czesława Maria Cieślak) urodziła się 10 czerwca 1938 roku w Belgii. Dzieciństwo i młodość spędziła jednak w Lewinie Kłodzkim na Dolnym Śląsku. Tam też zmarła.
Była największą divą polskiej sceny. Miała fenomenalny głos. Śpiewała sopranem koloraturowym o skali aż czterech oktaw. Sławna była także w wielu krajach. Zwłaszcza we Francji i USA. I w końcu jej własna popularność zniszczyła ją. Najwidoczniej nie była gotowa na to, by zostać wielką gwiazdą. Sława zwyczajnie ją przerosła.
Czy była dobrym człowiekiem? Trudno oceniać, nie znając jej osobiście. Jest jednak coś, co mi się w niej nie podobało. Mianowicie to, że nie była matką dla swojego jedynego dziecka, syna. Pomijam już nawet okres jego dzieciństwa, kiedy to całkowicie pochłonęła ją chęć zrobienia kariery, bo to można jeszcze jakoś zrozumieć, ale że w późniejszym okresie nie chciała mieć z nim kontaktu i wręcz uważała go za wroga, to już zrozumieć nie sposób. Takie jest moje zdanie.
Jej syn w dorosłym wieku wielokrotnie wyciągał do niej pomocną dłoń. Ona jednak stale ją odtrącała. Wolała otaczać się obcymi ludźmi oferującymi jej pomoc. I oczywiście zwierzętami.
Postać jej zawsze budziła wiele kontrowersji. W ostatnich latach jej życia coraz bardziej zamykała się w sobie. Miała problemy z alkoholem. Syn opowiadał, że bardzo cierpiała, że walczyła ze swoimi słabościami i chciała się wyleczyć, ale w samotności, bez niczyjej pomocy z zewnątrz. Co jakiś czas jej się to udawało.
Niestety, potem znowu wracała do swoich używek. Wtedy zaczął się jej ostry zjazd w dół. Zarywała koncerty, nie dotrzymywała umów i terminów. Choroba upadlała ją coraz bardziej.
Czy osoby z jej bliskiego otoczenia (zwłaszcza ta jedna — jej opiekunka) nie poczuwają się do odpowiedzialności za jej śmierć — w tak podłych warunkach?
Taką Violettę Villas chcę zapamiętać...
Jej cudowny głos będzie mi
zawsze towarzyszył.
Żegnaj kolorowy ptaku
o niebiańskim głosie!
* Zdjęcia pochodzą z Internetu.
8.12.2011
Dzisiaj, 10 czerwca 2021, Violetta Villas obchodziłaby 83 urodziny. Zmarła zbyt szybko (5.12.2011) i w zbyt uwłaczających człowieczeństwu warunkach. Anielski głos tej wielkiej divy brzmieć będzie jednak przez wiele kolejnych stuleci.
A ja nie mam w zwyczaju wstawiania pierodoletów, które nie mają nic wspólnego z literaturą, a atakujących tylko innego użytkownika.
Jak to jest z z wklejaniem tekstów z jakiś poradników sprzed stu lat (jak i sama ropucha) bez odnośników do źródła?
Ten zarzut padł już na innych forach.
Drobne przeredagowanie nie czyni własności z takich wynalazków.
Walnij się w dekiel zadymiaro i zacznij myśleć jedynym zwojem.
OK., dajmy już sobie spokój, bo to i tak do tego kogo trzeba ni jak nie dotrze. Ani chamskimi słowami, jakich ona używa, ani kulturalnymi. Te typy tak mają i się nie zmieniają... A świat jest taki piękny. Cieszmy się i nie
marnujmy cennego czasu, na takie nic. :)
Nawet starzeć można się ładnie i z klasą, co nie grozi temu przypadkowi.
oceny: bezbłędne / znakomite
Dlaczego nie tylko tego ofiara?
Bo w tej naszej tromtadrackiej pijanej tradycji najważniejszy jest przecież zawsze tylko Zenek?
Co się dzieje - także dzisiaj - z wielkimi Wielkimi polskiej kultury, kiedy na stare lata NIE TRAFIAJĄ do Skolimowa??
- dzieci, niepełnosprawnych i starców.
W Polsce kochamy tylko wino, kobiety i śpiew
Emilio, rzeczywiście wiele jest w tym prawdy. A „Zenek” jest tej prawdy symbolem. ;)
Ale w przypadku VV, trudno powiedzieć, czy coś by pomogła jakakolwiek pomoc (chyba że wiele lat wcześniej), gdyż ona wszystkie odrzucała. Zwłaszcza od syna. Nawet ze szpitala uciekała, chcąc do domu, do swojej prywatnej kaplicy, do ołtarza. Jej fanatyczna na starość wiara, alkohol plus patologiczna opiekunka doprowadziły ją do śmierci.
Janko, miło mi, dzięki!
Zaraz, to już nic nie rozumiem. Pisałam łącznie i korektor pisowni w języku polskim za każdym razem podkreślał wyraz na czerwono i nakazywał pisać rozłącznie. To co jest grane? Korektor zgłupiał, czy ja? :D
w których genialnych /i do tego dziwnie owłosionych/ ludzi traktowano jak jakieś curiosum z menażerii, i tylko Kościół jako chyba wówczas jedyny dawał jakąś nadzieję lepszego dla nas wszystkich jutra. Na swoich trasach koncertowych i na występach z poziomu wielkich światowych scen za przaśnego PRL-u widziała dużo szersze horyzonty niż my-szarzy Kowalscy, otrzymywała dużo większe niż my pieniądze i musiała przetrwać potężną presję własnej Super-Star, co - wszystko razem do kupy wziąwszy - niejednemu człowiekowi mogłoby złamać żelazny nawet kręgosłup
Obsypywana przez swoich fanów stertami kwiatów, żyła tak naprawdę w swojej dzikiej pustelni przez w s z y s t k i c h /poza synem/ kompletnie zignorowana
...której nikt Jej w swoim chrześcijańskim miłosierdziu
nie udzielił.
Ni wójt, ni ksiądz pleban, ni nauczyciel, ni doktor, ni święvi anieli - N I K T.
Jak pisał nieledwie 300 lat temu genialny Biskup wśród poetów i Poeta pośród biskupów, J.I.Krasicki,
...wśród serdecznych przyjaciół
psy zająca zjadły.
Oni jej nie znosili, za bałagan, za smród, za szczekanie psów... itp.
Nie jestem polonistką i w podobnych sytuacjach ulegam sugestii korektora, bo czasami myślę, że może w ciągu tych moich 32 lat poza Polską — w pisowni mogło się jednak coś zmienić.
Dobrze, że Ty tu jesteś i czuwasz. Dziękuję raz jeszcze! :)
Pozdrawiam!