Autor | |
Gatunek | horror / thriller |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-08-07 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 832 |
— Moja historia wydawać się może dziwna albo nawet nieco śmieszna. To jednak mi nie przeszkadza, żeby ją często opowiadać, nawet jeśliby mnie nikt z uwagą nie słuchał. Zdarzyło się mi coś strasznego. Dla zwykłego umysłu człowieka może to wyglądać na wynik nadmiernie pobudzonej wyobraźni, lecz fakty, czyli rzeczywiste zdarzenia, mówią same za siebie, a obiektywnej prawdy nic nie zastąpi. Pochodzę z rodziny, w której od pokoleń zajmowano się młynarstwem i w jej rękach było już kilka młynów. Jak nadarzyła się gdzieś okazja zakupienia jeszcze jednego, to zawsze ktoś z nas starał się go nabyć. Pewnego dnia kupiłem pewien stary młyn. Należał on do młynarza, który zmarł dawno temu, a jego rodzina nie chciała się trudnić młynarstwem, więc młyn wystawiono na sprzedaż. O tym młynarzu nie mówiono dobrze. W sieni jego młyna wisiał jeszcze jego portret, a oczy na nim patrzyły groźnie i nieżyczliwie. Opowiadano o tym człowieku, że był bardzo skąpy i że ponoć zabrał ze sobą na drugi świat cały swój majątek. Inni głosili, że ukrył przed ludźmi swoje skarby gdzieś tu w młynie. Ponoć może objawić się komuś jako duch i wskazać to miejsce, jeśli mu jakiś człowiek wpadnie w oko. Ta wersja bardziej mi się spodobała, choć nie wiedziałem wtedy, do czego mnie ta wiara może doprowadzić. Kiedy już zamieszkałem w tym młynie i prowadziłem działalność, ludzie często coś tam wspominali o starym młynarzu i jego rzekomych skarbach. Nie traktowałem tego poważnie, lecz pewnej nocy, kiedy się zbudziłem, zobaczyłem postać przypominającą ducha. Pomyślałem sobie od razu, że to chyba duch tego młynarza, bo jego twarz przypominała tę z portretu zawieszonego w sieni. Spojrzałem w stronę zjawy i zauważyłem, że palcem wskazała mi na piec stojący przy ścianie. Po czym zniknęła. Zrozumiałem, że postać wskazała mi zapewne miejsce przechowywania skarbu. Wezwałem ludzi i poleciłem im zburzyć ten piec, a sam stałem z workiem w ręce, czekając, aż pojawią się skarby. Piec zburzono, a skarbów nie znaleziono. Trochę byłem oburzony. Pewnej nocy znowu obudziłem się i zobaczyłem zjawę. Tym razem wskazała mi na podłogę. Następnego dnia poleciłem robotnikom, aby zerwali podłogę. Tak też się stało. Znaleziono tam jedynie stary młotek ze złamanym trzonkiem. Wściekłem się na ducha i postanowiłem nie dawać za wygraną. Pomyślałem sobie, że może on sprawdza moją wiarę, bo wiara ponoć zawsze ważniejsza jest od rozumu, i szczęście też może przynieść. Po jakimś czasie w nocy pojawił się znowu. Tym razem wskazał mi ręką na sufit. Zdecydowałem, że i tam sprawdzę. Kazałem zerwać cały sufit i jak się później okazało, znowu nic nie znalazłem. Zerwanie sufitu zachwiało dachem i ścianami całej budowli, która z czasem się zapadła — powiedział starszy mężczyzna. — Muszę kończyć, bo zaraz przynoszą kolację. No i dostanę też mojego ulubionego „wesołka”. Nie wiecie, co to jest? „Wesołek” to taki preparat z bromu i czegoś tam jeszcze przy okazji lekko rozweselającego, podawany w postaci zastrzyku. Dzięki temu mogę dobrze spać, no i nie przyśni mi się ten diabelski młyn i jego jeszcze gorszy właściciel.