Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-11-03 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 659 |
Po wyjeździe Połychajewa poziom wydajności w firmie zauważalnie się obniżył. Śmiesznie byłoby pracować z dotychczasowym rozmachem, nie wiedząc, czy zostaniesz na swoich śmieciach u siebie, czy też już za chwilę może przyjdzie ci razem z całym tym kancelaryjnym majdanem taszczyć się do byłej siedziby *BLACHY I BEKONU*. A już całkiem idiotycznie byłoby wysilać się na pełen gwizdek po powrocie szefa, który, według wyrażenia Bomze, *wrócił z tarczą* jako zwycięzca, i nikt nigdzie nie musiał się już wyprowadzać, więc wszyscy urzędnicy swój czas pracy spędzali głównie na kpinach z miejskiego wydziału komunalnego.
Przegrany w tej potyczce trust hotelowy poprosił o zwrot chociaż umywalników i łóżek pancernych, lecz podbechtany sukcesem Połychajew nawet im nie odpowiedział. Wówczas bitwa rozgorzała z nową siłą. Do Moskwy słano kolejne odwołania i skargi. Aby je zdementować, Połychajew jeździł do centrali osobiście, i coraz częściej w mieszkaniu Bomze słychać było zwycięskie *pijdodna*, i coraz szersze kręgi współpracowników wciągano do frontu walki o *Herkulesa*. Z czasem całkiem zapomniano o przemyśle drzewnym oraz tartacznym. Kiedy Połychajew raptem znajdował na swoim biurku papiery, dotyczące cedrów na eksport albo płyt paździerzowych, tak go to porażało, że przez jakiś czas nie był w stanie zrozumieć, czego od niego chcą. Akurat właśnie teraz był cały pochłonięty nadzwyczajnie ważną sprawą: próbował zwabić do *Herkulesa* wyższymi zarobkami dwóch szczególnie niebezpiecznych pracowników wydziału komunalnego.
- Masz pan szczęście, - tymczasem mówił właśnie do swojego towarzysza Wielki Kombinator. - Asystuje pan przy śmiesznym zdarzeniu: Ostap Bender podąża za gorącym tropem. Niech się pan uczy, kolego! Drobny kryminalista w rodzaju Panikowskiego napisałby do Koriejko list: *Połóż na podwórku pod koszem na śmieci 600 rubli, inaczej marnie zginiesz!* i pod spodem narysowałby krzyż, czaszkę i zapaloną świecę. Sonia-Złota Rączka, której fachowości bynajmniej nie chcę dyskredytować, na zakończenie zastosowałaby zwyczajną wódeczkę-głupawkę, co by jej przyniosło może półtora tysiączka. Jak to słabej kobiecie. Weźmy dla przykładu wreszcie takiego korneta Sawina. Jako aferzysta człowiek-mistrzunio. Jak to mówią, nie przyczepisz się do niczego! A cóż taki zrobiłby na moim miejscu? Przyjechałby do Koriejko do jego mieszkania jako przebrany car Bułgarii, wywołałby skandal w zarządzie domów prywatnych i zepsułby wszystko jak nic. Ja natomiast, jak pan widzisz, nigdzie się nie śpieszę. Siedzimy w Czarnomorsku już od tygodnia, i tylko dopiero teraz idę na pierwsze z nim spotkanie... Ocho! Otóż i nasz oddział rachunkowości! Ano, mechaniku pokładowy, proszę wskazać chorego. Toż pan jesteś od Koriejki specjalistą.
Weszli do chichocącej, pełnej klienteli hali, i Bałaganow zaprowadził Bendera do rogu, gdzie za żółtym przepierzeniem siedzieli Cieważewskaja, Koriejko, Kukuszkind i Drejfus. Byli jeszcze dosyć daleko, i już-już podnosił rękę, żeby wskazać milionera, kiedy Ostap ze złością syknął:
- Może byś pan jeszcze na całą mordę zakrzyczał: *To on, wielki bogacz! Trzymać go!* Tylko spokojnie, kochany! Ja sam odgadnę, który to z tych czworga.
1931