Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-03-01 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 549 |
W czworokątnym zamkniętym podwórzu *Grand Hotelu* rozlegało się odwieczne kuchenne stukanie, syk pary i krzyki: *Podwójny serwis herbaciany do szesnastki!*, a na białych korytarzach było jasno i cicho jak na sali rozrządowej w elektrowni. W 150 numerach spał kongres agronomów, którzy wrócili z delegacji, 30 numerów oddano do dyspozycji zagranicznym komersantom, którzy wyjaśniali bolesny problem, czy można w końcu zyskownie handlować z Sowieckim Sojuzem, czy jednak nie; najlepszy, czteropokojowy apartament zajmował sławny hinduski poeta i filozof, a w malutkim numerze, przeznaczonym dla dyrygenta orkiestry symfonicznej spał Ostap. Leżał w ubraniu na pluszowej narzucie, przyciskając do piersi swoją walizkę z milionem. Przez noc wciągnął w siebie cały znajdujący się w tym pomieszczeniu zapas tlenu, i to, co pozostało do rana w chemicznym składzie powietrza, było azotem jedynie z grzeczności. Cuchnęło skwaśniałym winem, piekielnymi kotletami i czymś nieokreślonym równie wstrętnym. Nasz bohater jęknął i odwrócił się. Walizka zwaliła się na podłogę. Ostap natychmiast otworzył oczy.
- Co to było? - wymamrotał z grymasem. - Ułańskie fantazje na sali restauracyjnej! A nawet jakieś szwoleżerstwo! Fuuuuj! Zachowywałem się jak jakiś kupiec trzeciej kategorii! Boże mój, święty, a może ja kogoś tam na sali obraziłem? Co to za dureń krzyczał: *Agronomowie, powstań!*, a potem płakał i zaklinał się, że tak w głębi serca sam też jest agronomem? Ach, prawda, to przecież byłem ja! Ale dlaczego to robiłem?..
I wtedy przypomniał sobie, że wczoraj, postanowiwszy rozpocząć wreszcie należyte porządne życie, zdecydował, że zbuduje dla siebie osobny dom w mauretańskim stylu. Poranek spędził na cudownych rojeniach. Wyobrażał sobie okazały budynek z minaretami, szwajcara o pomnikowej twarzy, mały pokój gościnny, salę bilardową i nawet jakąś salę konferencyjną. W oddziale nieruchomości Rady Narodowej wyjaśniono mu, że działkę, owszem, może dostać, ale już w sekcji budowlanej wszystko diabli wzięli, i cały ten jego wymarzony dom się zawalił. Padł na pysk szwajcar, grzmotnąwszy swoim kamiennym obliczem o ziemię, zakołysała i rozpadła złota sala konferencyjna i rozleciały minarety.
- Pan jest osobą prywatną? - zapytano naszego milionera w sekcji budowlanej.
- Tak, - odparł Ostap. - Jestem wyjątkową indywidualnością.
- Niestety, budujemy wyłącznie dla kolektywów i dla organizacji.
- Dla kooperatywów, organizacji społecznych i gospodarczych? - spytał z goryczą Bender.
- Tak, tylko dla nich.
- A ja?
- A pan niech buduje sobie sam.
- Ale gdzie jak kupię kamienie, cegły, cement, szpingalety, wreszcie plintusy?
- Gdzieś pan kupisz. Chociaż będzie z tym trudno. Kontrahenci już są rozdysponowani według rozdzielnika przemysłu i kooperacji.
Najprawdopodobniej to właśnie było przyczyną tego absurdalnego nocnego wczorajszego ułaństwa.
Wciąż leżąc, Wielki Kombinator wyjął notatnik i zaczął podliczać wszystkie wydatki od czasu, kiedy dostał swój milion. Na pierwszej stroniczce był pamiętny zapis:
...................................
wielbłąd 180.00 rb.
baran 30.00 rb.
kumys 1.75 rb.
----------------------------
razem: 211.75 rb.
1931
oceny: bezbłędne / znakomite