Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-01-26 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 947 |
Przed świtem, kiedy karczma zaczęła się powoli budzić do życia, i między wozami kręcił się już chłopczyk z wiadrem wody, piskliwie wołając: *Komu konie napoić?*, Ostap zakończył swoją robotę, wyjął ze *Sprawy Koriejko* czystą kartkę i ją zatytułował:
........................................................
- ** S Z Y J A **
- FILM DŁUGOMETRAŻOWY
- SCENARIUSZ O. BENDER
........................................................
W Pierwszej Czarnomorskiej Fabryce Snów panował taki rozgardiasz, jaki bywa jedynie na końskim targu i to dokładnie w chwili, kiedy cały jarmark właśnie goni za złodziejem.
Na podjeździe fabryki siedział komendant, który od każdego wchodzącego żądał okazania przepustki, lecz jeśli ten jej nie miał, to i tak go przepuszczano. Jacyś ludzie w błękitnych beretach zderzali się z ludźmi w roboczych kombinezonach, rozbiegali się po wszystkich schodach i natychmiast z powrotem tymi samymi schodami zbiegali na dół. Tam okrążali cały westybul, na sekundkę zatrzymywali się, wpatrując się martwo przed siebie, po czym znowu rzucali się na górę tak żwawo, jakby ich ktoś gonił z mokrą szmatą. Wszędzie gdzieś dokądś pędzili asystenci, konsultanci, eksperci, administratorzy, reżyserzy ze swoimi przybocznymi sekretarkami, oświetleniowcy, redaktorzy-montażyści, starsze wiekiem scenarzystki, kierownicy zajęć i dysponenci wielkiej żeliwnej pieczęci.
Bender, idąc zwykłym swoim krokiem, prędko zauważył, że nie potrafi włączyć się w nurt tego zakręconego świata. Nikt nie odpowiadał na jego pytania, nikt nawet się nie zatrzymywał.
- Aha! Trza wpasować się w charakterystyczną osobliwość przeciwnika, - powiedział do siebie.
Zaczął więc szybciej biec i od razu poczuł ulgę. Udało mu się nawet przerzucić kilkoma słówkami z jakąś asystentką, przyśpieszył więc bardziej i spostrzegł, że złapał właściwe tempo; biegł teraz ostrym kłusem łeb w łeb z kierownikiem sekcji literackiej.
- Scenariusz! - krzyknął do niego.
- Ale jaki? - zapytał ten, rączo wyrywając do przodu.
- Świetny! - odparł Ostap, o pierś wysuwając się przed niego.
- Ale jaki, ja się pytam? Niemy czy udźwiękowiony?
- Niemy!
Z łatwością przebierając nogami w grubych pończochach, kierownik sekcji literackiej wyprzedził Ostapa na zakręcie i krzyknął:
- Nie potrzebujemy!
- Ale jak to - nie potrzebujecie? - zdziwił się Wielki Kombinator, zaczynając już ciężko robić bokami.
- Normalnie! Niemego kina już nie ma. Niech się pan zwróci do dźwiękowców.
Tu obaj na sekundę zatrzymali się, jak ten słup soli popatrzyli na siebie i rozbiegli się w różne strony. Już po pięciu minutach Bender, wymachując rękopisem, ponownie biegł w nowej kompanii pomiędzy dwoma po sprintersku rozpędzonymi konsultantami.
- Scenariusz! - zakomunikował Bender, dysząc ciężko jak koń po wyścigach.
Konsultanci zgodnie wyhamowali i zwrócili się w jego stronę:
- Jaki scenariusz?
- Dźwiękowy.
- Niepotrzebny nam. - powiedzieli obaj panowie chórem, przyśpieszając biegu.
Komandora znowu zatkało tak, że aż pomylił nogę i podskoczył.
- Ale jak to *niepotrzebny wam*?
- Zwyczajnie. Nie-po-trze-bny. Kino dźwiękowe przecież jeszcze nie istnieje.
1931
oceny: bezbłędne / znakomite