Przejdź do komentarzyRozdział 25. Trzy drogi /3
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2022-02-03
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń604

- Znamy, znamy, - rzekł komandor, - widzieliśmy to w Arbatowie, i drugi raz nie polecam.


Panikowskij umilkł, lecz już po chwili, kiedy nowy skok automobilu rzucił go na kolana Ostapa, znowu rozległ się jego gorączkowy szept:


- Bender! Gąsior spaceruje po drodze. Gąsior! Cudny ten ptak se spaceruje, a ja stoję i udaję, że nie mam z tym nic wspólnego. A on podchodzi i zaraz zacznie na mnie syczeć. Głupie ptaki myślą, że są najsilniejsze, i na tym polega ich słabość. Bender! W tym tkwi ich słabość!..


I nasz naruszyciel konwencji nieledwie zaśpiewał:


- On na mnie idzie i syczy jak gramofon, ale ja nie z tych, co się boją. Ktoś inny na moim miejscu dawno by zwiał, a ja stoję i tylko czekam. A ten podchodzi i wyciąga szyję, białą gęsią szyję z żółtym dziobem i chce mnie uszczypnąć. Niech pan zauważy, panie Bender, moją nad nim wyższość moralną: to nie ja na niego napadam, lecz on na mnie. I raptem w obronie własnej to ja jego ła...


Jednakże nie zdążył skończyć, gdyż rozległ się przerażający trzask, i antylopowcy jak z procy wystrzelili prosto na polną drogę, gdzie wylądowali w najprzeróżniejszych pozach: nogi Bałaganowa sterczały z rowu, na brzuchu Wielkiego Kombinatora leżała bańka z benzyną, Panikowskij jęczał, nieco przyciśnięty przez resor. Koźlewicz wstał z trawy i, chwiejąc się, zrobił kilka kroków.


*Antylopa* zniknęła. Wokół drogi walała się nieokreślona kupa potrzaskanych części - w tym tłoku - wyrwane poduszki, resory. Miedziane wnętrzności lśniły w świetle księżyca. Rozwalona skrzynia zjechała do rowu tuż obok odzyskującego przytomność Bałaganowa. Łańcuch spełzł jak wąż w koleinę. W ciszy, która nastała, dobiegł delikatny dźwięk, i skądś z pobliskiej górki z powrotem przykulało się do nich koło. Opisało łuk i miękko legło u nóg szofera.


I tylko dopiero wtedy Koźlewicz zrozumiał, że wszystko skończone: jego *Antylopa* padła na amen. Siadł na ziemi i złapał się za głowę. Po kilku minutach komandor dotknął jego ramienia i rzekł zmienionym głosem:


- Adam, musimy iść.


Koźlewicz wstał, lecz natychmiast ugięły się pod nim nogi, i opadł z powrotem.


- Musimy iść, - powtórzył Ostap. - *Antylopa* była wierną maszyną, ale na świecie takich jak ona jest jeszcze cała masa. Już niebawem możecie sobie wybrać każdą z nich. Idziemy. Musimy się śpieszyć. Trzeba gdzieś przenocować, coś zjeść, zdobyć kasę na bilety, bo jechać będziemy daleko. Ruchy, ruchy, Koźlewicz! Życie jest piękne pomimo strat. Gdzie Panikowskij? Gdzie ten złodziej gęsi? Szura! Niech pan prowadzi Adama pod ramię!


Chwycili kierowcę pod ręce i poszli. Koźlewicz czuł się jak kawalerzysta, pod którym z jego niedopatrzenia padł ukochany wierzchowiec. Był pewien, że od teraz będą go wyśmiewali wszyscy napotkani przechodnie.


Po zagładzie *Antylopy* życie natychmiast stało się o wiele trudniejsze. Nocleg musieli rozbić w polu.


Ostap od razu zasnął, zasnęli też Bałaganow z Koźlewiczem, a rozdygotany Panikowskij całą noc przesiedział przy ognisku.


Wstali o świtaniu, jednak do najbliższej wiochy dotarli dopiero po 16:00. Przez całą drogę stary dziadek, kulejąc na jedną nogę, wlókł się za nimi. Od głodu oczy jego przybrały kociego połysku, i bezustannie wyrzekał na swój los - i na komandora.


Kiedy już byli we wsi, Bender kazał załodze czekać na ul. Trzeciej i nigdzie się nie odłączać, a sam poszedł na ul. Pierwszą - do sołectwa - skąd szybko zresztą wrócił.


- Wszystko już urządziłem, - rzekł weselszym tonem. - Zaraz nas zakwaterują i dadzą obiad. Po obiedzie będziemy mogli porozkoszować się na sianku. Pamiętacie, com wam kiedyś gadał o mleku i sianku? A wieczorem damy przedstawienie. Jużem je sprzedał za 15 rubli, i nawet dostałem kasę. Szura! Będziesz pan musiał coś wydeklamować z tej swojej pięknej księgi *Czytelnika-deklamatora*, ja będę pokazywał antyreligijne magiczne fokusy z kartami, a Panikowskij... Gdzie ten Panikowskij? Gdzie się do cholery podziewa?



1931

  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Czyli z każdej sytuacji jest wyjście!
avatar
Czy bez obiecanek-cacanek komandora

/i kogo on nam przypomina??/

pozostali trzej panowie ruszyliby swój tyłek dokądkolwiek?
© 2010-2016 by Creative Media
×