Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-02-25 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 554 |
Siedem dni wielbłądy dźwigały przez pustynię naszych dzielnych szejków. Początkowo podróż ta Ostapa bardzo cieszyła; cieszył go widok kiwającego się między garbami Alieksandra Ibn-Iwanowicza, jego słabosilny *statek pustyni*, ze wszystkich sił starający się unikać swoich obowiązków, radował też go worek z własnym milionem, którym od czasu do czasu poganiał niepokorne barany. Siebie samego nazywał pułkownikiem Thomasem Lawrencem.*)
- Jestem emir-dynamit! - pokrzykiwał, kołysząc się na wysokim grzbiecie wielbłąda. - Jeżeli za dwa dni nie dostaniemy czegoś porządnego do żarcia, wywołam powstanie wśród miejscowych plemion. Słowo honoru! Wyznaczę siebie na pełnomocnika Proroka i ogłoszę wojnę świętą dżihad. Na przykład, przeciwko Danii. Po co ci wredni Duńczycy zamęczyli swojego księcia Hamleta? W dzisiejszej sytuacji politycznej nawet sama Liga Narodów uzna to za dobry pretekst do wojny. Jak Boga kocham, kupię od Anglików za milion rubli ich karabiny - oni przecież je lubią sprzedawać wszystkim dzikim plemionom - i marsz-marsz na Danię! Niemcy nas przepuszczą w ramach odszkodowań wojennych. Wyobrażasz sobie pan napad koczowników na Kopenhagę? A na ich czele ja na białym wielbłądzie. Ach! Jaka szkoda, że nie ma Panikowskiego! Jak by go ucieszyła kopenhaska gęś!..
Po kilku jednak dniach, kiedy z baranów zostały jedynie sznurki, a kumys wypity do ostatniej kropelki, nawet ten waleczny emir-dynamit posmutniał i tylko melancholijnie mamrotał:
- W piaskach pustynnych arabskiej ziemi trzy dumne palmy nie wiadomo komu rosły...
Obaj szejkowie okropnie schudli, ich odzież była w łachmanach i stali się podobni do derwiszów z bardzo niebogatych stron.
- Jeszcze trochę cierpliwości, Ibn-Koriejko, i dotrzemy do miasteczka, które swą pięknością nie ustępuje nawet Bagdadowi. Płaskie dachy, miejscowe orkiestry, restauracyjki we wschodnim stylu, słodkie wina, legendarne dziewice i 40 tysięcy rożnów z karskimi, tureckimi, tatarskimi, mezopotamskimi i odesskimi szaszłykami. I wreszcie nasz dworzec kolejowy.
Ósmego dnia podróżni podjechali do starego cmentarza. Aż do samego horyzontu kamiennymi falami ciągnęły się rzędy półokrągłych grobowców. Zmarłych tutaj nie zakopywano - kładziono ich zwłoki ot, tak na piasku, okładając je kołpakami z kamieni. Nad spopielonym miastem umarłych lśniło straszne słońce. Starożytny Wschód leżał w swych rozżarzonych skwarem mogiłach.
Obaj kombinatorzy popędzili swoje wielbłądy i już niebawem wjechali do oazy. Dookoła granic miasta stały zielone pochodnie wysokich topoli, a ich odbicia powtarzała woda na polach ryżowych. Samotnie stały karahacze podobne do gigantycznego globusa na cienkiej drewnianej nóżce. Pojawiły się pierwsze osiołki, wiozące swych spasionych jeźdźców w chałatach na snopku koniczyny.
Koriejko i Bender mijali sklepiki z zieloną tabaką w proszku i śmierdzącym mydłem, podobnym do główek szrapnela. Miejscowi rzemieślnicy z białymi jak z tiulu brodami trudzili się nad miedzianymi płytkami, zwijając je w miednice i wąskie w szyjce dzbany. Szewcy suszyli na słońcu małe skrawki skóry farbowanej atramentem. Ciemnoniebieskie, żółte i błękitne kafelki meczetów lśniły przerzedzonym szklanym światłem.
1931
..............................................................................
*) płk. Thomas Lawrence (1888 -1935) - brytyjski wojskowy, podróżnik i archeolog
oceny: bezbłędne / znakomite
s k ą d
się bierze /relatywnie/ wielka poczytność /oglądalność/ kryminałów, horrorów i innych thrillerów
??
D l a c z e g o tak mądrze poukładana /L. Montgomery/ Ania z Zielonego Wzgorza już na starcie musi przegrać ze znajomymi z pociągu /P. Highsmith/?!
Wielka Sztuka /czy to w literaturze, czy to gdziekolwiek/ od zawsze bazuje na "wyświetlaniu" ukrytej w cieniu, 2. /mrocznej/ stronie naszej mniej ludzkiej twarzy. Instynktownie boimy się nie tego, co na codzień z autopsji znamy,
a tego,
czego nie widać i czego w ogóle NIE WIEMY.
To dlatego w bogobojnej Częstochowie czy w innych Kaczych Dołach ludzie z najbliższego sąsiedztwa NIGDY nie zauważą tego, co się całymi latami wyprawia /za ich ścianą!/ z kolejnym malutkim Kamilkiem
A CIENIA