Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-03-11 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 698 |
Szorowałem na klęczkach podłogę. W klasztorze byłem już cztery dni. Dłonie białe, niby jedwabna rękawiczka. Kamienie gołe.
W okienku światła urodzaj. A w niszy ciemność. I szmaty mokrej dotyk, jasną gałęzią, nie dostrzeże nikt.
Zamknięte drzwi. Na głucho. Nie dociera świat. O papierosie zapomniałem. To znaczy, teraz mi się przypomniał. Splamiłem się tą myślą. Bo nie chcę jej. Ale umyć mogę tylko podłogę. Coś, co realne, to ona. Mokra, szorstka, można ją myć w nieskończoność. Nie napotykając żadnej przeszkody. Nie plamię.
Jest wzór na podłodze, coś co przypomina. O tym że żyć wartko, nie znaczy. Albowiem rzeźbiąc. Chłód, co przenika.
Powoli wstałem. Oparłem się o ścianę. Zazwyczaj w takiej sytuacji sięgam po papierosa. Sam nie wiem, dlaczego. Cokolwiek bym nie powiedział o ścianie - oparcie jakieś musi być. Ścieka woda po szmacie.
Wykręciłem ją.
Gdybyż to był skowyt, to co we mnie nie ustaje. Lecz skowyt tak łatwo przeobrazić w cichy obyczaj. I teraz ta cisza udaje skowyt. W życiu bym nie przypuszczał, że mycie podłogi może być tak inspirujące. Właściwie nic się nie stało. To, co wydaje się tak niesamowite, to jest fakt, że jestem tutaj sam. I moje myśli przepływają. Skąd mogłem wiedzieć że tak jest? Kiedy się robi szybciej nawet, niż się pomyśli. A ona refleksja jest potęgą. Co - dosłownie - potęguje. O dziwo, nie przytępia.
Już się raz nawet zdenerwowałęm. Chwyciłem wtedy za szmatę i zacząłem z pasją szorować. Aż mi uciekły siły. Teraz szoruję powoli. Właściwie, to w tej chwili wcale nie szoruję. Jednak coś tam w sobie szoruję. Ten świat, co objawia się myślenie. Szmata, kubeł, woda - to wszystko są myśli w świecie myśli. I nawet ta podłoga. I nawet ja - uświadomiłem sobie. Lecz jest to w jakiś sposób wtórne. Gdzież są myśli, które mnie tutaj przygnały? Może w ogóle nie było myśli, bo czymże jest zerwany film?
A jednak coś mnie przygnało.
Nie umiem tego poskładać. I znowu klękam, biorę szmatę i szoruję po podłodze.
Ptaki śpiewały na wesoło. Ale, czy to ptak przysiadł, bo ja żadnego nie widziałem? A może coś tam w głowie? Taki piękny jest śpiew ptaków. Taki łagodny. Wręcz słodki. Umyłem druty, na których siadały. I wiele więcej, co ja tam miałem do ptaków. I teraz śpiew jest czysty. A został jeden ptak. I on chyba opowiada o mnie. Natężam słuch. Co też mi powie? Ucichł.
Zorientowałem się, że nie pracuję. Spojrzałem po sobie. Podłoga lśniła. Lśnienie podłogi nie ocenia się po widzialnym widmo. Jest to rodzaj uczucia. No, dobrze, może nie lśniła, ale tak mi się wydawało. A ten uczucie, co jest urodzaj, to jemu trzeba zaufać. Bo inaczej przydzie UFO.