Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-03-11 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 644 |
Odemkłem drzwi. Ciężkie były, jakby zawarte, nie, że się z nimi siłowałem. Odemknąłem drzwi, rozumiejąc, że nic już się nie da zrobić. Podłoga była przecież umyta. I z umyciem myślami, więc sił mi przybywa. Umiejąc ten sił już przeznaczyć tylko i owszem, do onego odemknięcia, co jest już powiedziane. Oraz wstecznie. Żeby wyjaśnić dokładnie owy fenomenum. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Ale, póki dobrodziej mój, niby gąska co na polach lata, beztroska, bo bez myśli - beztroska... Może to nie jest najlepsze porónanie, Dopóki żem nie zrozumiał, oraz nie stwierdził, przyglądawszy się, że podłoga jest naprawdę umyta. I, co tu kryć, podłóg nie myłem przecież dostatecznie wiele, w ów podłóg schód, czy poziom, nie ulataj, popatrzeć trzeba. Popatrzeć. No. I owszem - umyta.
No więc jestem. Jestem se na korytarzu. Z wiadrem. Wiadomo, oraz ze szmatą. Do onej szmaty jakoś przywykam. Taka ta szmata swojska, prosta w obsłudze, brudy zbiera, aż chce się człowiekowi płakać ze wruszenia. Tak, owa szmata. Oto ona - podniosłem se ją. Patrzę. Wilgotna.
Trzeba by ją wypłukać.
A na podwórku jest studnia. Z wodą zimną jak palec pingwina. Se szmatę pokłądam na kamieniu. Olbrzym. No może i nie taki znowu. Ale widzisz, jest to otoczak, co się tu jeszcze zatoczył w czasach onej planetarium. W zimie stulecia. Co wołają - lodowiec. I se zawieszam wiadro. Jakie to proste, i że się nie chce nawet przy tym ruszyć pomyślunkiem. Tak se spuszczam powoli, korbką kręcąc. Wiadro idzie w dół.