Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-04-05 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 639 |
Jechałem przez Katowice. Duże to miasto, i okazałe. Ale nie powinno się go pokazywać komuś, kto już był w naprawdę dużych miastach. Bo trochę to niepoważne, kiedy projektowaniem ogromnego konglomeratu zajmuje się ktoś, kto powinien konstruować klatki dla królików. Ale Spodek zrobił na mnie duże wrażenie. Skręciłem na Sosnowiec. I zaraz znalazłem się na drodze szybkiego ruchu.
Było już późno. Tego ruchu nie było za bardzo widać. Gdzieś tam, od czasu do czasu migotały jakieś światełka.
Minąłem Dąbrówkę małą. Zauważyłem parking, ze stacją benzynową. I budkę z hamburgerami.
Między zaparkowanymi tirami kręciły się jakieś osoby. Wzrok mój wyselekcjonował szczegóły garderoby - Przykrótkie spódniczki, torebka ozdobiona diamentami - Panny.
Przystanąłem.
W budce z hamburgerami było ciepło. A nawet, można powiedzieć, gorąco. Piec chodził na okrągło. Wyciągano z niego bułeczki.
Hamburgery, jak hamburgery. Wziąłem z serem. Co do kotleta, to nawet nie wiem jak wyglądał. Nie zaglądam do hamburgera, kiedy chce mi się jeść. Usiadłem.
Wyjrzałem przez okno. Czarna rozpacz. Dziewczęta nie miały brania, bo to i pora nieładna, no i kierowca też musi kiedyś spać. Ale nie chciało mi się wychodzić. Gdyby tam się kręciła jaka ładna panna. Tylko że takie to jeżdżą mirafiori i nie marnują czasu na parkingach.
Hamburger mi smakował. Apetyt miałem ogromny. Sos ściekał mi po brodzie, ledwo nadążyłem go wycierać. Wziąłęm jeszcze jednego. Obsypany sezamem. Tym razem z majonezem. Bo jak się nie usmarujesz majonezem i nie zalatujesz czisburgerem, to nie masz po co wjeżdżać do Sosnowca.
Wstałem i podziękowałem. Bolid stał na własnych kołach. Niebo pojaśniało.
W pobliskim lesie odezwały się głosy ptaków. A może to jakiś kierowca popiskiwał, bo dał się skusić na ciągnik z ssaniem.
Świtało.
oceny: bardzo dobre / znakomite