Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-04-25 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 625 |
– Cześć Dąb. Kawał drewna z ciebie.
– Wypraszam sobie. Nie jestem drewnem jeno drzewem.
– Sorry…przyłóż konar.
– I proszę mi tu w polskim lesie zagranicą nie wyjeżdżać. Bo z wywiadu nici.
– Taki wielki a taki przewrażliwiony. Chyba nie będziesz mnie gonić?
– A ty byś chciał, żeby na ciebie mówiono: ludź? Na pewno byś nie chciał?
– Mogę być ludziem. A co… nie mogę… bo tak kręcisz konarami.
– To przez wiewiórki. Mam łaskotki gdy po mnie łażą.
– Nie możesz je... strząsnąć?
– Próbowałem, ale liście spadły a nie one.
– Ruszaj dalej. Jak żółędzie pospadają, to skoczą za nimi.
– A wiesz… nie pomyślałem... żółędzie?
– Lubię ten kolor i czasami gadam na żółto. No dosyć tej gry wstępnej. Pora na poważne pytania. A swoją drogę… trochę odwagi ze mnie wycieka.
– To dobrze. Susza jest. Będziemy odważniej rosnąć.
– Chodzi o to, żeś wielki jak góra. Gdybym chciał cię obejść, to musiałbym wziąć jedzenie na drogę.
– Rzucę ci trochę żołędzi albo się deczko: wstąpię... chociaż o jeden słój. Wybieraj. Co wolisz?
– Nie dzięki. Nigdzie się nie wybieram.
– Ja też.
– Znowu gadamy głupoty, jak na poważne stworzenia przystało.
– Gadasz. Uściślijmy. Gdybyś zadawał mądre pytania, to bym mądrze odpowiadał.
– Ja nie mogę – zaśmiała się Pani Brzoza. – Ty chyba Dąb z dębu spadłeś. Tyle czasu rosnę przy tobie i jakoś przez ciebie nie zmądrzałam… to znaczy…
– To znaczy, że jesteś głupia… sama przyznajesz.
– Przekręcasz moje słowa. Nie to miałam na myśli. A tak w ogóle, to pod moimi konarami człowieka pochowano. Miej do mnie szacunek.
– Chyba żeby wcześniej zmartwychwstał. Byle dalej od ciebie.
– No sam widzisz. Jestem chociaż przydatna. A ty jesteś tylko: wielki.
– Cicho drzewostan. Spokój mi tu. Gałązki blisko pnia i baczność! Ze wszystkimi mogę pokonwersować. Ale jak będziecie gadać między sobą, to mi zostanie gadanie ze samym sobą.
– Jestem już tyle lat brzozą, ale takiego cudaka drzewa jeszcze nie słyszałam. O widoku nie wspomnę. Okropieństwo. Co to za pokraczne konary? A ten baniak na czubku. Czy w nim coś w ogóle jest, skoro nawijasz jak spróchniały?
– Nie jestem drzewem, tylko: ludziem! Trochę szacunku, bom najbardziej rozwinięty. Wywiad chce z wami zrobić, a wy zamiast mi dziękować, to mi ubliżacie i pierdaczycie jak połamane gałęzie.
– Nie widzę, żebyś kwitł – zauważył Dąb.
– Cały czas tu kwitnę i jeszcze mądrego pytania nie zadałem.
– A to nasza wina? – wtrącił Świerk. – Zjedz moją szyszkę, to zmądrzejesz.
– Nie chcę waszych szyszek!!
– Ja mam żołędzie. Mnie nie wygaduj.
– Pozwólcie mi zadać pytanie. Cały las was słucha, co powiecie.
– Cicho tam na dole – wrzasnęła Sosna. – Nie dosyć, że dzięcioł mnie stuka, to jeszcze mieszanka zwierzęco-drzewna nie daje spokoju. Chwili wytchnienia we własnym lesie.
– Własnym? – zahuczał Dąb. – To jest mój las. Jestem tu królem i tu wzrasta moja władza!
– Panie Dąb. Co panu. Choryś pan.
– Cicho Ludziu. Tyś nie nasz. Nawet nie masz korony.
– O właśnie – dodała Lipa. – Lipny z niego gość.
– Gość? – dodał Krzak Jeżyn. – Raczej nie douczone: coś.
– Drzewa! Co z wami. Tak ładnie wszystko szło na początku. Chciałem po prostu z wami pogadać. O sensie życia, kornikach, słojach… o żywicy. Tylko sęk w tym, że wy jak głupie deski macie zagrania.
– Nas? Od głupich desek wyzywać?
– To taka… metafora.
– Fora ze dwora to najlepsza metafora! – zapiszczały Żółędzie.
– Ja też umiem mówić – pisnęła Wiewiórka. – On ssak, ja ssak. Stoję za nim murem.
– Obrończyni się znalazła – zagrzmiała Wierzba w przerwie płaczu. – Uważaj żeby ciebie nie wypchał. I gdzie tu widzisz mur? Chyba w twoim myśleniu... na drodze synaps.
– Siedź cicho, głupia. Pusta w środku a wypełnioną udaje, nazywając to: myśleniem.
– Ja nie jestem pusty w środku i też się wymądrzam… i co z tego... jak mnie nikt nie słucha.
– Cholera jasna. Z wami ogłupieć można – warknął Niski Pinek. – Co ja mam powiedzieć. Spójrzcie, ile ze mnie zostało. Resztę przerobiono na dechy.
– Głupie dechy. Tak powiedział Ludź – zadenuncjowało Igliwie. – Walnij go koroną!
– Koroną? Ja? To chyba Dąb niech walnie.
– Dąb gada od rzeczy, bo mu robale mózg ze słojów wyjadają – dodała Brzoza.
– Przestańcie wreszcie bijatycko konwersować. Wstyd na cały las. To ja wam mówię: Ludź.
– Raczej chwałą nas otoczą, że nie chcemy z tobą gadać. Przyszedł taki do lasu i zamiast kulturalnie rozmowę zagaić to sobie wyobraża, że jest zagajnikiem, z którego wyrośnie nowy las. Chrust z ciebie zakwitnie połamany.
– Dąb na początku miał chęć na rozmowę.
– Bo stary i nie dowidzi. Myślał, że gada z nieznanym gatunkiem drzewa.
– Panie Dąb. To prawda?
– Rośnij synu, rośnij. A ich nie słuchaj. Nie wiedzą, co szumią… chwila… a gdzie masz: koronę?
– Nigdy nie miałem: korony.
– No i dobrze. Za bardzo przygniata do ziemi.
– Do ziemi? Chyba odwrotnie. Powiedziałeś, że jesteś Królem Lasu.
– Zaszumiało mi w konarach. Muchomora wąchałem wystającym korzeniem.
– No coś ty, Dąb! Nie było ci wstyd?
– No masz go! Oczywiście, że było mi wstyd. Aż mi dziewicze listki spąsowiały. Ale cóż. Robale chciałem przepłoszyć.
– I co? Przepłoszyłeś?
– A gdzie tam. Oblazły mnie bardziej.
– Biednyś.
– A wiesz Ludziu, kto jest królem lasu?
– A skąd mam wiedzieć. Nie jestem drzewem.
– Chyba żartujesz?
– No patrz. A on wierzy…. co tak cicho.
– Boją się – powiedział Zwiędły Liść.
– Czego?
– Zębatego Warczącego Króla. On ma prawdziwą władzę. Być lub być jeszcze chwilę. Na dodatek ma doczepioną obsługę.
– Zwiewajmy stąd!!
– Ale śmieszne – dodały Wiórki Drzewne.
oceny: dobre / znakomite
Głupie, ludzkie myślenie.
Jednakowoż, po ok: 4 latach inaczej go rozumiem, w pewnych skojarzeniach:), chociaż niby głupoty:)↔Pozdrawiam:))