Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | proza |
Data dodania | 2012-02-27 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 4083 |
Łuck
Jeszcze nie ochłonąłem po wrażeniach z Zaborola, gdy zjeżdżając z kolejnego wzgórza, ujrzałem przed sobą piękną panoramę, łączącą w sobie dawność i dzisiejszość - zamierzchłą egzotykę starego grodu i zwyczajność nowoczesnego miasta. Po chwili znaleźliśmy się na przedmieściach Łucka, zwanych Krasne. Po drodze minęliśmy Omelanik, gdzie nie został ślad po pałacu, siedzibie rodu Olizarów. Według legendy, na jednej ze starych lip pałacowego parku, car Piotr Wielki osobiście wyrył swój monogram.
Miasto Łuck jest obecnie stolicą obwodu wołyńskiego. To najstarsze miasto Wołynia i jego pierwsza stolica. W kronikach z XI wieku zanotowaną nazwą Łucka jest Łuczesk. Istnieje kilka wersji pochodzenia tej nazwy. Wywodzi się je od imienia wodza Dulębów - Łuki, od nazwy plemienia Łuczan, a także od nazwy łąk otaczających dawny gród – po rusku łąki to łuki. Dziś do starego brzmienia nawiązują miedzy innymi nazwy hotelu i restauracji - „Łuczesk”.
Widzę, jak na ostatnim przystanku na przedmieściu wysiadają z tramwaju kobiety z grabiami, widłami, motykami, koszami, wiadrami i łopatami. Dalej pójdą piechotą na rozległe pola otaczające miasto, by wziąć udział w pracach przy trwających już żniwach i przy zbiorze pierwszych owoców oraz warzyw w ogrodach.
Zostawiamy w dole rozlewisko rzeki Styr. W okresie dwudziestolecia międzywojennego po Styrze pływały statki pasażerskie, którymi można było dopłynąć na południe do Targowicy, a na północy, wpływając do Prypeci, można było dotrzeć do stolicy Polesia, Pińska. Łagodnie wspinamy się na wzniesienie, na którym według legendy powstał drewniany gród Dulębów z VII wieku, stanowiący stolicę ich państwa. Według niektórych historyków, to wołyńskie państwo było pierwszym państwem Słowian, przed państwem wielkomorawskim, księstwem kijowskim i państwem Piastów. Przez wieki wokół grodu rozrastało się osiedle. Włodzimierz Wielki w X wieku przeniósł stolicę z Łucka do Włodzimierza, aby mieć bliżej do stron za rzeką Bug, na które patrzył pożądliwym wzrokiem i skąd łatwiej było mu najeżdżać Lachów.
Polscy książęta i władcy często korzystali z posiłków wschodnich sąsiadów w walkach z wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi, a także przybywali do Łucka z oddziałami rycerzy, czasami jako sprzymierzeńcy książąt ruskich, walczących pomiędzy sobą, lub jako władcy sąsiedniego państwa, z którym ziemie te były splecione wspólną historią. Wielu polskich książąt z rodu Piastów poślubiało ruskie księżniczki. Zatrzymał się tu w roku 1015 Bolesław Chrobry, w drodze na Kijów. Był tu w roku 1073 Bolesław Śmiały, a także w roku 1149 Bolesław Krzywousty. Kazimierz Wielki po zwycięstwie nad zbuntowanym Świdrygiełłą w roku 1431 przeniósł stolicę Wołynia z Włodzimierza Wołyńskiego z powrotem do Łucka.
Świdrygiełło, który był ostatnim z udzielnych książąt wołyńskich, po swojej klęsce zrezygnował z ambicji politycznych i do końca życia zamieszkał w Łucku, gdzie zmarł w roku 1452. Po jego śmierci Łuck z Wołyniem zostaje włączony do Litwy i rządzą nim namiestnicy wielkich książąt litewskich. Po unii lubelskiej, zawartej w roku 1459, zostaje włączony do Korony. Łuck zostaje wtedy do czasu zaborów stolicą województwa wołyńskiego. Pod zaborem rosyjskim zostaje zdegradowany do roli stolicy powiatu. Staje się za to ulubionym miejscem parad i rewii wojsk carskich, a także ważnym ogniwem w tworzonym w okolicy systemie twierdz - Łuck, Równe, Dubno. Odzyskuje rangę stolicy województwa wołyńskiego w roku 1920, w czasach II Rzeczypospolitej.
Teren zajmowany przez dawny zamek górny, zamek dolny i podgrodzie, zbudowane przez księcia litewskiego Lubarta i rozbudowane przez książąt Witolda i Świdrygiełłę, stanowi dziś obszar tak zwanego Starego Miasta, uznanego od dwudziestu lat za państwowy rezerwat historyczno kulturowy. Na jego obrzeżach jest parking, gdzie zostawiamy nasz autokar.
Zatrzymujemy się na chwilę przed cerkwią bracką i klasztorem bazylianów przy ul. Kondzelewicza, przed cerkwią Opieki Matki Boskiej, położoną przy skrzyżowaniu ulic Paszi Saweliewoj i Daniła Hałyćkowo ( księcia Daniela Halickiego), mijamy kościół ewangelicki o bardzo strzelistej wieży, stojący pomiędzy ulicami Bazarną i Luterańską. Za tym kościołem była dawniej dzielnica ormiańska. Na rogu ulic Daniła Hałyćkogo i Troickiej oglądamy synagogę, zbudowaną w stylu budowli obronnej. Przechodzimy ulicą Karaimską, przypominającą egzotycznych Karaimów, którzy mieszkali tu przez kilka wieków, do czasu II wojny światowej. Te zabytki oddają bogatą historię oraz różnorodność religijną i etniczną dawnego Łucka.
Dalej idziemy ulicą Dragomirowa, która prowadzi wzdłuż części dawnych murów Zamku Dolnego z XIV-wieczną basztą Czartoryskich, w kierunku katedry oraz budynków dawnego klasztoru. Sporo tu zachowanych starych kamienic sprzed kilku wieków. Dzięki nim łatwiej sobie wyobrazić dawny wygląd ulic tego doświadczonego przez historię miasta, łatającego rany po każdej z wielu wojen, jakich musiało doświadczać. Było to miasto spalone i przez Tatarów, i przez zbuntowanych Kozaków, z rąk których zginęła znaczna część mieszkańców. Przez wiele miesięcy opierały się i ocierały o nie, a potem wlewały się na jego teren siejąc zniszczenia i śmierć, fale kilku rewolucji oraz fronty I i II wojny światowej.
Wyczuwa się, że jest to miasto magiczne, obrosłe historią, miejscami tajemnicze, kryjące powikłane zagadki przeszłości. Wokół niego i w jego murach skupiały się dzieje setek tysięcy ludzi tych kresowych stron, także wielu Polaków. Stolica Wołynia obrosła mchem historii, czasami ropiejącymi ogniskami cierpień, czasami wydarzeniami okrywającymi je blaskiem sławy!
Łuck był miejscem niezwykle spektakularnego wydarzenia w dziejach średniowiecznej Europy, gdy na siedem tygodni w roku 1429 stał się jakby jej symboliczną stolicą. Zjechali tu niemal wszyscy władcy państw naszego kontynentu, aby radzić o wspólnych europejskich sprawach. Władysław Jagiełło z królową Zofią Holszańską oraz Wielki Książę Witold, pełnili rolę gospodarzy. Przyjechali na zjazd między innymi, cesarz niemiecki Zygmunt Luksemburski z cesarzową Barbarą, wielki książę moskiewski Wasyl, obydwaj ze świtą pomniejszych książąt, król duński Eryk, hospodar mołdawski Aleksander Dobry, książęta węgierscy, chorwaccy, czescy i austriaccy, trzech chanów tatarskich (perekopski, wołżański i doński), książęta pomorscy, piastowie legniccy i brzescy, wielki mistrz zakonu inflanckiego, książęta mazowieccy, przedstawiciele mistrza zakonu krzyżackiego, posłowie cesarza Jana Paleologa z Bizancjum, legat papieski i wielu wysokich przedstawicieli duchowieństwa oraz szlachty polskiej i litewskiej. Jest w tym spotkaniu sprzed niemal siedmiu wieków jakaś paralela do dzisiejszych spotkań europejskich. Było to spotkanie o randze europejskiej największe, bodaj do kongresu wiedeńskiego z początku XIX wieku, a pamięć o nim przetrwała do naszych czasów, dzięki zapiskom kronikarzy. Barwnie opisał je J.I. Kraszewski we „Wspomnieniach Wołynia, Polesia i Litwy”. Jakby podskórnym i wręcz sensacyjnym nurtem spotkania, wywołującym sporo skrywanych emocji, u jednych źródło obaw, u innych ciekawości, u jeszcze innych nadziei, były ambicje królewskie litewskiego księcia Witolda, które podsycał cesarz niemiecki, zainteresowany rozbiciem unii polsko litewskiej. Rychła śmierć Witolda w roku 1430 nie pozwoliła tych planów zrealizować.
Kiedyś Łuck nazywany był drugim Rzymem. Mieliśmy więc na Wołyniu drugie Ateny, jak nazywany był najpierw Ostróg, a w późniejszych czasach Krzemieniec, z racji swego oddziaływania naukowego i oświatowego, oraz drugi Rzym, z racji znaczenia Łucka w życiu nie tylko politycznym, jako stolicy regionu, ale i religijnym. Były tu trzy metropolie, rzymskokatolicka i grekokatolicka, a potem prawosławna, kilka uczelni duchownych, wiele świątyń różnych wyznań, pięć klasztorów.
Gdy skręcamy w ulicę Katedralną, mijamy tak zwany dom rodziny Kosaczowów. W rodzinie tej wychowało się kilka pokoleń pisarzy, artystów i działaczy, w tym dwie najbardziej znane poetki ukraińskie, Olena Pcziłka i jej córka, zwana Łesią Ukrainką. Za tym pięknie odnowionym domem jest rozległy kompleks klasztoru jezuitów, do którego przylega imponujący gmach katedry ś.ś. Piotra i Pawła oraz św. Trójcy, która w formie murowanej istniała tu od XVII wieku, ale do dziś zachowały się elementy barokowej budowli i wystroju z wieku XVIII. Naprzeciw katedry bieleje piękna sylwetka typowej dla Wołynia czteroramiennej dzwonnicy, a nieco z boku jest gmach dawnego klasztoru szarytek, gdzie obecnie mieści się szkoła.
W niedalekiej odległości widnieją górujące nad otoczeniem baszty na wzgórzu zamkowym, dokąd niebawem się udamy. Znam je z licznych ilustracji, teraz mam wreszcie okazję ujrzeć je w ich naturalnym kształcie, a za kilkadziesiąt minut nawet dotknąć, by poprzez dystans minionych wieków poczuć ich intymną magię, pokonując wszystkie odległości, które dotąd dzieliły mnie od stolicy Wołynia. To historia moich krewnych, a więc i moja, zaklęta jest na tym wzgórzu, odnalezionym niemal półtora tysiąca lat temu przez moich przodków pośród mokradeł Styru, pozostawiona w tych murach.
Na placu przed katedrą stoi pomnik z tryzubem, herbem Ukrainy oraz pomnik i tablica z napisem, który mówi o „pamięci pomordowanych tu 23. 06. 1941 roku, czterech tysięcy ukraińskich patriotów”. W dniu tym Sowieci, ustępując przed Niemcami, wymordowali więźniów, wśród których byli przede wszystkim Polacy, aresztowani po zdradzieckim napadzie ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku. Jeśli Polacy mogą być ukraińskimi patriotami, a udowodnili nieraz w trudnej historii tych ziem, że mogą nimi być, napis więc głosi prawdę, tylko dlaczego pominięto w nim słowo „Polacy”, skoro stanowili oni najliczniejszą grupę wśród pomordowanych? W roku 1942 Niemcy wymordowali w miejscowym getcie około czterech tysięcy Żydów. Liczba cztery tysiące wydaje się być dla tego grodu feralną, gdy wspomnieć, że Kozacy Chmielnickiego w połowie XVII wieku po zdobyciu miasta wymordowali tu także cztery tysiące mieszkańców.
W roku 1943, gdy zaczęły się na Wołyniu masowe mordy ludności polskiej, w okolicach katedry koczowało w strasznych warunkach kilkanaście tysięcy Polaków, zbiegłych z okolic. Umierali z zimna i głodu, około dziesięciu tysięcy z nich wywieziono na roboty do Rzeszy, część stała się ofiarą napadów bojówek UPA. Opisy przeżyć świadków tych dni stanowią jedną z najstraszniejszych kart z rozdziałów dwudziestowiecznej Apokalipsy na terenie Wołynia.
Zimą roku 1943/1944 przez kilka miesięcy stał pod Łuckiem front niemiecko-sowiecki. Rzeką Styr płynęły masy trupów, widziała je i opowiada o nich, siostra Haliny Machyńskiej z Wałbrzycha, która spędzała w Łucku okupację. Wspomina także, jak do miasta zajętego przez Niemców przekradali się nocami żołnierze sowieccy po to, by zaczerpnąć z miejscowej gorzelni wody ognistej, tak upragnionej zwłaszcza przez ludzi znajdujących się w skrajnych warunkach. W końcu lutego roku 1944, Armia Czerwona zajęła Łuck. Podczas bombowego ataku, w nocy z 8 na 9 maja 1944, w podziemiach katedry zginęło wiele osób, które się tam schroniły.
Barokowa katedra po wojnie zamieniona została, zgodnie z konsekwentną polityką Sowietów, najpierw w magazyn, potem w muzeum ateizmu. Biskup łucki Adolf Szelążek został w 1945 roku aresztowany. W katedrze znajduje się poświęcona mu wystawa. Ksiądz Bukowiński zesłany został do Kazachstanu. Po jego śmierci rozpoczęty został przez Jana Pawła II proces jego beatyfikacji. Obrabowane lub zniszczone zostały cenne zabytkowe rzeźby i obrazy, z których niewiele odzyskano. Na miejscu oryginalnego cudownego obrazu Matki Boskiej Łuckiej z 1598 roku, podarowanego przez papieża Klemensa VIII, wisi jego wierna kopia. Katedra z częścią należących do niej budynków została odzyskana przez wiernych w roku 1992. Dziś odprawiane są w niej nabożeństwa w dwóch językach – polskim i ukraińskim. W nabożeństwach tych, poza ludźmi czującymi się Polakami lub emocjonalnie związanymi z Polską uczestniczy zwłaszcza ukraińska inteligencja. Przed katedrą stoi podlegające ochronie drzewo, uważane przez niektórych za święte, kilkusetletni dąb, niemy świadek wielu wydarzeń, które się tu rozgrywały. Liczy ponad 4 m obwodu. Wnętrze katedry zostało tak pięknie odnowione, że nic nie wskazuje na jej tragiczne dzieje z połowy XX wieku.
Ileż pięknych zabytków już zobaczyliśmy, ile ciekawych historii doświadczyliśmy, a teraz czeka nas jeszcze jedno wielkie przeżycie - spotkanie ze słynnym zamkiem. Za katedrą wyraźnie już widać baszty i mury Zamku Górnego. Tuż przed zamkiem minęliśmy karczmę, bank PKO BP i polski konsulat. Mijamy po lewej dom biskupa Falczewskiego i przez bramę w kilkunastometrowej wysokości baszcie Lubarta wchodzimy na dziedziniec. To imponująco wielki, potężny, tajemniczy, jakby żywy, tylko już bardziej wspomnieniami tchnący, twór wielu ludzi i wieków. Ślady zniszczeń, puste miejsca i ruiny pozwalają tylko domyślać się wspaniałej reszty. Baszt zamkowych było kiedyś dziesięć. Do dziś zostały trzy z nich, rozrzucone w trzech rogach, tworząc jakby wierzchołki trójkąta. Na dziedzińcu zamkowym zachowało się kilka budowli. W Baszcie Władyczej dziś jest jedyne na Ukrainie muzeum dzwonów i niewielkie muzeum zamkowego arsenału. Obok jest Pałac Władyków, czyli prawosławnych dostojników kościelnych, w którym wystawiane są kolekcje dzieł sztuki. Zachowała się również Baszta Styrowa, zwana także Basztą Świdrygiełły. W zachowanym domu szlacheckim z wieku XVIII, wybudowanym przez Józefa Czartoryskiego, jest Muzeum Sztuki, w którym znajduje się między innymi kilkadziesiąt sławnych i bardzo cennych obrazów, także wybitnych malarzy zachodnioeuropejskich i polskich. Pośrodku dziedzińca zachowały się fundamenty dawnej cerkwi zamkowej.
Czasami zamek odżywa jakby odblaskami zamierzchłego życia, podczas organizowanych masowych imprez z pokazami dawnych postaci z jego historii, walk, zwyczajów, strojów, pieśni, muzyki, poezji, oddających wybrane klimaty miejsca i czasu, oczywiście przede wszystkim w interpretacji i wydaniu współczesno-ukraińskim.
Zamek składał się z dwóch części. Centralnie, najwyżej położonego, otoczonego jeszcze dziś widocznym murem Zamku Górnego oraz otaczającego go Zamku Dolnego, także otoczonego kiedyś grubym murem, po którym zostało niewiele śladów. To największy zamek na Wołyniu. Położony był na wzniesieniu, wokół którego roztaczały się bagniste łąki i był oblany z trzech stron zakolami Styru. By zwiększyć obronność, przekopano prowadzący do niego przesmyk. Zalany wodą, utworzył on odnogę Styru, tak zwany Głuszec. Dziś w otaczającej zamek fosie nie ma wody. Rozpościerają się tu rozległe planty. Wokół zamku i starego miasta rozciągają się rozległe nowsze dzielnice, gdzie niewiele jest do zwiedzania. Na przylegającym do Starego Miasta dawnym przedmieściu Chmielnik jest dom, w którym, jak głosi tablica, rezydował car Piotr I w 1709 roku. Dalej mijamy XVII-wieczny kościół bernardynów, w którym aktualnie jest katedra prawosławna p.w. św. Trójcy.
Warto, będąc w Łucku, zwiedzić ponadto Wołyńskie Muzeum Ikony oraz Wołyńskie Muzeum Krajoznawcze.
Obecnie mieszka w tym mieście około dwóch tysięcy Polaków. Większość z nich, to nie są byli mieszkańcy tego miasta lub ich potomkowie, gdyż niemal wszystkich Polaków porwały i wymiotły stąd zabójcze wichry historii. Polacy mieszkający obecnie w Łucku napłynęli tu po drugiej wojnie światowej z dalszych okolic dawnego imperium sowieckiego, zwłaszcza z Rosji, Ukrainy i Kazachstanu. Działają tu dwa polskie towarzystwa kulturalno-środowiskowe.
Gdy wyjeżdżamy z Łucka na drogę do Dubna, na obrzeżach miasta przejeżdżamy przez Podhajce leżące nad Styrem, kiedyś własność rodziny Korwin-Piotrowskich, z której pochodziła i tu się w roku 1857 urodziła jedna z najbardziej znanych polskich pisarek, tworząca pod pseudonimem Gabriela Zapolska, zaczynająca karierę jako aktorka. Od 1904 roku autorka takich znanych dzieł, jak „Moralność pani Dulskiej”, „Ich czworo”, „Pani Maliszewska”, na stałe zamieszkała we Lwowie, gdzie po śmierci w 1921 roku została pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.
oceny: bezbłędne / znakomite
Mam zastrzeżenie do pisowni "historyczno kulturowy". Ja napisałabym z łącznikiem. A może należałoby napisać łącznie? Straciłam głowę.
oceny: bezbłędne / znakomite
A teraz uwagi do wątpliwości przenikliwej Przek. Nie wolno tracić głowy, a szczególnie pięknej i mądrej. Wszystkie wątpliwości rozwiewa "Nowy słownik ortograficzny PWN" pod redakcją Edwarda Polańskiego. Jeżeli ten zwrot odnosiłby się do historii kultury, wówczas należałoby napisać "historycznokulturowy", jeżeli zaś odnosi się i do historii, i do kultury, wówczas piszemy "historyczno-kulturowy". Z kontekstu wynika, że w tym konkretnym przypadku odnosi się właśnie i do historii, i do kultury. Tak więc nie zawiodła Cię nie tylko wiedza, ale również intuicja językowa, która czasami jest bardziej przydatna niż wiedza. Nie trać więc głowy, a noś ją dumnie.
oceny: bezbłędne / znakomite
Pisane czystym kochającym sercem i myślącą głową.