Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2012-02-25 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 4010 |
Poeta Wołyński
W Warszawie, gdzie studiował polonistykę, Zygmunt Jan Rumel przez trzy kwartały tego roku, jak i przez cztery lata poprzednie, z wielkim zapałem chłonął wiedzę, poznawał nowych, ciekawych ludzi, pisał wiersze. Ale gdy tylko kończył się rok akademicki, z ochotą wracał do stron dziecinnych, na Wołyń. I tego lata przyjechał znowu na wakacje, by przypomnieć sobie przyjaciół ze szkolnej ławy słynnego Liceum w Krzemieńcu i odwiedzić stare kąty. Nie mógł nacieszyć się pięknymi okolicami Wiśniowca, gdzie się 22 lutego 1915 roku urodził w majątku ojca, który służył w legionach Józefa Piłsudskiego.
Gdy naopowiadał rodzicom o Warszawie, warszawiakach i swoich pasjach, ruszał dalej. Najpierw do Krzemieńca, by poczuć czar tego miasta królów, książąt, pisarzy i artystów oraz magię Dworku Słowackiego. Mieszkał tu przez cztery lata nauki w magicznym Liceum, czując każdego dnia bliskość wielkiego Juliusza. Z kilkoma kolegami sprawdzali i ćwiczyli swoje siły, wspinając się na górę Królowej Bony. Nad ich głowami często krążyły majestatyczne sylwetki szybowców, w których wyczuwali obecność swoich uskrzydlonych przyjaciół. Na niewielkich połoninkach, jakby półeczkach wiszących przy wiodących coraz wyżej w górę, stromych ścieżkach, mijali zatopionych w swej pracy kilku kolegów, malarzy.
Gdy już nacieszył się Krzemieńcem, który działał na niego niczym wzruszający poemat, ruszał na wieczorki poetyckie do wiejskich świetlic w Białokrynicy, Smydze, Michałówce i innych wsiach.
Kiedy ogarniał go jakiś nieokreślony smutek, nieraz czytał wiersz, w którym wyrażał jakby przeczucie swojego tragicznego losu:
POLE
Nie będę dzisiaj sobą,
nie będę mądry i ludzki…
Wpatrzę się w polne niebo,
w płócienne białe obłoki.
Wystarczy mi świerszcz w koniczynie,
koncertujący pod liściem
i te badyle niczyje
w niebo sterczące kiścią
Nie będę o niczym myślał,
Ani niczego żałował…
… jarzębinowy wisior
smutek rumieńcem zachowa.
A potem - potem gdzieś w rowie
wargi przytulę do ziemi…
…wszystkie swe bóle wypowiem
…wrosnę zielonym korzeniem.
Wakacje przerwała mu doręczona w połowie sierpnia roku 1939 karta mobilizacji w szeregi armii polskiej. Nagle uświadomił sobie, że jest nie tylko poetą, ale także podporucznikiem artylerii.
Napad na dwór
Po napadzie sowietów cofali się przed ich przeważającymi siłami na zachód, wzdłuż biegu Prypeci. Podporucznik artylerii, poeta wołyński Zygmunt Rumel miał szczęście, że po 17 września nie dostał się w ręce sowieckich sołdatów. Tylko dzięki temu przeżył. Gdy zabrakło amunicji do armat, cofali się jeszcze przez jakiś czas ze swoim pułkiem, dopóki armaty nie ugrzęzły w poleskich błotach. Ich napad na dwór, prawdopodobnie w Berehu przeżył tyko dlatego, że był przebrany za chłopa.
Tak w wierszu poeta zapisał zapamiętany napad na dwór:
Z A J A Z D
Zjechali nocą zbrojni na dwór –
Toporami wyrąbali wrót zwór…
Malowanych – malowanych wrót –
Co zaporą skrzypiały u kłód…
Rozrąbali wtargnęli – i w głąb…
Wrzask zahuczał…Odźwierza rąb!
Posypały się w drzazgach skry –
Pod toporów ciosem – jak kry…
Posypały się skry od drzazg –
Runął w cień – runął w sień dźwierców trzask!...
Sienią w sień - cieniem w cień – druga sień –
Rąbać sień! Rąbać cień! Rąbać w pień!
Cień już padł – sieni dwie – komnat trzy!
Krwawy ślad…Jakiś krzyk!... Iskier skry!
Oknem w sad! Ratuj! Mord!..Dalej bór…
Zajechali nocą zbrojni na dwór…
Poeta dwóch ojczyzn
Zygmunt Jan Rumel wychowany w rodzinie i tradycji polskiej, czuł się także jednocześnie synem Ukrainy. Polskę i Ukrainę kochał jednakowo gorąco, jak dwie swoje matki. Świadczy o tym napisany w roku 1941 jego wiersz:
DWIE MATKI
Dwie mi Matki - Ojczyzny hołubiły głowę -
Jedna grzebień bursztynu czesała we włos,
Druga rafy porohów piorąc koralowe,
Zawodziła na lirach dolę ślepą - los…
Jedna oczom tańczyła pasem złotolitym,
Czerep druga obijał - pijany jak trzos -
Jedna boso garnęła smutek za błękitem
Druga kurem jej piała buntowniczych kos…
Dwie mnie Matki Ojczyzny wyuczyły mowy -
W warkocz krwisty plecionej jagodami ros -
Bym się sercem przełamał bólem w dwie polowy -
By serce rozdwojone płakało - jak głos…
Na stos
Po klęsce wrześniowej, Zygmunt Jan Rumel działał w Warszawie w konspiracji antyniemieckiej. Następnie został wysłany na Wołyń. Odnalazł przejście przez silnie chronioną granicę na Bugu, którym przerzucono wraz z nim kilkunastu emisariuszy z Warszawy. Został dowódcą Wołyńskiego Okręgu BCH. (Batalionow Chłopskich). Przybył w dniu 7 lipca roku 1943 do leśnego sztabu Północnego Wołyńskiego zgrupowania UPA wraz z oficerem łącznikowym, Krzysztofem Markiewiczem i woźnicą Witoldem Dobrowolskim. Ich delegacja wysłana została przez przedstawiciela rządu RP w Londynie, aby porozumieć się w sprawie zaprzestania bratobójczych walk ukraińsko-polskich.
Nikt inny nie mógł być lepszym posłańcem, jak ten czujący się dzieckiem dwóch ojczyzn - Polski i Ukrainy, poeta.
Nie wiadomo, jak odbywały się rozmowy. Wiadomy jest tylko ich koniec. Dnia 10 lipca wszyscy polscy parlamentariusze, wcześniej poddani wymyślnym torturom, zostali zamęczeni poprzez rozerwanie końmi. Do repertuaru UP owskich oprawców należało obcinanie uszu, nosa, wykluwanie oczu, wreszcie dawanie do ręki okaleczonym skazańcom biało czerwonego sztandaru i prowadzanie w szpalerze naigrawających się z ofiar strilców.
Nie niewiadomo, czy i gdzie pochowano poćwiartowane ciała ofiar.
Zwłoki poety zostały gdzieś w lesie, wymieszane razem z innymi ciałami, podobno w lasach w okolicach wsi Kustycze czy Kustrzyce. Nawet nazwa wsi budzi wątpliwości.
Następny dzień, 11 lipca został nazwany na Wołyniu krwawą niedzielą. W tym dniu banderowcy napadli jednocześnie na kilkadziesiąt polskich wsi i kilkanaście kościołów katolickich, mordując w nich wiele setek osób.
Jakby przeczuwając swój los, Rumel w czasie wojny napisał wiersz
NA SMIERC POETY
A kiedy go z wami nie będzie -
Usypcie mu kurhan stepowy –
Aby słyszał, jak burzan pieśń gędzie
I wiatr stepem przewala się płowy…
By mu miesiąc wstający z limanów
Oczy prószył kitajką czerwoną…
I klaskanie by słyszał bocianów,
Gdy piórami lotnymi wiatr chłoną…
Niech tam orły dziobami pieśń skraszą,
A teorban piosenka zakwili…
Bo o wole on waszą i naszą
Śpiewał - zanim odpoczął w mogile..
Niech tam zmierzchy siniejąc rozgarną
Błękit nieba najczystszy i skromny -
Aby nocą wieczyście już czarną
Patrzył w wszechświat ponad nim ogromny!
oceny: bezbłędne / znakomite
Pomijam drobne potknięcia interpunkcyjne, gdyż one giną w niezwykłych walorach merytorycznych tekstu.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
oceny: bezbłędne / znakomite
Śpi już w ciemnej mogile
Też nieznanej - ot, i tyle,
Prochu święty ty, lichy...