Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2023-02-15 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 339 |
***
Od dziecka noszę okulary z powodu wrodzonej i wysokiej krótkowzroczności. Już w zerówce musiałem zacząć korygować wzrok, a potem wada się pogłębiała, aż doszła do -7.0 diptrii obuocznie. W 1998 roku, kiedy studiowałem w Krakowie, zacząłem używać soczewek kontaktowych. Dają one większy komfort widzenia, szerszy kąt patrzenia niż w przypadku ograniczających pole widzenia oprawek okularów. W 2004 roku zacząłem niestety palić papierosy. Dwa lata później pracowałem przy konserwacji budynku, tynkując ścianę i odłamek muru utkwił mi w prawym oku. Pojechałem od razu na ostry dyżur, który tego akurat dnia wypadał w podkrakowskich Witkowicach, gdzie jest jedna z najlepszych w kraju klinik okulistycznych. Tam wyjęto mi odłamek, a jednocześnie powiedziano, że rozpoczyna się u mnie degeneracja naczyń krwionośnych w obu oczach i żebym rozpoczął leczenie. Zwyrodnienie naczyń w oczach polega na tym między innymi, że zaczynają one z czasem wrastać w rogówkę oka i nieleczone w skrajnych przypadkach grozi nawet utratą wzroku.
Po tej pierwszej diagnozie szybko zlekceważyłem poradę z Witkowic, bo wir życia i problemy zawodowe i osobiste nie pozwoliły zająć się terapią oczu. Nadal paliłem i nosiłem soczewki, często ich nawet na noc nie zdejmując, a do tego zacząłem w 2007 roku ciężką pracę fizyczną wożąc posiłki w firmie cateringowej. Wiązało się to z koniecznością dźwigania nawet kilkudziesięciokilogramowych paczek, przesuwania stukilowych bemarów z podgrzewanym jedzeniem czy specjalnych metalowych szaf z posiłkami dla pacjentów szpitala przy ul. Kopernika. Pracę tę zakończyłem dopiero cztery lata później w 2011 roku. Nadal nie leczyłem stwierdzonej w Witkowicach wady oczu.
Pewnego dnia, już nie pracując w firmie cateringowej, zauważyłem jakieś niebieskie błyski, jak flesze czy pioruny na niebie, które pojawiły się w skraju pola widzenia lewego oka. Wiedziałem, że noszenie ciężarów w krótkowzroczności jest zakazane, bo grozi czasem odklejeniem siatkówki, a wczesnym objawem tego są właśnie “błyski” w oczach. Był 30 kwietnia 2011 roku, kiedy taksówką pojechałem na ostry dyżur okulistyczny, który tego dnia w sobotę przypadał na ul. Fiołkowej 6 w Krakowie. Tam poszerzono mi oczy z pomocą atropiny i wykonano bardzo dokładne badania, włącznie z badaniem dna oka w ciemni, używając wszystkich standardowych urządzeń do badań okulistycznych. Stwierdzono zaawansowane zwyrodnienie naczyń krwionośnych obuocznie i początki odklejania siatkówki w lewym oku, które zawsze miałem słabsze. W trybie pilnym wystawiono skierowanie na Klinikę Okulistyczną, gdzie miałem zgłosić się w poniedziałek 2 maja 2011 roku. Wróciwszy do domu, przygotowałem się jeszcze do wieczornego uroczystego koncertu z okazji wigilii przypadającej następnego dnia - 1 maja 2011 w niedzielę - beatyfikacji papieża Jana Pawła II.
Wróciłem do domu, a w niedzielę oglądałem transmisję z uroczystości w telewizji. Byłem wtedy mocno sceptyczny i wątpiący w prawdy wiary, w której zostałem ochrzczony i wychowany. Jednak poszedłem wieczorem do kościoła parafialnego o.o. redemptorystów przy ul. Zamojskiego w Krakowie, gdzie nieraz modlił się Karol Wojtyła. Tam bez specjalnej wiary ani nadziei powierzyłem mającą się nazajutrz rozpocząć hospitalizację okulistyczną, bo na skierowaniu z badania sobotniego z Fiołkowej zaznaczono, że konieczne będzie chirurgiczne opatrzenie siatkówki za pomocą lasera. Nie miałem pracy, nie byłem w ogóle ubezpieczony, a wiedziałem, że każdy dzień pobytu w szpitalu kosztuje kilkaset złotych.
Kiedy dotarłem na Kopernika na okulistykę, gdzie wcześniej pracowała moja babcia jako pielęgniarka, a także Rozalia Celakówna, krakowska mistyczka, przyjęto mnie w trybie pozakolejkowym. Wykonano te same standardowe badania, co w sobotę na Fiołkowej, tyle, że bez użycia atropiny. Po zbadaniu przy dwóch okulistów nie stwierdzono ani śladu po zmianach zwyrodnieniowych w obu oczach. Spytano mnie, czy nadal widzę “błyski” w lewym oku. Wtedy poruszywszy okiem zauważyłem, że błyski zniknęły. Lekarz przez pół minuty milczał i siedział z podpartą brodą, jakby nad czymś medytował czy głęboko się zamyślił. Potem wystawił zaświadczenie, że “nie stwierdza się żadnych zmian w anatomii i funkcji naczyń krwionośnych i nie jest konieczne laserowe zabezpieczenie lewej siatkówki”. Zlecił badanie za rok, które powtórzyłem i od tamtej pory powtarzam co najmniej co dwa lata. Przez cały ten czas, jaki minął od tamtych zdarzeń z roku 2011 oczy są nadal zdrowe.
Poszedłem po wyjściu z kliniki, dokąd przyjechałem z rzeczami pierwszej potrzeby, do kościoła o.o. jezuitów, gdzie uklęknąłem w kaplicy wieczystej adoracji. Wróciwszy do domu, opowiedziałem wszystko, ale konsekwentnie spotykałem się i nadal spotykam z niedowierzaniem, nawet wśród osób duchownych. Napisałem świadectwo po polsku i przesłałem je do kurii krakowskiej, która przetłumaczyła dokument na język włoski i wysłała do Watykanu. Później wielokrotnie pisałem o tych wydarzeniach do różnych mediów. Okuliści zgodnie twierdzą, że uleczenie z tego rodzaju wady nie jest możliwe bez interwencji chirurgicznej, ani nie występują samoistne remisje pod wpływem na przykład sugestii albo autosugestii. Po prostu zniszczone paleniem, noszeniem soczewek kontaktowych czy dźwiganiem ciężkich rzeczy oczy nie są w stanie “same” się naprawić.
Krytycy w Internecie pytali, czemu pozostała podstawowa wada, czyli krótkowzroczność? Odpowiedzi nie znam, ale sądzę, że nie jest to możliwe, bo ta wada polega na odmiennej budowie całej gałki ocznej i musiałaby ona zmienić swój wrodzony kształt. Ponadto można normalnie z tą wadą żyć w przeciwieństwie do grożącej nawet ślepotą degeneracji systemu ukrwienia oczu. Wzrok to najcenniejszy dar i należy go chronić. Oczywiście, wzrok duchowy jest równie ważny, a może ważniejszy. Długo nie mogłem uświadomić sobie wagi tego, co nie spotkało. Dopiero dziś po tylu latach wiem jedno na pewno - że istnieje duchowa rzeczywistość, w którą wcześniej nie wierzyłem, a pod wpływem krytyki, jaka mnie spotykała z różnych stron, czasami nawet po uleczeniu miałem wątpliwości. Dziś jednak przynajmniej dla mnie wszystko jest jasne. Bóg istnieje, spotkałem Go…
***
oceny: bezbłędne / znakomite
/związana z kształtem soczewki i kurczliwością jej mięśni/
z upływem Czasu na stare lata ulega korekcie in plus. Sama tego doświadczam od dziesięcioleci na własnej skórze
i na własnych oczach
z którymi przecież spotykamy się na całej Matce Ziemi od zawsze i na co dzień, np.
- po dziesięcioleciach ciężkiego zapoju spektakularny powrót do trzeźwości, do rodziny oraz do pracy na rzecz innych,
- po wielu miesiącach /latach?/ śpiączki i paraliżu powrót do świadomego życia,
- długolecie dobrego
/choć na wózku inwalidzkim i na nieustannych dyżurach na OIOM-ach/
naprawdę spełnionego życia
wbrew powszechnym dookoła czarnowidzeniom także medyków
(patrz np. zdumiewający przykład brytyjskiego prof. astrofizyki Stephena Hawkinga)
- zagadkowy zanik zdiagnozowanej ciąży
- itp., itd.
- to te liczne przykłady, które pokazują, że TO TY /i twoja głowa/ TUTAJ /w swoim życiu/ RZĄDZISZ
Siły witalne - i wola dobrego na fulgwizdek życia - są niewyczerpane.
Staropolska mądrość głosi
WIARA /w siebie/ CZYNI CUDA
/albo i nie istnieje/
w tobie
(patrz konkluzja końcowa)
We wszystkich kulturach i religiach świata Bogowie są dawcami życia. Ale to wyłącznie od ciebie zależy, co z tym swoim cudownym darem sam /głową, nogami czy rękoma/ r o b i s z
(vide relacja świadka cudownego uzdrowienia - i wszystkie nagłówki)
To twardy namacalny real. Ty tu /w swoim prywatnym dorosłym życiu/ rządzisz