Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz / poemat |
Data dodania | 2023-03-16 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 349 |
Wydarzyło się to pod koniec podstawówki.
Nie myślałem, jak wielkie będą tego skutki.
Wróciłem ze szkoły i zupę odgrzewałem.
Powrotu do domu ojca nasłuchiwałem.
Gdy przyszedł, spytał, czy wiem, co mam do odgrzania.
Odparłem, że wiem i wróciłem do grania,
Lecz okazało się, że garki pomyliłem.
Zupa wykipiała. Kuchnię zapaskudziłem.
Ojciec wściekł się i komputer wyłączył z listwy.
Dostałem również szlaban - miałem czwórkę z histy.
Było to preludium tego, co miało się stać.
Musiałem niedługo test ósmoklasisty zdać.
Kiedy szedłem w niedzielę z ojcem do kościoła,
Wspomniał coś o ograniczaniu komputera.
Myślałem o tym później przez całą mszę...
Dobrze, że on z treści kazania nie pytał mnie.
Miałem uzasadniony powód bać się taty,
Zwłaszcza, gdy wlał za dużo rumu do herbaty.
Był plan, by namówić ojca, by dał się zaszyć,
Jednak nie chciał o tym nawet słowa usłyszeć.
Zatykał wtem uszy i śpiewał głośno „Barkę”,
By następnie otworzyć se kolejną Warkę.
Powiedziałem mu, że ma zrezygnować z piwa.
On na to odparł, że ja za to z komputera.
Zazwyczaj jeszcze przed południem był dziabnięty,
A wieczorami wyglądał jak z krzyża zdjęty.
W rzeczywistości był po prostu pierdolnięty.
Miałem z przedmiotów wyłącznie piątki i szóstki.
Jak w kiblu tak i w szkole, brzydziłem się `dwójki`.
Wieczorem, gdy rozegrałem w FIFĘ dwa mecze,
Rodzice skończyli oglądać jakieś skecze
I poprosili mnie, bym przyszedł do pokoju.
Przed poniedziałkiem byłem już w kiepskim nastroju.
Rodzice ściszyli wydarzenia na świecie.
Zapytałem wprost: `Dlaczego mnie stresujecie?`
`Wkrótce czeka cię egzamin ósmoklasisty.
Musimy wprowadzić następujące przepisy:
Z komputera będziesz mógł korzystać w weekendy.
Wyjątkiem nie będą nawet kolegów spędy.
Co niedzielę będziesz go do piwnicy znosić.`
Idiotyzm! Ktoś może go z niej przecież zakosić!
`Maksymalny czas grania to godzina dziennie`.
Słysząc to, czułem się coraz to bardziej chwiejnie.
`Zakaz ma miejsce również w ferie i w wakacje`.
Hańba! Zaraz wyłożę im te wszystkie racje!
`Będziesz uczęszczać na zajęcia dodatkowe,
Zapisaliśmy cię też już na językowe.
Wprowadzane przez nas od dzisiaj obostrzenia
Mają wygładzić twoją krzywą nauczania
I więcej odpowiedzialności ci zaszczepić.`
Póki co zdołały mnie jedynie rozwścieczyć!
Powiedzieli, że muszę kilka lat wytrzymać,
Do momentu, aż zacznę się sam utrzymywać.
Ojciec rzekł, bym otarł buzię i się uśmiechnął,
A póki jest weekend, z komputera korzystał.
Byłem tą sytuacją bardzo zatrwożony.
Nie byłem przecież od kompa uzależniony.
Czemu mogą grać w tygodniu ode mnie gorsi?
Moi rodzice są do zakazów najskorsi!
Powiedziałem im, że ten zakaz jest bez sensu.
Wtedy ojciec wstał i przyparł mnie do kredensu,
Mówiąc, że mogę sobie toć rodziców zmienić
I że ich starania powinienem docenić,
Bo inni rodzice mają w dupie swe dzieci,
A im bardzo zależy na mojej przyszłości!
Wyrwałem mu się po tych teatralnych słowach
I uciekłem z domu, biegnąc w dół po schodach.
Liczyłem, że rodzice spuszczą nieco z tonu.
`Zapomniałeś czegoś!` - usłyszałem z balkonu.
Dosłownie chwilę później rozległ się straszny huk,
Który w pierwszym momencie niemal zwalił mnie z nóg.
Mym oczom ukazał się strzaskany komputer,
Monitor, klawiatura, mysz i nawet router!
Poczułem ogromną, narastającą pustkę.
Musiałem udać się w wiekopomną tułaczkę...
Kilka minut później dotarłem do przystanku,
Bez pieniędzy, dokumentów i w lekkim wdzianku.
Ogarniała mnie furia, byłem jak na haju.
Wskoczyłem do pierwszego lepszego tramwaju.
Miałem zamiar nim dojechać do końca linii.
Nie odbierałem, gdy rodzice do mnie dzwonili.
Nagle zapytała mnie jakaś starsza pani,
Czy byłbym taki miły, pomóc jej z siatkami.
Dlaczego wszyscy ludzie mną poniewierają
I ciągle najgorsze rzeczy mnie spotykają?!
`Nie. Po prostu nie! - krótko staruszce odparłem,
Czym pospolite oburzenie wywołałem.
Zaczęła się gadka o współczesnej młodzieży,
Co w komputerach siedzi i w Boga nie wierzy.
`Proszę przygotować bilety do kontroli.`
O nie! Brakowało jeszcze tych urzędoli!
Do następnego przystanku było daleko.
Będę musiał zaznajomić się z kartoteką!
Rzekłem do kanarów, że nic przy sobie nie mam.
`W takim razie na policję sobie poczekam`.
To ostatecznie przelało szalę goryczy.
Za chwilę, bardzo zdziwić się miał motorniczy,
Ponieważ hamulec awaryjny chwyciłem
I jego rączkę z całej siły pociągnąłem.
Tramwaj niemal natychmiast zatrzymał się w miejscu.
Nienawiść do świata i ludzi czułem w sercu.
Ci, którzy stali, w większości poupadali.
Niektórzy na końcu wagonu lądowali.
Dwaj kanarzy, kiedy tylko się pozbierali,
Ruszyli na mnie i schwytać mnie próbowali,
Lecz chwyciłem babciną siatkę z zakupami
I wymachiwałem nią tuż przed ich nosami.
W końcu plastikowa torba się rozerwała.
Zawartość na wózku z dzieckiem wylądowała.
Słychać było płacz. Rzuciłem się do ucieczki.
Jeden z kanarów próbował blokować drzwiczki.
Myślałem, że z faceta twardy jest zawodnik,
Lecz wypchnąłem go łatwo i upadł na chodnik.
Sprintem, ile tylko sił miałem w nogach, biegłem.
Pół godziny później na osiedle dotarłem.
Kontrolę nad swoim życiem straciłem całkiem.
Gdyby to wszystko snem okazało się rankiem.
Mój komputer wraz z danymi zniszczony został.
Nie mam już nic, tylko telefon mi się ostał.
Wszystkim kontaktom wysłałem brzydką wiadomość.
`Wszystko okej?` - odpisał niejeden jegomość.
Postanowiłem poprosić o pomoc kumpla.
Przydałaby mi się zapewne jakaś dziupla.
Zgodził się wyjść ze mną na spacer i pogadać.
O problemach w domu zwykłem mu opowiadać.
Powiedziałem mu, że ojca chętnie zabiłbym,
Nawet jeśli do końca życia już siedziałbym.
Powiedział, że jestem za młody na kryminał,
I że sam ze swoim starym nieraz się ciulał.
Nagle, zaczęła za nami iść jakaś grupa.
Szybko spięły się moje ramiona i dupa.
Przyspieszyliśmy kroku, z drogi zboczyliśmy.
Oddech bandy osiłków na plecach czuliśmy.
Wtem, czyjaś pięść wylądowała na mej twarzy,
Nie myślałem, że jeszcze takie coś się zdarzy!
Ze strachu posikałem się centralnie w gacie.
`Kasa, smartfony! Oddawać wszystko co macie!`
Kolega, gotowy do butowania, leżał.
Skulił się jak zarodek i głowę ochraniał.
W końcu oddał ciemnym typom jakieś drobniaki.
Liczyłem, że trafią oni szybko do paki.
Ojciec mówił mi, że łatwo takich namierzyć.
Oddałem grzecznie wszystko, chcąc ojcu zawierzyć.
Dostałem jeszcze raz w mordę, na pożegnanie
I wnet cała banda uciekła, gdzie pieprz rośnie.
Z podkulonym ogonem do domu wróciłem.
Szczątki kompa bliżej śmietnika przesunąłem.
`Syn marnotrawny!` - ojciec spytał, co się stało.
Rzekłem, iż kilku chuliganów mnie napadło.
Matka powiedziała, że mam za to nauczkę,
A ojciec od razu zadzwonił na policję.
Mundurowi najchętniej by nie przyjeżdżali.
W końcu jednak przyjąć zgłoszenie się zgodzili.
Młody, blond-włosy krawężnik do nas zawitał,
O konieczności prawdziwych zeznań przeczytał.
Zaskakujące, że ten człowiek umiał czytać!
Z przebiegu zdarzeń chciał mnie dokładnie przepytać.
O akcji w tramwaju, rzecz jasna, nie wspomniałem.
Do tego, że nas pobili, się nie przyznałem.
Było to dla mnie bardzo upokarzające -
Jako ofiara napadu – zawstydzające,
Lecz ojciec siniec na moim podbródku dostrzegł
Oraz natychmiast w tej kwestii przed szereg wybiegł:
`Czy ty kurwa nie rozumisz, co policjant rzekł?`
Moje oczy wnet się zaszkliły, a on się wściekł.
Wyszło jednak, że jutro zeznania skończymy
Na komendzie, jak się wszyscy uspokoimy.
Że był rozbój w tramwaju, młody sierżant wspomniał.
Przez krótką chwilę dziwnie mi się przypatrywał...
Rzekł, że tata kupi nowy smartfon, jak wskażę,
A ojciec odparł, że to się jeszcze okaże.
Spytał, czy pies się nie zlał, bo czuć zapach moczu,
Lecz dopiero co był na dworze, na uboczu.
Gdy aspirant opuścił nasze skromne progi,
Przemówić w przedpokoju miał mój tatuś drogi:
Nowy smartfon dostanę, jak sam zaoszczędzę.
Z komputera mogę skorzystać w bibliotece.
Bym mógł sprawdzać czas, dał mi prababci zegarek
I zszedł do sklepu, by móc uzupełnić barek.
Szlaban na wychodzenie z domu otrzymałem.
O telewizji również zapomnieć musiałem.
Matka nie wahała się przyznać ojcu racji,
A potem kazali mi iść spać bez kolacji.
Kompletnie zdruzgotany w mym łóżku leżałem.
Tak łatwo jednak poddać się nie zamierzałem.
Lampka komputera pod biurkiem nie błyskała.
Ręka odruchowo po smartfon sięgnąć chciała.
Nie mogłem sprawdzić Facebooka i wiadomości.
Nie miałem materiałów do onanizacji.
Na zawsze wszystkie zdjęcia i dane straciłem.
Kopię zapasową co chwilę odkładałem.
Gdyby nie ojciec, to wszystko by się nie stało.
Przez takich jak ojciec wiele dzieci się bało.
Każdy, któremu widzi się codzienne picie,
Powinien ponieść ciężką karę za swe życie...
Koło północy, kiedy rodzice już spali,
Wymknąłem się z pokoju do kuchnio-jadalni.
Westchnąłem i nastawiłem wodę w czajniku.
Butelek piwa na szafkach było bez liku.
W mieszkaniu unosił się także zapach rumu.
Zamknąłem drzwi, co by nie słychać było szumu.
Czajnik doszedł, jak ja sam ze sobą w pokoju
I wziąłem go, by zemścić się na starym gnoju…
Od wielu miesięcy o tej chwili marzyłem.
Z bulgoczącym wrzątkiem do salonu wkroczyłem
I ostrożnie, by nie oparzyć śpiącego psa,
Wylałem wodę z czajnika na głowę ojca...
Sekundę później zbudził się i oczy otwarł
Oraz gwałtowanie jak oparzony się zerwał.
Potem wydał z siebie przeraźliwy ryk bólu.
Nasz kundel zaczął głośno szczekać jak w bidulu.
Matka z sąsiedniego pokoju wparowała.
Czajnik, mnie i wyjącego ojca zastała.
Twarz ojca wyrażała potworne cierpienie,
Dezorientację i ogromne przerażenie.
Natychmiast ojca do łazienki zaciągnęła
I lodowatą wodę na głowę puściła,
A ojciec niczym zdarta płyta się wydzierał,
Robiąc przerwy na oddech, co szybszy się stawał.
„I po coś to zrobił, debilu?!” - zapytała.
Trzymiąc psa za obrożę, ojca polewała.
Zacząłem głośno krzyczeć, że on zniszczył mi życie
I musiało kary zaznać jego oblicze.
`A na mnie co?! Wylejesz kwas jak muzułmanie?!` -
Spytała, a ojciec wciąż szamotał się w wannie.
Z pewnością dużo ulgi dał mu zimny strumień.
Nie było jednak szans, że będzie tylko rumień.
Potem zaczął krzyczeć, że wszystkiego się zrzeka
Oraz, że za to, co zrobiłem, mi wybacza.
Powiedział też, że tatuś i tak nie miał włosów
I o śmierci słyszał od licznych w głowie głosów.
Świadom konsekwencji wezwałem pogotowie,
Mówiąc, że mój tata oparzył sobie głowę.
`Czy doszło tutaj do czynu zabronionego?`
Może i tak. Na pewno do sprawiedliwego...
Ojciec zakrztusił się i brało go na torsje,
A ja myślałem, czy gotować nową porcję...
Lepszym pomysłem byłaby dla mnie ucieczka,
Jednak ubiegła mnie na sygnale karetka.
Sąsiedzi, zaalarmowani wrzaskami,
Nie po raz pierwszy wezwali policję sami.
`Opowiedz panom, co zrobiłeś!` - powiedziała matka.
`O Boże!` - za głowę chwyciła się sąsiadka.
Widać było jednak, że trochę się nie dziwi.
Czubek głowy ojca był jak obrane kiwi.
Skóra stamtąd schodziła całymi płatami,
Choć ratownicy ją przez cały czas schładzali.
Już nie tylko jego nos ostał się czerwony.
Oddział oparzeniówki został uprzedzony.
Jego oczy również zostały poparzone.
Rozbiegły się na boki jak niedokręcone.
Wtem, ojciec stracił oddech, łapiąc się ze serce,
A defibrylator czekał na dole w karetce.
Reanimacja trwała prawie pół godziny,
Zanim ojciec skonał na skraju wykładziny...
`Osiągnąłeś swój cel. Jesteś zadowolony?`
Prawdę mówiąc, byłem po prostu przerażony…
Każdy widział, że sytuacja jest zażarta.
`Czy była tu zakładana Niebieska Karta?`
`Mój mąż od lat pił i robił nam awantury,
Lecz syn jest od komputera uzależniony!
Już drugi rok nie może skończyć podstawówki!`
`To nieprawda! Ze wszystkiego mam same szóstki!`
`To nie pierwszy raz, gdy ma taki atak złości!
Już raz podkładał ojcu do talerza ości!`
`To on mnie do takiego stanu doprowadził!
Wieczorem komputer mi przez balkon wywalił!`
Krzyczeć, że ojciec mnie bił i gwałcił zacząłem,
Lecz nawet sam w te puste słowa nie wierzyłem.
Kopałem, biłem i gryzłem funkcjonariuszy.
Nie trafiłem, jak w tramwaju, na słabeuszy.
Nikt z policjantów nie zamierzał się pierdolić
I pałą udało im się mnie obezwładnić.
Zanim na miejsce przyjechał prokurator,
Straszyli, że wsadzą mi w rzyć paralizator.
Na ręce założono mi ciasne kajdanki.
Gdzieś u góry dudniły Young Leosi `Szklanki`.
W zamkniętym pokoju szczekało nasze psisko.
Sąsiedzi obserwowali to widowisko.
`A chłopak zawsze na klatce `dzień dobry` mówił.`
`Co tam się stało, że ten ojciec tak zawodził?`
Władować mnie na dołek, zwarci i gotowi,
Bez zapiętych pasów wieźli mnie mundurowi.
Na komendzie umieszczono mnie w izolatce.
Usłyszałem, jak policjant rzekł koleżance,
że nie mieli jeszcze takiego popierdola.
Przez pijaństwo ojca czekała mnie niewola.
Ciekaw jestem, jak oni by funkcjonowali,
Gdyby w sytuacji jak ja, się znajdowali.
W rzeczywistości było mi już wszystko jedno.
Nazywając mnie „pojebem” trafili w sedno.
Zapadł mi w pamięć ten trzynasty posterunek.
Widziałem, jak komendant wlewał w siebie trunek.
Poczucie winy odrzucałem początkowo.
Wmawiałem se, że zgarnęli mnie omyłkowo.
Nad ranem w celi na głośny szloch się zebrałem.
Straszny ból i śmierć mojemu tacie zadałem.
Zabiłem go, a on tylko chciał dla mnie dobrze
I nie pogram też już nigdy na komputerze.
Dyżurny stracił cierpliwość i walnął w kraty,
Krzycząc, że sam nie umiałby odjebać taty.
Aż do rana śnił mi się ściągnięty z głowy skalp.
Mogłem między bajki włożyć plan zwiedzania Alp.
Szybko z rozbojem w tramwaju mnie powiązano.
Na kamerach wszystko się wyraźnie nagrało.
Z racji, że piętnasty rok życia ukończyłem,
Jako dorosła osoba sądzony byłem.
Musiałem dalej żyć z naznaczonym jestestwem:
Zabójstwo ojca ze szczególnym okrucieństwem,
Czynna napaść na funkcjonariuszy publicznych,
Spowodowanie uszczerbków na zdrowiu licznych.
Kanar, którego wypchnąłem, stłukł sobie głowę.
Niemowlę w wózku było ciężko poparzone,
Bo wpadły tam słoiki z gorącym rosołem.
Pięćdziesiąt tysięcy szkody w związku z rozbojem.
Prócz zbitej głowy i przegrzanej dziecka dupy,
Niektórzy mieli przetrącone kręgosłupy.
Śledztwo w sprawie napadu na mnie umorzono
I wyłącznie na moich czynach się skupiono.
Czemu wszędzie pisałem, że chcę ojca zabić?
Liczyłem, że mogę pomoc do domu zwabić.
Powiedziałem, że wszedłem do pokoju taty,
Bowiem chciałem mu dolać wody do herbaty.
Jednak niestety nasz pies szturchnął moją rękę
I niechcący zadałem mu tę straszną mękę,
Lecz śledczy w żadne z moich słów nie uwierzyli
I wszystkie okoliczności dobrze sprawdzili.
Zanim mój ojciec spotkał się z koszmarnym bólem,
Na półce, zamiast kubka, była szklanka z rumem.
Po czasie pokazano mi z pogrzebu zdjęcia.
Z estetycznych względów trumna była zamknięta...
Furii w tramwaju wytłumaczyć nie umiałem.
Ze wszystkich argumentów się powystrzelałem.
Psycholog uznał wszystko za przejaw drastyczny
Syndromu odstawienia. Byłem poczytalny.
Wykluczono również, że działałem w afekcie
Oraz że byłem członkiem w jakiejś nowej sekcie.
Dwadzieścia dwa lata wolności pozbawienia.
Sędzia Marian Wesołowski życzył powodzenia...
Wchodząc do celi, od razu się przyznawałem:
Stary zniszczył komputer, więc go zajebałem.
Bardzo szybko doszło do próby przecwelenia,
Celem mojej skromnej osoby zastraszenia.
Bardzo szybko jednak odwróciły się role.
W nocy wstałem i zacząłem gotować wodę...
Inni osadzeni dość dobrze mnie poznali…
Dzięki temu uniknąłem kolejnej fali.
Na wniosek więźniów z celi usunięto czajnik.
I taki oto był przetrwania w pierdlu tajnik.
Matka na początku często mnie odwiedzała.
Później z wieloletnim kolegą się związała.
Wyszedłem z więzienia tuż przed moją czterdziestką,
Przed drugą specjalną wojskową operacją.
Po ciężkiej obronie przesmyka suwalskiego,
Trafiłem rychło do obozu jenieckiego.
Ruscy próbowali wcielić mnie do swej armii.
Bardzo szybko jednak wypuścili mnie sami.
Rekrutów wodą z czajnika potraktowałem,
Gdy jeden egzemplarz z podstawką znalazłem...
Łypałem po nich oczami jak Morawiecki.
Zaskoczyłem postawą sam Związek Radziecki.
Moje osiedle zostało z ziemią zrównane,
Zatem i tak straciłbym komputer i dane...