Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2023-05-04 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 383 |
Gdy byłam małą dziewczynką, dziadek podczas zrywania porzeczek z zielonych krzaczków, wyszeptał mi na ucho coś, co mnie wtedy – pamiętam do dziś – bardzo zaciekawiło. Powiedział, że kwiaty potrafią cicho śpiewać, szeleszcząc do rytmu listkami, lecz tylko grzeczne dziewczynki, mogą piosenkową magię usłyszeć. Babcia, która akurat przyszła, przynosząc moje ulubione konfitury, żebym je uroczo zjadała, wygrzebując paluchami z kubeczka, potwierdziła dziadkowe słowa, czochrając zęby uśmiechem.
Wiem z opowiadań, że raczej grzecznym dzieckiem nie byłam. To po prostu wynikało z zwykłej chęci poznawania świata. Wszystko wokół, było takie dziwne, nowe, nieznane. Wszędzie, gdzie tylko potrafiłam, musiałam wejść, do wszystkiego zajrzeć, lub czasami szybko uciekać, gdy akurat coś przestraszyło moją ciekawość
Ów dzień pamiętam szczególnie. Siedziałam z dziadkami na ławce w ogrodzie. Słońce już prawie zaszło za horyzont, prześwitując jedynie między gałązkami, a ja miałam być cicho jak myszka pod miotłą, gdyż jak powiedział dziadek, jeżeli będę ciągle gadać jak nakręcona katarynka, to ich nie usłyszę. A zatem umilkłam i czekałam jak urzeczona, tamując oddech by czegokolwiek nie spłoszyć, jednak zwisającymi nogami machać musiałam, gdyż byłam tak bardzo podekscytowana, że wtedy dla mnie, małej dziewczynki, świat zastygł w oczekującej bajce.
I właśnie w tej magicznej chwili, babcia akurat musiała chrząknąć, że aż dziadek spojrzał na nią groźnie, aż biedna babcia, chrząknęła ze strachu ponownie, jednak po raz drugi oblekła twarz uśmiechem. Ta aura tajemnicy oczekiwania, tkwi we mnie do dziś.
Aż w końcu cisza była tak namacalna, że aż było mi głupio, podrapać swój nos, odgarnąć loczek z czoła i spłoszyć muchę z ręki. Z rozdziawioną buzią, chłonęłam wzrokiem kwiaty i nie w głowie mi były jakieś przyziemne czynności. Przecież czekałam, aż wreszcie zaczną śpiewać. Nawet ptaki ucichły, w tym ciepłym, wiosennym oczekiwaniu.
Wiele z tego o czym mówię, wiem z opowiadań dziadków, bo sama byłam wtedy za bardzo przejęta i tak jakoś, z biegiem lat, niektóre zdarzenia uciekły z pamięci, chociaż z tego co wiem, to powinno być przeciwnie.
Siedzieliśmy już dłuży czas w absolutnej ciszy i w końcu je usłyszałam. Najpierw rytmiczny szelest listków, a za chwilę cichy śpiew kwiatów. Ruszały płatkami, uwalniając śpiewne słowa, o różnych zapachach, barwach i tonacjach. Wiem, że wtedy święcie wierzyłam, że śpiewają, a nawet widziałam, że tańczą, niektóre splecione w jeden kwiat.
Po jakimś czasie, ptaki zaczęły wtórować swoimi trelami. A jeszcze później dziadkowie zaczęli śpiewać i w końcu ja też, dołożyłam śpiewne nuty do koncertu, lecz wtedy nagle umilkły i dziadkowie wybuchnęli głośnym, ciepłym śmiechem.
Powiedzieli mi później, że trochę pomyliłam melodię i za bardzo chrypiałam i chyba dlatego przestały, ale jeszcze na pewno kiedyś zaśpiewają. Pamiętam, że wtedy krzyknęłam ze złością, że wcale nie pomyliłam i nie chrypiałam, że to dziadkowie pomylili i chrypieli, a babcia trzeci raz chrząknęła jak prosię i przez to zamilkły. A o czym one w ogóle śpiewały – dodałam wzburzona, jeszcze bardziej dyndają nogami, aż mi bucik spadł, a drugi zwisał, nie wiedząc, co jest grane.
***
Babcia niedługo po tym, umarła. Pamiętam, że kiedyś poszłam z dziadkiem, odwiedzić grób. Rosły na nim różnokolorowe kwiaty. A kiedy słońce zaczęło zachodzić, usłyszałam cichy śpiewny szelest. Święcie wierzyłam, że właśnie nucą, głosem mojej babci, jakby gdzieś z daleka, a jednocześnie, blisko. Zapytałam dziadka, czy też słyszy ich śpiew. Skinął tylko głową. Dziadku, a o czym one śpiewają, bo wtedy pamiętasz, nie odpowiedziałeś. O kwitnieniu – wyszeptał tylko, jakby stał przy grobie w innym świecie.
***
Teraz sama jestem babcią. Mój mąż zmarł niedawno. Ostatnio usiadłam w ogrodzie, a kiedy słońce zaczęło tulić ogród kolorem pomarańczy, to je usłyszałam. A przynajmniej chciałam wierzyć, że śpiewają jego głosem.