Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2023-05-29 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 284 |
Osoby:
ADAM, pierwszy mężczyzna EWA, pierwsza kobieta BÓG ANIOŁ WĄŻ APOKALIPSA KAIN SET
Rzecz dzieje się w sadzie gdzieś na Ziemi.
AKT I
Scena I
ADAM, EWA
Ewa siedzi pod drzewem, w dłoni trzyma jabłka, wpatruje się w fiołki rosnące nieopodal
– Czy wszystkie Ewy to grzesznice? Kiedyś myślałam, że jestem największą, najgorszą grzesznicą świata, że to ja doprowadziłam do gniewu Boga, zwodnicza Ewa z raju. Adamie, masz, poczęstuj się, soczyste czerwone pod twój nos. Nie będziesz żałować. Adam nie narzekał. Czy zrobił to z miłości? Może, ale raczej z głupoty. Tak podejrzewam przynajmniej. Pewnie tego nie wiecie kwiatuszki kochane, ale Adam jest trochę odklejony. On widzi rzeczy i ludzi tylko w swojej głowie. Mówi do nich, sprzecza się z nimi. Kiedyś myślałam, że to może z Bogiem tak dyskutuje, ale później zrozumiałam, że wszechmogący nie wdawałby się w takie dyskusje, poniżej poziomu. Oczywiście starałam się go chronić. Nadal to robię, ale jest mi ciężko. On rozmawia ze sobą i czasami płacze. Wydaje mi się, że ktoś w jego głowie chce mu zrobić krzywdę, zasmucić. Czasami nawet myślałam, że to Bóg chce, żeby oszalał. Taki eksperyment. Brutalny. Wiem. Biedny Adam, czasami, gdy już naprawdę jest mi go szkoda, chowam się za drzewem i szepczę, tak żeby usłyszał. On jest trochę głuchy, więc muszę głośno szeptać. Chcę żeby mu się polepszyło, więc mówię miłe rzeczy. Jakie? Na przykład `Jesteś mądry`, `Jesteś piękny`, `Bóg Cię kocha`, `Ewa Cię lubi`, `Zjedz to czerwone jabłko zatrute` O nie! Tego ostatniego nie mówię wcale, to znaczy powiedziałam raz i wystarczyło, ale nie mówiłam, że zatrute. Przecież ja tego nie wiedziałam jeszcze wtedy. Uwierzcie mi kwiatuszki, nie wiedziałam.
Kobieta drapie się nerwowo po głowie
– Ostatnio zrozumiałam, że Adamowi już nic nie pomoże. Żadne moje gadanie. Adam po prostu choruje na głowę. O wilku mowa!
Ewa chowa się za drzewem
ADAM
zgarbiony, idzie powoli, wymachuje rękami i krzyczy:
-Nie teraz. A kiedy? Nie teraz! Dlaczego? Bo nie! Jesteś głupi. Ty jesteś. Dlaczego to powiedziałeś? Co? No tamto. Co tamto? No wiesz. Nie wiem, nie potrafisz powiedzieć? Potrafię.
siada na ziemi, chowa głowę w dłoniach
– Głupi marny człowiek!
EWA
wychyla się zza drzewa, ale tak, żeby Adam jej nie zobaczył
– Nie krzycz, słyszysz? Nie krzycz.
ADAM
wstaje energicznie, ma zapłakaną twarz, obraca się za siebie
– Kto to powiedział?
EWA
trzęsie się ze śmiechu, zagryza wargi, przestaje się śmiać i szepcze:
-Ja, Bóg
ADAM
upada na kolana
– Bóg? Boże przepraszam, już nie będę.
EWA
– Wybaczam, idź sobie.
Adam unosi głowę, przez chwilę przygląda się niebu, wstaje i w pośpiechu opuszcza sad.
EWA
wychodzi zza drzewa
– No i to był nasz Adaś, moje kochane kwiatuszki. Wariat. Już niestety wariat. I jakie to poniżające, że powstałam z jego żebra. Rozumiem, poświęcił się, oddał kość, ale przecież później wszystko pięknie się zrosło. Poza tym wcale nie musiał. Ja nie pchałam się na ten świat. Nie prosiłam się. I tak szczerze to czuję ogromną niesprawiedliwość, że nie miałam wyboru. Był tylko Adam. Od razu zostałam jego dziewczyną, później kochanką, a na koniec żoną. Nie musiał się starać, zabiegać o moje względy. Przynosić kwiatów. On już wiedział od razu. On już wszystko miał obmyślone przez Boga. Wszechmocny po prostu zrobił mu niespodziankę.
Ewa smutnieje i siada pod drzewem, zabiera się za jedzenie jabłka, zapada zmrok, zasypia.
AKT II
Scena I
EWA, WĄŻ, APOKALIPSA
Ranek następnego dnia, Ewa drzemie pod drzewem, na którym siedzi wąż.
WĄŻ
Leniwa baba, ciągle tylko śpi. Prostaczka. Adam miał do niej pecha, a mógł poprosić o coś lepszego, mądrzejszego, ale się bał. On się tylko boi, ciągle się boi co pomyślą inni, co pomyśli Bóg. A Wszechmogący w ogóle sobie nim głowy nie zawraca. Ja znam sekret Adama. Ja wiem, co skrywa jego małe serduszko, jego słabe małe serduszko. Dlatego całe życie będzie właśnie taki… taki nieszczęśliwy, stary dziad, który chciałby kochać, ale nie może bo…
EWA
kobieta wybudza się ze snu
Bo co? Nie może, bo co? No wyduś to z siebie, ty obślizgły, podstępny gadzie! Mącisz mu w głowie. Już mi też kiedyś zamąciłeś. Szepczesz do ucha jak nikt nie widzi. Zrobiłeś z niego wariata. Idź sobie stąd, ty szujo!
Ewa energicznie wymachuje rękoma, chwyta patyk i próbuje strącić z drzewa węża, który nagle znika
No w końcu sobie poszedł, wredny typ. Przez niego jesteśmy tu gdzie jesteśmy. W czarnej dziurze, a mogłam mieć taki mały wiejski pałacyk w Raju. Bez dzieci. Przyznaję się, wolałabym nie mieć dzieci. Ja nie chciałam mieć dzieci! Mówię to głośno kochane kwiatki. Nikt nie pytał się mnie o zdanie. Żaden Bóg, żaden Adam. Nikt nie usiadł ze mną choćby przy kolacji i nie zapytał `A chciałabyś może przez kilka miesięcy ponosić w brzuchu żywą istotę, która w dziewiątym miesiącu urośnie do rozmiarów dwóch koszyków jabłek? A ty będziesz z bólem pleców i nóg dni spędzać na wyczekiwaniu na kolejne bóle kórych jeszcze nigdy w życiu nie zaznałaś?` Może miałabym szanse zapytać o te bóle, o ten brzuch, o sens tego wszystkiego. Ale niestety zostało to przede mną ukryte, jak i to co będzie później, że dzieci może z twarzy podobne, ale charakter mają swój i nawet nie wyczytam z gwiazd czy to Baran albo Wodnik, uparte, delikatne, to jest po prostu jedna wielka loteria albo ci się trafi zabójca, psychopata albo nie. Moje dzieci wdały się w ojca, są podatne na choroby psychiczne.
kobieta łagodnie opada na stojący pod drzewem fotel bujany, zamyka oczy, siedzi tak przez dłuższą chwilę, po czym wstaje energicznie
Ja już tyle przeszłam. Życie jest dla mnie przewidywalne. Wiem co mam zrobić, bo to zrobić muszę. Muszę ugotować. Muszę. Muszę posprzątać. Muszę. Muszę się zamartwiać. No muszę. Żaden Bóg nie dał mi gwarancji, że nagle się coś nie rozwali, zapadnie, zniszczy, zepsuje, zachoruje. Wiem. Powiedziałam to tak jakby było ich więcej, tych bogów. Ale ja tak mówię, bo nie wiem czy ten który z nami czasem rozmawia nie jest tylko przebierańcem. Ja przecież nie wiem co tam jest dalej. Nigdy nie miałam okazji sie dowiedzieć. Ja tylko mogę sobie wyobrazić, co tam jest. A przecież patrzę i widzę tyle tego na niebie, to musi cos być, może nawet takich bogów jest tysiące, takich Ew Adamów…
niespodziewanie przerywa swój wywód, patrzy z niepokojem przed siebie
Czy mi się wydaje czy tam stoi kobieta?
ociężale wstaje z krzesła i rusza w kierunku wielkiego krzaka
Tak, to zdecydowanie musi być kobieta. Widać jej delikatną dłoń. Tylko kobiety takie mają.
niepewnie drapie się po głowie, postać zza krzaków oddala się
Tak, to na pewno była kobieta. To ona. Nazywam ją `Apokalipsa`, tak naprawdę to nie wiem co to znaczy, ale spodobało mi się jak Adam kiedyś stojąc nad brzegiem urwiska wykrzykiwał to słowo i coś że nadejdzie i takie tam jego gadanie od rzeczy. Apokalipsa całkiem ładne imię, tak sobie myślę. No więc, kochane kwiatki, ta kobieta tutaj mieszka, zachowuje się dziwnie, na dystans, jakby była lepsza. Co ona tam sobie myśli? Nie wiem. Raczej nas unika, to znaczy mnie i Adama, ale czy lubi się z chłopcami? Ciężko powiedzieć. Tak szczerze to myślę, że oni mają się ku sobie, cała trójka. I nie ma co wnikać w kwestie moralne. Niemoralne to by było gdyby Bóg mnie tutaj samą zostawił. Jedyną rodzicielkę. No po prostu niemoralne i nieetyczne. Dlatego wcale się nie dziwię i jestem wręcz wdzięczna, że ta piękność sobie tutaj siedzi. Niech siedzi i korzysta z uroków ziemi. Jakby miało być inaczej? Jedyne nad czym się zastanawiam to czy aby nie ostrzec Apokalipsę przed tym dziecioróbstwem, po prostu powiedzieć prawdę, ale z drugiej strony niech ma to co ja. Wcale nie musi wiedzieć najgorszego. A nawet powiem jej, jak będzie okazja, że taki obowiązek, powinność, że to wielka miłość, cel w życiu, że to cud!
Ewa kuca pod krzakiem
Tak ci powiem Apokalipso! Tak żebyś nigdy nie zwątpiła! No bo co, czasami jest fajnie, a że głównie to męka… takie życie, trzeba się pogodzić.
wstaje, spogląda na drzewo pod którym stoi bujany fotel, podchodzi do niego, dotyka kory drzewa, przytula je i gładzi
Jest jeszcze jedna rzecz o której szanowny Bóg nie zechciał mi powiedzieć, ani nawet Adam, a poświęcił żebro, całe jedno zdrowe żebro… więc zakładam, że jednak jakiś sens musi być. No właśnie. Chodzi o to jaki jest sens tego wszystkiego? I kiedy się dowiem? To mnie interesuje. I dlaczego jest mi tak źle? I dlaczego nie mogłam być drzewem albo takimi jak wy kwiatuszkami? Spokojnie rosłabym sobie w ciszy. Dla nikogo i dla wszystkich.
kobieta raz jeszcze mocno przytula drzewo, kładzie się na trawie i zasypia