Przejdź do komentarzyDał nam przykład Bonaparte
Tekst 71 z 75 ze zbioru: Opowieści o ludziach i miejscach
Autor
Gatunekhistoryczne
Formaproza
Data dodania2024-05-22
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń249

Polskie Legiony powstały w burzliwym końcu XVIII wieku. Rewolucyjna Francja walczyła wtedy z Prusami i Austrią, a w armiach obydwu tych państw służyli polscy chłopi. Wcielani byli do nich przymusowo, więc często dezerterowali lub specjalnie szli do francuskiej niewoli. Większość tych walk toczyła się we Włoszech, dlatego też tam tych dezerterów i jeńców było najwięcej. Na terenie Włoch i Francji nie brakowało też bezrobotnych polskich oficerów, którzy znaleźli się tam po upadku powstania kościuszkowskiego.

Tych właśnie ludzi postanowił wykorzystać generał Dąbrowski. Wykombinował sobie, że walka z zaborcami u boku Francji może w przyszłości doprowadzić do wyzwolenia Polski. Opublikował płomienną odezwę, która kończyła się słowami: „Triumfy Rzeczypospolitej Francuskiej są naszą jedyną nadzieją, za jej pomocą i jej aliantów może zobaczymy jeszcze domy nasze, któreśmy z rozrzewnieniem porzucili”. Odezwa zadziałała i już w krótkim czasie do Dąbrowskiego zgłosiło się kilka tysięcy ludzi. Wtedy zaczęły się schody, bo trzeba ich było umundurować, uzbroić, a przede wszystkim wyżywić.

Tymczasem rząd francuski wcale nie był przekonany o użyteczności polskich żołnierzy, a przede wszystkim nie miał zamiaru ich utrzymywać. Oddał ich więc pod komendę Napoleonowi Bonaparte, który walcząc z Austrią  na północy Włoch, utworzył tam Republikę Lombardzką. Na jego polecenie rząd tej republiki od roku 1797 wziął Polaków na żołd. W ten sposób Francja sprawy finansowe miała z głowy, bo przerzuciła je na barki Włochów, którzy tak dbali o Polaków, że Dąbrowski w swoich pamiętnikach napisał: „Wojsko nasze było źle ubrane i niepłatne. Więcej jak czterdziestu oficerów nadliczbowych znajdowało się w korpusie. Większa ich liczba robiła przez patriotyzm służbę podoficerów, reszta zastępowała oficerów chorych lub nieobecnych. Rząd nie chciał im przyznać nawet żywności w racyach: Niektórzy z nich więcéj zamożni, utrzymywali się kosztem własnym, a oficerowie w czynnéj służbie odstępowali innym jedne dziesiątą część swego miesięcznego żołdu, i dzielili się z nimi swémi racyami i kwaterami. Żołnierze z przyczyny drogości życia, byli jak najgorzéj żywieni”.

Legiony były więc wojskiem źle uzbrojonym i niedożywionym, ale gotowym walczyć u boku Napoleona w imię przyszłej Polski. Tymczasem do Polski było ponad tysiąc kilometrów, a Napoleon wtedy w tamtą stronę nawet nie spoglądał. Zajęty był wojną we Włoszech i tam zaczął wykorzystywać to chętne do walki i nic go nie kosztujące wojsko. Legiony walczyły między innymi pod Rimini, Weroną, Magnano, Trebbią, Novi i Mantuą. Po tej ostatniej bitwie Polacy przekonali się boleśnie, ile znaczą dla Francuzów. Mantua bowiem padła, ale Austriacy zgodzili się wypuścić obrońców z miasta. Wypuścili Francuzów, ale Polaków zatrzymali jako dezerterów ze swojej armii, a odbyło się to za milczącą zgodą francuskiego generała dowodzącego obroną miasta. Do niewoli poszło wtedy prawie dwa tysiące legionistów. Napoleon, co prawda, zdegradował później tego generała, ale nie za wydanie Polaków, tylko za poddanie Mantui.

Później walki przeniosły się z Włoch do Austrii i tam Polacy przyczynili się do zwycięstwa Francji pod Hohenlinden. Po tej przegranej Austriacy rozpoczęli rozmowy pokojowe. Efektem ich był traktat podpisany w 1801 roku w Lunéville, który przyznawał Francji lewy brzeg Renu wraz z Belgią. Jednocześnie obie strony obiecały sobie „nie popierać wrogów wewnętrznych”, co dla Polaków oznaczało, że w walce o niepodległość Francja im nie pomoże. Wtedy do co mądrzejszych legionistów dotarło, że przez trzy lata byli wykorzystywani przez Napoleona i w końcu zostali zrobieni w konia. Zaczęły się więc szemrania, dezercje i dymisje oficerów.

Zbuntowane legiony były dla Napoleona niewygodne, ale zaraz znalazł sposób ich zagospodarowania. W tym właśnie czasie na Santo Domingo (dzisiejsze Haiti i Dominikana) wybuchło antyfrancuskie powstanie czarnoskórej ludności, a do jego stłumienia zostało wysłanych między innymi ponad pięć tysięcy Polaków. Ciężkie walki i tropikalne choroby wyniszczały całe oddziały, a gdy do wojny wmieszała się Anglia, przegrana była już tylko kwestią czasu. W tropikalnym piekle wielu legionistów zaczęło wątpić z sens swojej służby i zdezerterowało lub przeszło na stronę tubylców. W końcu Francja utraciła kolonię, a do Europy wróciło tylko około trzystu Polaków.

Karaibska awantura pochłonęła więcej niż połowę polskich legionistów, a reszta pozostała w rządzonym przez Józefa Bonapartego Królestwie Neapolu. Zostali tam wcieleni do armii włoskiej jako oddziały posiłkowe i był tu już koniec legionów.

W roku 1806 żołnierzy tych wysłano na Dolny Śląsk do walki z Prusakami. Dołączono tam do nich rekrutów z Wielkopolski i nazwano Legią Polsko-Włoską. Byli oni jedynymi legionistami, którym udało się dotrzeć „ z ziemi włoskiej do Polski”.

W wyniku dalszych walk Napoleon zdobył część polskich terenów będących pod zaborami i utworzył tam niby-państwo o nazwie „Księstwo Warszawskie”. W nazwie tej specjalnie nie było nic o polskości, bo cesarz konsekwentnie unikał jasnych deklaracji w sprawie odrodzenia Polski. Pod względem organizacyjnym był to śmieszny twór, bo nominalnym organem władzy była składająca się z Polaków Komisja Rządząca, monarchą był król Saksonii, a rzeczywistą władzę sprawował francuski rezydent urzędujący w Warszawie. Cesarz założył to księstwo przede wszystkim po to, żeby żywiło i zaopatrywało wojska francuskie operujące na ziemiach polskich. Drugim jego zadaniem było stworzenie armii, potrzebnej mu do dalszych wojen. Dowódcą tej armii został książę Józef Poniatowski, ale jej dysponentem był Napoleon.

Do armii księstwa rwali się żołnierze Legii Polsko-Włoskiej, ale Napoleon wysłał ją do pomocy swojemu bratu do Westfalii. Tam przemianowano ją na 1 Legię Nadwiślańską, wzięto na żołd Francji i od tej pory była cudzoziemską jednostką w ramach armii francuskiej. A żeby było śmieszniej, rekruta do niej musiało dostarczać Księstwo Warszawskie.

Żyjąca w innym świecie niż reszta społeczeństwa polska arystokracja, widząc że Napoleon zwycięża, postanowiła też stanąć u jego boku i zaczęła zabiegać o utworzenie elitarnego wojska dla „swoich”. Cesarz, chcąc pozyskać jej przychylność, łaskawie się zgodził i powołał do życia 1 Pułk Szwoleżerów-Lansjerów Gwardii Cesarskiej. Składał się on wyłącznie z ochotników o odpowiednim statusie majątkowym i społecznym. Oficerami byli magnaci i bogaci szlachcice, a żołnierzami w większości uboższa szlachta. Jako złożony z „tych lepszych” pułk został włączony do Gwardii Cesarskiej, która strzegła osobę cesarza, a równocześnie była rezerwą strategiczną jego  Wielkiej Armii.

Ogarnąwszy jako tako sprawy na wschodzie Europy, Napoleon wdał się w wojnę w Hiszpanii i zabrał na nią Legię Nadwiślańską, wojsko przysłane z Księstwa Warszawskiego oraz 1 Pułk Szwoleżerów-Lansjerów Gwardii Cesarskiej. Była to brudna wojna, a na popełnione tam czyny Francuzów i Polaków lepiej spuścić zasłonę milczenia.

Podczas tej wojny miało miejsce zdarzenie potwierdzające, że szaleńcom często szczęście sprzyja. Idąc na Madryt, cesarz wybrał drogę skróty przez przełęcz Somosierra, do której prowadził wąski wąwóz. Popełnił błąd pchając w niego wojsko, a nie wiedząc, jak jest broniony. Tymczasem broniły go cztery ustawione jedna za drugą baterie artylerii strzelające atakującym prosto w twarze. Gdy szturmująca francuska piechota podała tyły, rozeźlony cesarz wydał kolejny głupi rozkaz, by zaatakował będący akurat pod ręką szwadron Szwoleżerów-Lansjerów Gwardii. Dowodzący nim pułkownik Kozietulski krzyknął: „Naprzód, psiekrwie, cesarz patrzy!” i stu dwudziestu pięciu kawalerzystów ruszyło z kopyta. Jechali tak szybko, że każda z baterii zdążyła strzelić tylko raz. Jeźdźcy przegalopowali po nich, rąbiąc ich załogi szablami. Padło pięćdziesięciu siedmiu z nich, ale reszta po około dziesięciu minutach była już na przełęczy. Po bitwie cesarz zarządził defiladę pułku, w czasie której zdjął kapelusz i zawołał: „Cześć najdzielniejszym z dzielnych!” I tyle było cesarskiej łaski.

Polacy pod Napoleonem walczyli w wielu ważniejszych bitwach, ale o nich wiedzą tylko fachowcy. Natomiast o tej kilkuminutowej szarży garstki straceńców słyszał każdy - typowy chichot historii.

Do Hiszpanii wysłano około dwadzieścia cztery tysiące polskich żołnierzy z czego prawie połowa padła. Francja wojnę przegrała i była to druga po Santo Domingo, niechlubna wojna Polaków.

Idąc w roku 1812 na  Rosję, cesarz zabrał tylu Polaków, ilu tylko mógł. Walczyli oni pod Borodino, a potem, ścigani przez wojska Kutuzowa marli z głodu i zimna w rosyjskich pustaciach. Przez cały odwrót cesarz trzymał ich w straży tylnej, przez co byli bardziej narażeni na ataki Rosjan niż reszta jego armii. Polacy osłaniali też odwrót wojsk cesarskich po bitwie pod Lipskiem. Tam w nurtach Elstery zginął książę Józef Poniatowski. Nie ma pewności jak zginął, ale są głosy, że został w chaotycznej potyczce przypadkowo postrzelony przez swoich.

W naszym hymnie narodowym śpiewamy: „Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”.  Polacy faktycznie zwyciężali pod Napoleonem w wielu bitwach, ale nie przybliżało to ani na krok niepodległości Polski. Bonaparte dał nam natomiast przykład, jak można naiwnych, zagubionych w nieznanym świecie, dzielnych ludzi bezdusznie wykorzystywać. Robił z polskimi żołnierzami co chciał, dawał im najtrudniejsze zadania, świadomie słał na rzeź, lub zatykał nimi najgorsze dziury.

Trzeba uczciwie powiedzieć, że nigdy nic Polakom nie obiecywał, a oni mimo to w niego wierzyli i chyba naprawdę go kochali. W jakiś szamański sposób ich oczarował i oczarowanie to do dzisiaj nie wygasło, bo większość z nas nadal uważa, że cesarz był dla nas dobry.

  Spis treści zbioru
Komentarze (9)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
My Polacy jako naród jesteśmy nieuleczalnymi romantykami. Tym, co nas prowadzi, są nie pragmatyczne, zdroworozsądkowe kalkulcje, a ślepe uczucia i iluzje. Sto dwadzieścia trzy lata w niewoli tę ślepotę tylko jeszcze bardziej pogłębiły.
avatar
Belino, bardzo dziękuję za odwiedziny i komentarz. Zgadam się z nim całkowicie.
avatar
Rewolucja francuska (1789-1799) nie po to posłała /przy pomocy gilotyny/ setki tysięcy rojalistów do piachu, żeby zaledwie kilka lat później jakiś nikomu nieznany korsykanin podporucznik Bonaparte zasiadł na cesarskim tronie.

Jego kolejne wyprawy wojenne kończyły się krwawą rzezią po obu stronach bitewnego pola. Pod Waterloo w czerwcu 1815 r. zginęło ponad 44 tysięcy Francuzów i Anglików, wcześniej w bitwie pod Borodino u bram Moskwy zimą 1812 r. 70 tysięcy żołnierzy francuskich i rosyjskich.

CZEGO NAUCZYŁY NAPOLEONA JEGO WOJNY Z CAŁĄ EUROPĄ?
avatar
Emilio, dziękuję za wizytę i komentarz.
Nikogo wyczyny Napoleona nic nie nauczyły. Tak samo jak wyczyny Stalina, Hitlera i im podobnych.
avatar
Udrapowany w cesarskie szaty, wykreowany przez ślepą Opatrzność złotousty malutki człowieczek-socjopata pnie się po szczeblach władzy i po trupach

do władzy,

chociaż pierwsze lepsze drobne dziecko widzi

oczywistą naoczną oczywistość:

król jest N A G I!

Pomniki wszystkich na Ziemi wodzów, małych kapralów-bandziorów /z wąsikiem czy bez/ ociekają krwią
avatar
Ci krwawi rzeźnicy własnych narodów i ludów ościennych w efekcie finalnym zapędzają samych siebie jak nie na św. Helenę to pod katowski topór.

Co to NAM WSZYSTKIM mówi o ich IQ

i elementarnej przezorności??
avatar
Cesarz jest dla nas dobry,
Choć pluje ogniem,
Nosi wciąż szaty,
Choć zrzucił spodnie,
Ma mordę kobry.
avatar
Marianie, serdecznie gratuluję rzeczowego opracowania. Pozwoli ono niektórym, zauroczonym rzekomą wspaniałomyślnością Napoleona Bonaparte, realnie spojrzeć na naszą historię. Tekst wymaga obróbki interpunkcyjnej, ale to już zupełnie inna sprawa.
avatar
Emilio, dziękuję za ponowną wizytę i rozszerzony komentarz.

Janko, dziękuję za wizytę i miły komentarz.
© 2010-2016 by Creative Media
×