Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2024-04-26 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 188 |
Marcin był specjalistą wsparcia audytu finansowego w wielkiej korporacji, która obsługiwała klientów z różnych krajów. Jego zadaniem było przygotowywać dokumentację i raporty dla zespołów audytorów, którzy sprawdzali poprawność i zgodność rachunkowości klientów. Marcin lubił swoją pracę, ale czuł się często niedoceniany i przeciążony. Musiał pracować pod dużą presją i często godzić się na nadgodziny i weekendy.
Jednym z jego największych klientów był duży koncern motoryzacyjny z Niemiec, który miał skomplikowaną strukturę i wiele spółek zależnych. Marcin musiał współpracować z zespołem audytorów z Niemiec, który składał się głównie z osób czarnoskórych lub pochodzenia z Bliskiego Wschodu. Marcin nie miał nic przeciwko temu, ale nie ukrywał swojej sympatii do narodowych i patriotycznych wartości. Uważał, że Niemcy powinni być dumni ze swojej historii i kultury, a nie ulegać wpływom obcych.
Pewnego dnia, Marcin miał spotkanie online z zespołem audytorów z Niemiec, na którym miał przedstawić wyniki swojej pracy. Był bardzo zmęczony i zestresowany, ponieważ musiał spędzić całą noc na poprawianiu błędów i braków w dokumentacji. Na spotkaniu pojawiło się kilkanaście osób, w tym jego szef i szef klienta. Marcin rozpoczął prezentację, ale szybko zauważył, że audytorzy nie byli zadowoleni z jego raportów. Zaczęli zadawać mu trudne pytania, krytykować jego metodologię i wskazywać na nieścisłości i niezgodności.
Marcin próbował się bronić, ale czuł się coraz bardziej sfrustrowany i zdenerwowany. Nie mógł znieść tego tonu i postawy audytorów, którzy wydawali mu się aroganccy i bezczelni. Stracił cierpliwość, gdy jeden z nich, o imieniu Ahmed, powiedział mu, że jego raport jest bezwartościowy i że musi go poprawić od podstaw.
- Co pan sobie wyobraża? - wykrzyknął Marcin. - To ja tu jestem specjalistą, a nie jakiś Ahmed! To ja tu pracuję nad tym projektem od miesięcy, a nie jacyś przybysze z Afryki czy Bliskiego Wschodu! To ja tu znam się na rachunkowości, a nie jacyś ludzie, którzy nie potrafią nawet mówić po niemiecku!
Wszyscy na spotkaniu zaniemówili ze zdumienia i oburzenia. Marcin nie przejmował się tym, co powiedział. Był tak wściekły, że postanowił jeszcze bardziej ich obrazić.
- Wiecie co? - kontynuował Marcin. - Hitler się w grobie przewraca, widząc co się dzieje z Niemcami! On by was wszystkich wysłał do obozów koncentracyjnych albo do gazu! On by was nauczył szacunku do niemieckiej rasy i kultury!
W tym momencie spotkanie zostało przerwane przez szefa Marcina, który szybko wyłączył jego mikrofon i kamerę. Następnie przeprosił za jego zachowanie i zapowiedział konsekwencje dyscyplinarne. Szef klienta również wyraził swoje oburzenie i żądał natychmiastowego zwolnienia Marcina.
Marcin nie zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił. Myślał, że wyraził tylko swoją opinię i że ma prawo do niej. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że dopuścił się rasizmu, ksenofobii i gloryfikacji nazizmu. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że stracił pracę, reputację i szansę na karierę. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że wywołał skandal, który mógł mieć poważne konsekwencje dla jego firmy, klienta i całej branży.
Po skandalu, Marcin został zwolniony z pracy i musiał stawić się przed sądem. Został oskarżony o nawoływanie do nienawiści na tle rasowym i etnicznym, obrażanie godności ludzkiej i propagowanie nazizmu. Prokurator domagał się dla niego surowej kary, argumentując, że jego zachowanie było nie tylko niemoralne, ale też niebezpieczne dla społeczeństwa. Marcin nie miał żadnego adwokata, ponieważ nikt nie chciał go bronić. Sam nie przyznawał się do winy i twierdził, że był tylko sfrustrowany i że miał prawo do wyrażenia swojej opinii.
Sąd nie uwierzył w jego tłumaczenia i uznał go za winnego wszystkich zarzutów. Sędzia ogłosił wyrok, który wstrząsnął wszystkich obecnych w sali. Marcin został skazany na wrzucenie do wrzątku. Była to kara stosowana w średniowieczu dla zdrajców i heretyków, która polegała na zanurzeniu skazanego w wielkim kotle z wrzącą wodą lub olejem. Sędzia uzasadnił swój wyrok, mówiąc, że Marcin zasłużył na taką karę za swoje obrzydliwe poglądy i słowa, które obraziły pamięć ofiar nazizmu i zniszczyły reputację firmy.
Marcin nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Myślał, że to jakiś żart lub koszmar. Nie mógł znieść myśli o tym, co go czeka. Zaczęła go ogarniać panika i rozpacz. Zaczął błagać o łaskę i przebaczenie, ale nikt nie chciał go słuchać. Został wyprowadzony z sali przez strażników i zaprowadzony do miejsca egzekucji.
Tam czekał na niego wielki kocioł z wrzącą wodą, otoczony przez tłum gapiów i dziennikarzy. Marcin został pozbawiony ubrania i podniesiony przez dźwig nad kotłem. Usłyszał głos sędziego, który odczytywał wyrok i zlecał wykonanie kary. Marcin krzyczał z bólu i strachu, gdy czuł gorącą parę na swojej skórze. W ostatniej chwili spojrzał na tłum i zobaczył twarze audytorów z Niemiec, którzy patrzyli na niego ze złością i pogardą…