Przejdź do komentarzySpotkanie po latach
Tekst 39 z 43 ze zbioru: Marcin
Autor
Gatuneksatyra / groteska
Formaproza
Data dodania2024-07-01
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń175

Marcin miał problem z zębami. Cierpiał na próchnicę i często miewał bóle zębów. Unikał dentysty jak ognia, ale pewnego dnia nie mógł już dłużej znosić cierpienia. Grażyna, jego matka, zarezerwowała mu wizytę u swojej znajomej, pani doktor Anny, która prowadziła gabinet dentystyczny razem ze swoim synem Łukaszem. Łukasz był kolegą Marcina ze szkoły, ale nie utrzymywali ze sobą kontaktu.


Marcin pojechał do gabinetu sam, bo jego ojciec Janusz był zajęty w pracy. Janusz był alkoholikiem i często pił piwo po godzinach. Nie dbał o swoje zęby i miał przewlekłe zapalenie dziąseł. Marcin nie chciał być taki jak on i postanowił zadbać o swoje zdrowie.


Gdy dotarł do gabinetu, został przywitany przez panią Annę, która zaprowadziła go do poczekalni. Tam siedziało już kilka osób, w tym starsza kobieta z opuchniętą twarzą i mały chłopiec z aparatem na zębach.


- Witaj, Marcinie - powiedziała pani Anna. - Cieszę się, że się zdecydowałeś. Zaraz cię przyjmę. Tylko proszę o cierpliwość.

- Nie ma sprawy - odparł Marcin, próbując uśmiechnąć się. - Nie boję się dentysty.

- To dobrze - pochwaliła go pani Anna. - A może chcesz coś do picia? Herbatę? Kawę? Wodę?

- Poproszę wodę - odpowiedział Marcin.

- Jasne - powiedziała pani Anna. - Zaraz przyniosę.


Pani Anna wyszła z poczekalni i poszła do swojego gabinetu. Tam spotkała swojego syna Łukasza, który właśnie kończył leczenie pacjentki.


- Hej, mamo - powiedział Łukasz. - Jak leci?

- Dobrze, dobrze - odparła pani Anna. - Słuchaj, mam dla ciebie niespodziankę. Przyszedł twój kolega ze szkoły.

- Serio? Który? - zainteresował się Łukasz.

- Marcin - odpowiedziała pani Anna.

- Marcin? Ten Marcin? Z naszej klasy? - zapytał Łukasz.

- Tak, ten sam - potwierdziła pani Anna. - Przyszedł na wizytę dentystyczną. Widocznie ma problemy z zębami.

- No to fajnie - skomentował Łukasz ironicznie. - Nie widziałem go od lat. Pewnie ma wiele do opowiedzenia.

- No właśnie - powiedziała pani Anna. - Może byś się z nim przywitał? Może nawet byś mu pomógł?

- Ja? Pomógł? - zdziwił się Łukasz. - Ale jak?

- No wiesz... jesteś chirurgiem stomatologicznym... może potrzebuje jakiegoś zabiegu... może byś mu zrobił... - sugerowała pani Anna.

- Mamo, ty chyba żartujesz - odparł Łukasz. - Przecież ja nie lubię tego gościa. To był największy łobuz w szkole. Zawsze mi dokuczał i mnie wyśmiewał. A teraz mam mu robić łaskę?

- No ale... to przeszłość... może się zmienił... może chce się z tobą pogodzić... - próbowała przekonać pani Anna.

- Nie wierzę w to - stwierdził Łukasz. - On się nie zmieni. To jest cham i prostak. A teraz pewnie chce mi się przypodobać, bo widzi, że jestem lepszy od niego.

- Łukasz, proszę cię, nie bądź taki - poprosiła pani Anna. - To jest człowiek, który potrzebuje pomocy. A ty jesteś profesjonalistą. Nie możesz odmówić mu leczenia.

- Ale ja nie chcę go leczyć - upierał się Łukasz. - Nie lubię go i nie ufam mu. A ty też powinnaś uważać na niego. To nie jest dobry człowiek.

- Czemu tak sądzisz? - zapytała pani Anna.

- Czemu? Z doświadczenia - odpowiedział Łukasz. - Pamiętasz, co mi zrobił w szkole?

- Tak, pamiętam - przyznała pani Anna. - Ale to było dawno temu. Może zapomniał o tym. Może żałuje tego.

- Nie wierzę w to - powtórzył Łukasz. - On niczego nie żałuje. Jest bezczelny i bezwzględny.

- Łukasz, nie bądź taki paranoiczny - upomniała go pani Anna. - Nie oceniaj ludzi po pozorach. Może on naprawdę potrzebuje twojej pomocy.

- No to niech ją sobie znajdzie gdzie indziej - odrzekł Łukasz. - Ja mu nie pomogę.


Pani Anna westchnęła i spojrzała na zegarek.


- Dobrze, jak chcesz - powiedziała. - Ale muszę cię ostrzec, że nie będzie czekać wiecznie. Ma umówioną wizytę za piętnaście minut.

- Niech sobie czeka, albo idzie stąd - powiedział Łukasz.

- Jak chcesz - powtórzyła pani Anna i wyszła z gabinetu.


Wróciła do poczekalni, gdzie Marcin nadal siedział na krześle.


- Przepraszam za zwłokę - powiedziała pani Anna. - Zaraz cię przyjmę.

- Nie ma sprawy - odparł Marcin, który już zaczął się denerwować i marzyć o wyjściu stąd.

- Mam dla ciebie niespodziankę - dodała pani Anna z uśmiechem. - Wiesz, kto tu pracuje?

- Kto? - zapytał Marcin.

- Mój syn Łukasz - odpowiedziała pani Anna. - Pamiętasz go?


Marcin poczuł się nieswojo. Przypomniał sobie, jak często dokuczał Łukaszowi w szkole, nazywając go `szczurem`, `kujonem` lub `maminym synkiem`, jak często śmiał się z jego wyglądu, ubioru lub ocen i jak raz  ukradł mu plecak i wrzucił do śmietnika.


- Łukasz? Ten Łukasz? Z mojej klasy? - zapytał Marcin.

- Tak, ten sam - potwierdziła pani Anna. - Jest teraz chirurgiem stomatologicznym i pracuje ze mną w tym gabinecie.


Marcin poczuł się jeszcze gorzej. Zdał sobie sprawę, że Łukasz osiągnął więcej niż on i że teraz może mieć nad nim przewagę. Zastanawiał się, czy Łukasz go rozpozna i czy będzie chciał mu pomóc.


- Och... to... to fajnie... - skomentował Marcin niepewnie.

- Tak, bardzo fajnie - powiedziała pani Anna. - Może byś się z nim przywitał? Może nawet by ci pomógł?


Marcin poczuł się jeszcze gorzej. Nie chciał widzieć Łukasza ani z nim rozmawiać. Bał się, że Łukasz będzie się z niego śmiał lub zrobi mu coś złego. Nie chciał, żeby Łukasz mu pomagał, bo nie ufał mu.


- Nie, dziękuję - odmówił Marcin. - Nie musi mi pomagać. Nie chcę go niepokoić.

- Ale on nie ma nic przeciwko - zapewniła go pani Anna. – Jest bardzo miły i pomocny. Na pewno ci pomoże.

- Nie, naprawdę, nie trzeba - upierał się Marcin. - Nie chcę go widzieć.

- Dlaczego? - zapytała pani Anna. - Co się stało?

- Nic, nic - odparł Marcin. - Po prostu... nie lubię go.

- Nie lubisz? Dlaczego? - zdziwiła się pani Anna. - Przecież to twój kolega ze szkoły.

- Nie, to nie mój kolega - zaprzeczył Marcin. - To... to...

- To co? - nalegała pani Anna.


Marcin nie wiedział, co powiedzieć. Nie chciał przyznać się do tego, że był zły dla Łukasza i że teraz się go boi. Zmienił więc temat.


- A kiedy pani by mnie przyjęła? - zapytał Marcin.

- Za chwilę - odpowiedziała pani Anna. - Tylko muszę skończyć z obecnym pacjentem.

- A kto to jest? - zapytał Marcin.

- To jest pan Marek - powiedziała pani Anna. - Ma problem z ósemką.

- Z ósemką? - powtórzył Marcin.

- Tak, z ósemką - potwierdziła pani Anna. - Muszę mu ją usunąć.


Marcin poczuł dreszcz na plecach. Przypomniał sobie, jak kiedyś miał usuniętą ósemkę i jak bardzo to bolało. Zastanawiał się, czy on też będzie musiał mieć usuniętą ósemkę i czy to będzie robiła pani Anna czy Łukasz.


- A czy ja też mogę mieć problem z ósemką? - zapytał Marcin.

- Nie wiem - odpowiedziała pani Anna. - Muszę ci zrobić prześwietlenie i sprawdzić stan twoich zębów.

- A czy to boli? - zapytał Marcin.

- Nie, to nie boli - zapewniła go pani Anna. - To tylko zdjęcie rentgenowskie.

- Aha - skomentował Marcin.


W tym momencie usłyszeli krzyk z gabinetu pani Anny.


- Aaaaaa! Nie dotykaj mnie! Odejdź! Pomocy!


To był głos pana Marka, który wyraźnie nie znosił zabiegu usuwania ósemki lub po prostu jednej z asystentek. Marcin poczuł się jeszcze gorzej. Przestraszył się, że on też będzie tak krzyczał i cierpiał. Zastanawiał się, czy może uciec stąd i zapomnieć o wizycie dentystycznej. Pani Anna spojrzała na zegarek i westchnęła.


- Muszę iść - powiedziała do Marcina. - Zaraz wrócę i zajmę się tobą.

- Dobrze - odpowiedział Marcin słabo.


Pani Anna poszła do swojego gabinetu, gdzie pan Marek nadal krzyczał i szarpał się na fotelu dentystycznym. Pani Anna spróbowała go uspokoić i dokończyć zabieg.

Marcin został sam w poczekalni. Czuł się coraz bardziej nieswojo i przerażony. Zastanawiał się, co robić. Czy czekać na swoją kolej i poddać się leczeniu? Czy uciec stąd i zapomnieć o wszystkim? Czy może spróbować porozumieć się z Łukaszem i poprosić go o pomoc? Marcin nie mógł się zdecydować. Był w rozterce. Nie wiedział, co zrobić.


W końcu postanowił spróbować porozumieć się z Łukaszem i poprosić go o pomoc. Pomyślał, że może Łukasz nie będzie taki zły, jak się wydaje. Może zrozumie jego sytuację i zlituje się nad nim. Może nawet zapomni o dawnych urazach i wybaczy mu.


Marcin wstał z krzesła i podszedł do drzwi gabinetu Łukasza. Zapukał delikatnie i czekał na odpowiedź.


- Tak? - usłyszał głos Łukasza.

- Cześć, to ja, Marcin - powiedział Marcin.

- Marcin? Co ty tu robisz? - zapytał Łukasz.

- Przyszedłem na wizytę dentystyczną - wyjaśnił Marcin.

- Aha - skomentował Łukasz. - I co, chcesz, żebym ci pomógł?

- No... tak... jeśli możesz... - przyznał Marcin.

- A dlaczego miałbym ci pomóc? - zapytał Łukasz.

- Bo... bo... masz doświadczenie... i umiejętności... i sprzęt... - wymieniał Marcin.

- To wszystko? - spytał Łukasz.

- Nie... nie tylko... - dodał Marcin. - Bo też... też...

- Też co? - nalegał Łukasz.


Marcin zaczął się jąkać. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie chciał przyznać się do tego, że się boi i że żałuje tego, co zrobił Łukaszowi.


- Też... też... też chciałem cię przeprosić - wydusił Marcin.

- Przeprosić? Za co? - zdziwił się Łukasz.

- Za to, co ci zrobiłem w szkole - odpowiedział Marcin. - Za to, że ci dokuczałem i wyśmiewałem. Za to, że byłem wobec ciebie zły i głupkowaty.


Łukasz zamilkł na chwilę. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zastanawiał się, czy Marcin mówi prawdę czy kłamie. Czy naprawdę żałuje tego, co zrobił, czy tylko udaje, żeby go oszukać.


- I dlaczego teraz mi to mówisz? - zapytał Łukasz.

- Bo... bo... chcę się z tobą pogodzić - powiedział Marcin.

- Pogodzić? Po co? - zapytał Łukasz.

- Bo... bo... nie chcę być twoim wrogiem - powiedział Marcin.

- A kim chcesz być? - zapytał Łukasz.


Marcin nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie był pewien, czy chce być przyjacielem Łukasza czy tylko jego znajomym. Nie był pewien, czy Łukasz mu wybaczy czy nie.


- Nie wiem... kimkolwiek... byle nie wrogiem... - powiedział Marcin.


Łukasz westchnął i otworzył drzwi gabinetu. Spojrzał na Marcina i ujrzał jego przestraszoną i zakłopotaną twarz. Zobaczył jego żółte i spróchniałe zęby. Zobaczył jego nieszczęśliwe oczy.


Łukasz miał mieszane uczucia. Z jednej strony czuł urazę i gniew do Marcina za to, co mu robił w przeszłości. Z drugiej strony czuł litość i współczucie dla niego ze względu na to, co teraz przeżywał. Zastanawiał się, co zrobić. Czy pomóc mu czy nie? Czy wybaczyć mu czy nie? Czy pogodzić się z nim czy nie?


Łukasz podjął decyzję.


- Wchodź - powiedział do Marcina. - Zobaczymy, co da się zrobić.


Marcin poczuł ulgę i wdzięczność. Wszedł do gabinetu i usiadł na fotelu dentystycznym. Łukasz założył rękawiczki oraz maskę i przygotował się do leczenia.


- Dziękuję - powiedział Marcin.

- Nie ma za co - odpowiedział Łukasz. - Ale nie licz na to, że będzie łatwo. Mamy sporo do zrobienia.

- Wiem - przyznał Marcin. - Ale jestem gotowy.

- No to zaczynamy - powiedział Łukasz i włączył wiertło.


Marcin zamknął oczy i starał się nie myśleć o bólu. Starał się myśleć o tym, że może to początek nowej przyjaźni. Albo przynajmniej nowej szansy.


Gdy Łukasz leczył Marcina, do gabinetu wpadł Janusz. Był pijany i rozdrażniony. Nie mógł się dodzwonić do syna i postanowił go poszukać. Grażyna wspomniała, że jest u dentysty, więc Janusz znalazł adres gabinetu pani Anny i pojechał tam samochodem.


- Gdzie jest mój syn? - krzyknął, wchodząc do gabinetu.

- Tata? Co ty tu robisz? - zapytał Marcin, widząc swojego ojca.

- Szukałem cię, chłopcze - odpowiedział Janusz. - Dlaczego nie odbierasz telefonu?

- Bo jestem u dentysty - wyjaśnił Marcin.

- U dentysty? Po co? - zapytał Janusz.

- Bo mam problemy z zębami - powiedział Marcin.

- Problemy z zębami? To żadne problemy - stwierdził Janusz. - To tylko wymówka, żeby nie iść do pracy.

- Ale ja nie mam pracy - przypomniał Marcin.

- No właśnie - powiedział Janusz. - Nie masz pracy, bo jesteś leniwy i nierozgarnięty. Jak ja w twoim wieku.

- Tata, proszę, nie zaczynaj - poprosił Marcin.

- Nie zaczynaj? A kto zaczął? Ty zacząłeś, chodząc do takiego dentysty - powiedział Janusz i spojrzał na Łukasza.

- Co pan tu robi? - zapytał Janusza Łukasz.

- A co ty tu robisz? - odparł Janusz. - Ty jesteś dentystą?

- Tak, jestem dentystą - odpowiedział Łukasz. - I leczę twojego syna.

- Leczysz? Ha! Raczej męczysz - powiedział Janusz. - Widzę, że się nie zmieniłeś. Nadal jesteś maminym synkiem i kujonem.

- Tata, proszę, nie obrażaj go - poprosił Marcin.

- Nie obrażam, mówię prawdę - powiedział Janusz. - Pamiętam cię z tej szkoły. Zawsze byłeś taki nudny i zarozumiały. Zawsze się chwaliłeś swoimi ocenami i wiedzą. Zawsze się wywyższałeś nad innymi.

- To nieprawda - zaprzeczył Łukasz. - Ja nigdy się nie chwaliłem ani nie wywyższałem. To pana syn i jego koledzy mi dokuczali i wyśmiewali mnie.

- Dokuczali? Wyśmiewali? A co ty robiłeś im w zamian? Nic! Tylko płakałeś i biegałeś do mamy - powiedział Janusz.

- Tata, proszę, przestań - poprosił Marcin.

- Nie przestanę - powiedział Janusz. - Chcę mu powiedzieć kilka słów w twarz. Chcę mu pokazać, kto tu rządzi.


Janusz podszedł do Łukasza i chwycił go za kołnierz.


- Słuchaj mnie dobrze, szczurze - powiedział Janusz. - Nie ruszaj mojego syna. Nie dotykaj jego zębów. Nie rób mu nic złego. Bo jeśli mu coś zrobisz, to ja ci coś zrobię. Zrozumiałeś?


Łukasz próbował się uwolnić z uścisku Janusza, ale nie miał siły.


- Niech mnie pan puści! Pomocy! - krzyczał Łukasz.


Marcin próbował uspokoić swojego ojca i odsunąć go od Łukasza, ale nie dało to skutku.


- Tata! Tata! Spokojnie! Nie rób mu nic! On mi pomaga! On jest dobry! - wołał Marcin.

- Dobry? On jest zły! On jest twój wróg! On cię nienawidzi! - krzyczał Janusz.

- Nie, nie, nie! To nieprawda! My się pogodziliśmy! My jesteśmy przyjaciółmi! - zaprzeczał Marcin.

- Przyjaciółmi? Nie bądź śmieszny! On cię oszukuje! On cię zdradzi! - krzyczał Janusz.

- Nie, nie, nie! To nieprawda! On mi wybaczył! On mi pomaga! - zaprzeczał Marcin.

- Wybaczył? Pomaga? Nie bądź naiwny! On się nad tobą znęca! On cię krzywdzi! - krzyczał Janusz.

- Nie, nie, nie! To nieprawda! On jest lekarzem! - zaprzeczał Marcin.

- Lekarzem? Nie bądź głupi! On jest rzeźnikiem! On cię zabije! - krzyczał Janusz.


Janusz podniósł pięść i zamierzał uderzyć Łukasza w twarz. Łukasz zacisnął oczy i czekał na cios. Marcin krzyknął i próbował zatrzymać ojca.

W tym momencie do gabinetu wpadła pani Anna. Zobaczyła, co się dzieje i zareagowała szybko. Zerwała Janusza z Łukasza i odepchnęła go na bok.


- Co pan tu robi?! - krzyknęła pani Anna. – Zwariował pan?!

- To on zaczął! To on mnie sprowokował! On chce zrobić krzywdę mojemu synowi! - tłumaczył się Janusz.

- Nic takiego nie chce - zaprzeczyła pani Anna. - To pan chce zrobić krzywdę mojemu synowi!

- Twojemu synowi? A co z moim synem?! - krzyczał Janusz.

- Pana syn jest dorosły i sam podejmuje decyzje - powiedziała pani Anna. - A pan nie masz prawa się do nich mieszać!

- Nie mam prawa?! Ja nie mam prawa?! Ja jestem jego ojcem! Ja mam prawo do wszystkiego! - krzyczał Janusz.

- Nie, nie masz pan - powiedziała pani Anna. - Nie masz pan prawa do znęcania się nad innymi ludźmi! Nie masz pan prawa do zakłócania pracy lekarza! Nie masz pan prawa do robienia awantury w moim gabinecie!

- A pani kto jesteś, żeby mi mówić, co mam robić?! - krzyczał Janusz.

- Ja jestem dentystką i właścicielką tego gabinetu - odpowiedziała pani Anna. - I ja mówię panu, żebyś się pan stąd wyniósł!

- Wyniósł?! A co z moim synem?! - krzyczał Janusz.

- Pana syn zostaje tu i będzie leczony przez mojego syna - powiedziała pani Anna. - A pan idzie stąd i nie wraca!

- Nie pójdę stąd bez mojego syna! - krzyczał Janusz.

- Nie, pójdziesz pan stąd bez swojego syna! - krzyczała pani Anna. - Bo jeśli nie pójdziesz stąd dobrowolnie, to wezwę policję!


Pani Anna sięgnęła po telefon i wybrała numer alarmowy. Janusz zobaczył to i przestraszył się. Wiedział, że ma już na swoim koncie odebrane prawo jazdy za prowadzenie po pijanemu i zakłócanie porządku publicznego. Wiedział, że jeśli policja go złapie, to może mieć poważne kłopoty.


Janusz zrozumiał, że nie ma wyjścia. Zrezygnował z walki i poddał się.


- Dobrze, dobrze, idę stąd - powiedział Janusz. - Ale to nie koniec. Wrócę po mojego syna. I po ciebie, szczurze.

- Niech pan tu nie wraca nigdy więcej - powiedziała pani Anna. - Bo jeśli pan wróci, to będzie pan żałował.


Pani Anna poprowadziła Janusza do wyjścia i wypchnęła go na zewnątrz. Zamknęła za nim drzwi i odetchnęła z ulgą.


- Uff... to było coś - powiedziała pani Anna.

- Mamo, wszystko w porządku? - zapytał Łukasz.

- Tak, wszystko w porządku - odpowiedziała pani Anna. - A ty?

- Też w porządku - powiedział Łukasz. - Dzięki, że go odgoniłaś.

- Nie ma za co - powiedziała pani Anna. - To był mój obowiązek.


Pani Anna i Łukasz spojrzeli na Marcina, który siedział na fotelu dentystycznym i trząsł się ze strachu.


- A ty, Marcinie, w porządku? - zapytała pani Anna.

- Tak... tak... w porządku... - odpowiedział Marcin słabo.

- Przepraszam za to, co się stało - powiedziała pani Anna. - To nie powinno mieć miejsca.

- Nie... niech pani nie przeprasza... to nie pani wina... to moja wina... i mojego ojca... - powiedział Marcin.

- Nie, to nie twoja wina - zaprzeczyła pani Anna. - To nie ty go sprowadziłeś tu. To on sam tu przyszedł.

- Ale to ja go sprowokowałem... to ja go zdenerwowałem... to ja go zawiodłem... - powiedział Marcin.

- Nie, nie sprowokowałeś go... nie zdenerwowałeś go... nie zawiodłeś go... - zaprzeczyła pani Anna. - On sam się tak zachował. On sam jest odpowiedzialny za swoje czyny.

- Ale on jest moim ojcem... ja go kocham... ja chcę, żeby był ze mną... - powiedział Marcin.

- Wiem, że go kochasz... wiem, że chcesz, żeby był z tobą... ale on nie jest dobrym ojcem dla ciebie... on cię nie szanuje... on cię nie wspiera... on cię krzywdzi... - powiedziała pani Anna.

- Ale on jest moim ojcem... ja go potrzebuję... ja chcę, żeby się zmienił... - powiedział Marcin.

- Wiem, że go potrzebujesz... wiem, że chcesz, żeby się zmienił... ale on się nie zmieni... on jest taki, jaki jest... i ty musisz się z tym pogodzić... - powiedziała pani Anna.


Marcin zaczął płakać. Czuł się samotny i bezradny. Nie wiedział, co robić ze swoim życiem i ze swoim ojcem.

Pani Anna i Łukasz poczuli współczucie dla Marcina. Podeszli do niego i przytulili go.


- Nie płacz, Marcinie - powiedziała pani Anna. - Nie jesteś sam. My ci pomożemy.

- Tak, Marcin, nie płacz - powiedział Łukasz. - Nie jesteś bezradny.


Marcin poczuł się trochę lepiej. Poczuł ciepło i życzliwość od pani Anny i Łukasza. Poczuł nadzieję i zaufanie do nich.


- Dziękuję wam - powiedział Marcin.

- Nie ma za co - powiedziała pani Anna. - To nasza przyjemność.

- Tak, nie ma za co - powiedział Łukasz. - To nasz obowiązek.


Pani Anna i Łukasz uśmiechnęli się do Marcina i pocieszyli go.


- A teraz, Marcinie, skończymy z twoimi zębami - powiedziała pani Anna. - Nie bój się, nie będzie bolało.

- Tak, Marcinie, skończymy z twoimi zębami - powiedział Łukasz. - Nie bój się, nie będzie źle.


Pani Anna i Łukasz zabrali się za leczenie Marcina. Byli delikatni i ostrożni. Robili wszystko, żeby Marcin się nie bał i nie cierpiał.

Marcin zamknął oczy i starał się nie myśleć o bólu. Starał się myśleć o tym, że może to początek nowej przyjaźni. Albo przynajmniej nowej szansy.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×