Przejdź do komentarzyBajka o strasznym Duchu Piwnicy
Tekst 8 z 8 ze zbioru: Bajki
Autor
Gatunekbajka
Formaproza
Data dodania2024-12-04
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń36

…a działo się to bardzo, bardzo dawno temu, jeszcze w starym tysiącleciu, które to czasy pamiętają tylko najstarsi ludzie.


Rodzice małego Zdzisia przeprowadzili się do innego miasta. Nie był on tak bardzo mały, gdyż chodził już do szkoły i uważał się za prawie dużego. Dorośli ludzie uważali inaczej, traktując go dalej jak małego brzdąca, ale on sam przestał już wierzyć w czarowników, anioły i diabły. Śmiał się, kiedy próbowano go nastraszyć strasznymi smokami, latającymi bezszelestnie i ziejącymi ogniem, przed którymi żaden człowiek nie mógł uciec. Miał więc prawo mówić, że wyrósł już z krótkich spodenek z szelkami, których tak nie cierpiał nosić, a którymi mamusia prześladowała go odkąd jego pamięć wstecz sięgała. Prawo to nabrało mocy, kiedy wreszcie spodenki naprawdę stały się przyciasne i spoczęły tam, gdzie powinny być od początku – w przydomowym śmietniku.


Ponieważ słowa „ja sam” oraz „nie boję się” stały się jego ulubionymi zwrotami, ukochana mamusia pozwalała mu na pewną samodzielność. Potrafił pójść z karteczką do sklepu i kupić dokładnie to, co miał przynieść do domu, a w kiosku nie pomylić tytułów gazet dla tatusia. Pieniążki też dobrze liczył i nigdy się nie pomylił.


Wszystko to świadczyło, że mały Zdziś naprawdę już nie był taki mały.


Pewnego razu, a było to zimą, kiedy wcześnie zapadł zmierzch i na dworze panował, brr… siarczysty mróz, mamusia zrobiła wielkie pranie w piwnicznej pralni. Była ona duża, a dalej znajdowały się jeszcze, oddzielone drzwiami, dwa takie same pomieszczenia. Pełniły rolę suszarni, dlatego miały w ścianach, pod sufitem, powkręcane haki, na których rozciągnięto sznurki. Wielkie prześcieradła i poszwy suszyły się na nich i nie potrzebowały stałego nadzoru. Wystarczyło je tylko ściągnąć po wyschnięciu i przynieść do mieszkania.


Ponieważ zbliżały się święta, po praniu starsze rodzeństwo pomagało mamusi w kuchni przy przygotowywaniu wspaniałego jedzenia; młodsza siostrzyczka miała ledwie dwa latka i była jeszcze zwolniona z domowych obowiązków. Natomiast mały Zdziś był już prawie duży i do tego czuł się samodzielny; mamusia poprosiła więc synka, aby przyniósł pranie z piwnicy. Przynajmniej przez tę chwilę nie musiała go pilnować w kuchni, gdyż uwielbiał ukradkiem wsadzać palec do wielkiej, glinianej misy, zwanej makutrą, w której była utarta surowa masa do świątecznego sernika. Ciągle przestrzegała, że od tego może rozboleć brzuch, ale nigdy wcześniej go nie rozbolał i ciągle przed kolejnymi świętymi próbował podjadać; dlatego nie mogła spuszczać synka z oka.


Zdziś wziął klucze od  drzwi do korytarza piwnicy oraz wejścia do pralni i dzielnie pomaszerował po schodach domu w dół, na parter. Tam otworzył pierwsze drzwi i ledwie sięgnął do wyłącznika światła. Przekręcił go i jasne, żółte światło rozświetliło cały korytarz. Zszedł po następnych schodach, skręcił w lewo i otworzył kluczem kolejne drzwi, włączając po kolei żarówki w pomieszczeniach pralni. Doszedł wreszcie do ostatniego, gdzie na sznurkach wisiała wysuszona już pościel. Było w nim bardzo ciepło i jasno, do tego cichutko, gdyż znikąd nie dochodził nawet najmniejszy szmer.


Zdzisio, chociaż uważał się już za dużego, nie sięgał jeszcze małą rączką do wysoko przyczepionych klamerek do bielizny na sznurkach. Był jednak naprawdę samodzielny – wziął z pralni taboret i wspiął się na niego. Był też mądry – odpinał klamerki, ale prześcieradła przewieszał wpół, aby nie zwisały brudząc się o podłogę. Kiedy już odpiął wszystkie klamerki, zeskoczył z taboretu i pociągnął za rogi pościeli. Podobnie postąpił z drugim i trzecim prześcieradłem. To było już dużo pościeli, jak dla niego i chciał je zanieść do domu, kiedy wtem…


…usłyszał dziwny dźwięk. Bardzo dziwny. Ni to pukanie, ni krótkie dzwonienie, ni pluskanie. Takie skądś ledwie dochodzące, rytmiczne „pum, pum”. Gdyby nie panująca całkowita cisza, nic by nie usłyszał. Nie było podobne do żadnego ze znanych mu dźwięków. Chociaż w żadne czary i duchy już nie wierzył, od razu przypomniał sobie opowieści o strasznym Duchu Piwnicy, którymi na podwórku starsze dzieci straszyły małych brzdąców. Mówiły, że ten duch wydaje dziwne odgłosy, kiedy błąka się po korytarzach piwnic i słychać go właśnie tylko wtedy, kiedy jest bardzo cicho. W ten sposób ostrzega, żeby mu teraz nie wchodzić w drogę, gdyż właśnie coś go bardzo rozzłościło.


Zdziś był rozważny. Kiedy nie było potrzeby, to nie ryzykował. „A jeśli jest coś z prawdy w tym, co opowiadali ci starsi? – przemknęło mu przez głowę. – Jeśli jednak…”. Zdrętwiał na samą myśl, że przecież nie wie jeszcze wielu rzeczy o świecie. Podstępny strach zjeżył mu włosy na głowie i spowodował, że przez długą chwilę nawet nie drgnął. Zamarł, a w całkowitej ciszy dalej rozlegało się tylko ledwie słyszalne „pum, pum”.


Był jednak też w miarę odważny. Po długich kilku minutach bezruchu zdecydował się zajrzeć do pierwszej suszarni. Dłoń oparł na klamce drzwi, aby w razie niebezpieczeństwa natychmiast je zamknąć. Wyglądnął ostrożnie, ale w środku nic się ruszało, a wyprana bielizna zwisała w bezruchu ze sznurków. Wstrzymał oddech i, starając się iść bezszelestnie, doszedł do drugich drzwi. Tu już wyraźniej dochodził odgłos „pum, pum, pum”. Głęboko wciągnął powietrze do płuc i… szybko zajrzał do pralni, ale natychmiast się cofnął, zamykając gwałtownie drzwi. Dopiero teraz, bezpieczny, odtworzył w pamięci obraz tego, co zdążył zobaczyć.


Nic strasznego nie zapamiętał. Jeszcze raz głęboko odetchnął i uchylił drzwi, gotów w każdej chwili się cofnąć. Wszedł po cichutku. „Nic, tu też nie ma tego strasznego ducha”! Jednak dziwny odgłos był już głośniejszy, jakby ostrzegał. Zdziś odczekał znów chwilkę i podkradł się do drzwi wyjściowych z pralni. Otworzył je ledwie, ledwie i… również natychmiast zamknął, opierając się o nie całym ciałem. Całkowita ciemność panująca w korytarzu piwnicznym i wyraźne dźwięki zatrwożyłyby nawet największego zucha, nie tylko odważnego Zdzisia.


„Jest! Musi być! To on zgasił światło! Widocznie lubi ciemność! On dalej widzi, a ludzie wtedy nie widzą!” – trwożne myśli przelatywały, jak błyskawice, przez głowę Zdzisia. Całym ciałkiem naparł, jeszcze mocniej, na zamknięte drzwi. „Aby się tylko nie dostał”!


Przetrwał tak dość długo. Jednak nic się nie stało, tylko dalej wyraźnie było słychać „pum, pum, pum”. Tak, to on tak posapuje! To ten Duch!”.


Wreszcie się zdecydował jeszcze raz zaryzykować. Do tego pościel, trzymana na ręku, zaczęła mu już ciążyć. Zamknął na chwilę oczy, aby przyzwyczaić je do ciemności i ponownie wyjrzał na mroczny korytarz. Poświata z pralni dochodziła do schodów w górę, na parter. Nic się nie poruszyło.


Wyszedł z pralni po cichutku, ponownie wstrzymując oddech. Sapanie Ducha Piwnicy teraz było już głośne. Zrobił trzy kroki, wstąpił na pierwszy stopień i…!


…w tym momencie spadło mu coś na głowę. „Biegiem, do drzwi piwnicznych”! Dopadł je, otworzył i gwałtownie zamknął. Na szczęście na klatce schodowej światło się paliło. Tu już był bezpieczny. Pomacał ręką włosy. Wyczuł wilgoć. „Wilgoć”? Powąchał, ale nie miała stęchłego, śmierdzącego zapachu wilgotnych oparów ducha. Już uspokojony, zaniósł prześcieradła do mieszkania i ponownie zszedł, aby przynieść resztę pościeli z suszarni. Był pełen dumy z siebie, że nie dał się pokonać strasznemu Duchowi Piwnicy!


Otworzył piwniczne drzwi i zapalił światło na korytarzu. Powoli zszedł po schodach i na najniższym spojrzał do góry. Prosto w oko trafiło go znowu coś wilgotnego… Odruchowo zamrugał, cofnął się i jeszcze raz popatrzył. Pod sufitem przebiegała pozioma rura, a z niej kapała rytmicznie woda…


Od tej pory Zdziś potrafił już panować nad swoją bujną wyobraźnią. Teraz on nią rządził, a nie ona nim.

*    *    *

Jednak złośliwy Duch Piwnicy nie zapomniał o małym Zdzisiu. Zapamiętał tę zniewagę, że wtedy Zdziś prawie się go nie przestraszył, a nawet wykazał odwagą i pokonał. Kilka lat później, kiedy Zdziś nie był już mały, a naprawdę duży i wyrósł bardzo, bardzo wysoko, parę razy uderzył go tą rurą w czoło, nabijając mu za każdym razem potężnego guza. Co prawda, więcej było w tym winy dużego Zdzisia, że zapominał ukłonić się Duchowi Piwnicy, kiedy schodził po schodach do jego siedziby…


  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo ciekawe wspomnienie.
avatar
Doskonałe!
Ja też miałem ducha w piwnicy nazywał się Muc i jest tu opowiadanko o nim.
Zapraszam.
avatar
Janko, chyba każdy ma podobne wspomnienia z dzieciństwa :)
avatar
Marianie, mój nie miał imienia. Był "Duchem POiwnicy"... ale to też jednak imię ;)
Dziękuję, później zaglądnę.
© 2010-2016 by Creative Media
×