Przejdź do komentarzyHisteria Marcina
Tekst 44 z 45 ze zbioru: Marcin
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2025-03-25
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń65

Marcin nigdy nie czuł się dobrze w szkole. Koledzy dokuczali mu na przerwach, śmiali się z jego reakcji, a on zamiast ignorować zaczepki, zawsze przesadzał z reakcją. Bywało, że wystarczyło jedno krzywe spojrzenie, a on już biegł do nauczyciela z płaczem, że ktoś chce mu zrobić krzywdę. To tylko nakręcało złośliwości – nikt nie lubił skarżypyty, a zwłaszcza takiego, który histeryzował z byle powodu.


Najgorzej było na lekcjach WF-u. Marcin nie lubił sportu. Był słaby fizycznie, szybko się męczył i nie znosił momentów, gdy inni patrzyli, jak nie nadąża za ćwiczeniami. Jego wychowawczyni, pani Nowak, była jednak dobrą kobietą. Miała do niego cierpliwość i zawsze próbowała go jakoś wesprzeć, chociaż on sam odbierał to jako dodatkowe upokorzenie.


Tego dnia WF odbywał się na sali gimnastycznej. Dzieci miały ćwiczyć skoki przez kozła. Marcin już wcześniej zapowiedział, że nie będzie skakał, bo „to głupie” i „pewnie się zabije”. Pani Nowak próbowała go przekonać, że to nic trudnego, ale on już szykował się do kolejnej histerycznej sceny.


Kiedy w końcu nadeszła jego kolej, stanął przed kozłem z wyrazem absolutnej paniki na twarzy.


– Marcin, spokojnie, pomogę ci – powiedziała nauczycielka łagodnym tonem.


Ale on już był przekonany, że wszyscy się na niego gapią i czekają na jego upadek. Zaczął płakać, kręcić głową i cofać się, mamrocząc coś o tym, że nie da rady. W końcu pani Nowak westchnęła, podeszła do niego i żartobliwie uniosła go lekko na rękach, mówiąc:


– Oj, Marcinie, chyba musimy cię trochę podnieść, żebyś się przekonał, że kozioł nie gryzie!

To miała być miła, matczyna reakcja, ale Marcin poczuł się, jakby właśnie został ośmieszony na oczach całej klasy.

– PUSZCZAJ MNIE!!! – wrzasnął nagle.


Zaczęło się szamotanie, a potem stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Marcin, w napadzie histerii, uderzył nauczycielkę w twarz.


W sali zapadła cisza. Pani Nowak patrzyła na niego oszołomiona, a reszta klasy zamarła. Przez chwilę nikt się nie odzywał, aż w końcu nauczycielka, choć widocznie wstrząśnięta, chwyciła go mocno za ramię i wyprowadziła z sali.


Marcin jeszcze tego samego dnia trafił do dyrektora. W czasach, gdy szkoła nie patyczkowała się z niegrzecznymi uczniami, kara była surowa – linijką po dłoniach i stanie w kącie przez całą lekcję. Ale to nie był koniec.


Gdy wrócił do domu, czekała na niego jeszcze większa burza. Grażyna była wstrząśnięta tym, co usłyszała od wychowawczyni, ale to Janusz zareagował najostrzej.


Janusz był człowiekiem starej daty – uważał, że dzieci trzeba wychowywać twardą ręką, a za brak szacunku do dorosłych należała się kara, którą zapamięta się na długo.


Janusz nie bił Marcina regularnie, ale kiedy już to robił, kara była surowa i zapadała w pamięć. Nie był typem ojca, który używał pasa z byle powodu – zazwyczaj wystarczał jego gniewny głos, by Marcin wiedział, że lepiej się nie wychylać.


Jednak kiedy coś naprawdę wyprowadzało go z równowagi – brak szacunku, pyskowanie, albo, jak w przypadku nauczycielki, zachowanie, które według niego „hańbiło rodzinę” – nie miał oporów przed użyciem siły.


W dzieciństwie Marcina takie sytuacje zdarzały się kilka razy do roku, głównie wtedy, gdy chłopak przekroczył granicę cierpliwości ojca. Najczęściej kończyło się na klapsach lub uderzeniu w tył głowy, ale jeśli sprawa była poważna, Janusz sięgał po pasek.


Grażyna nigdy się temu otwarcie nie sprzeciwiała – wiedziała, że wpadanie w konflikt z Januszem nie ma sensu. Czasami próbowała łagodzić sytuację, mówiła, żeby „dał już spokój”, ale nigdy nie stanęła wyraźnie w obronie Marcina.


Kiedy Marcin wrócił do domu i matka opowiedziała całą historię, Janusz najpierw patrzył na niego z niedowierzaniem. Potem jego twarz zrobiła się czerwona.


– Bić nauczyciela?! – ryknął, wstając z krzesła. – Ty chyba oszalałeś, gówniarzu!


Grażyna próbowała coś powiedzieć, ale Janusz był wściekły. Zdjął skórzany pasek, który zawsze nosił przy spodniach.


– Rozbierz się do pasa i kładź się na łóżko! – rozkazał głosem, który nie znosił sprzeciwu.


Marcin spojrzał na matkę, ale Grażyna tylko odwróciła wzrok. Wiedziała, że sprzeciwienie się Januszowi w tym momencie nic nie da.


Pierwsze uderzenie paska paliło jak ogień. Marcin zacisnął zęby, ale przy trzecim uderzeniu już nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. Janusz jednak nie przestawał.


– Może teraz się nauczysz, że nie bije się ludzi, którzy chcą ci pomóc! – warczał, wymierzając kolejne razy.

Gdy skończył, Marcin drżał na całym ciele. Jego plecy były czerwone i piekące, a łzy płynęły mu po twarzy.

– Masz iść do swojego pokoju i nawet mi się tu nie pokazywać! – dodał Janusz, chowając pasek. – I jutro rano pójdziesz do tej nauczycielki i ją przeprosisz!


Marcin nie odpowiedział, tylko uciekł do swojego pokoju. Wstyd i ból mieszały się w nim z gniewem. Leżał na łóżku i zaciskał pięści, czując, jak palące pręgi na plecach przypominają mu o tym, co się stało.


Po raz pierwszy w życiu naprawdę nienawidził ojca.


Rekonwalescencja Marcina trwała kilka dni, ale psychiczne skutki tej kary pozostały z nim na znacznie dłużej.


Fizycznie najgorsze było pierwsze 24 godziny – jego plecy były czerwone i piekące, a każda próba położenia się na nich kończyła się bólem. Następnego dnia skóra zaczęła sinieć, a ślady od paska były wyraźnie widoczne. Na szczęście, w szkole nosił koszulę, więc nikt nie zauważył.


Najtrudniejsze jednak było przeproszenie nauczycielki. Kiedy stanął przed panią Nowak, spuścił wzrok i wybąkał coś pod nosem. Kobieta spojrzała na niego surowo, ale nie było w niej gniewu – raczej smutek i rozczarowanie.


– Mam nadzieję, że to się nigdy więcej nie powtórzy, Marcinie – powiedziała spokojnie.


Chłopak kiwnął głową, ale w środku buzowała w nim mieszanka wstydu i gniewu. Nie mógł zdecydować, kogo bardziej nienawidzi – siebie za to, co zrobił, ojca za karę, czy nauczycielki za to, że go wtedy wzięła na ręce.


Przez następne dni unikał WF-u, symulując bóle brzucha. Nie chciał, by ktokolwiek zobaczył ślady na jego plecach. Po tygodniu siniaki zaczęły blednąć, a ból ustąpił, ale w głowie wciąż miał tamten wieczór i poczucie upokorzenia.


Po tamtym incydencie Marcin starał się trzymać w cieniu. Przeprosiny dla pani Nowak były dla niego upokarzające, a siniaki na plecach jeszcze przez kilka dni przypominały mu, co się stało. Obiecał sobie, że już nigdy więcej nie da się upokorzyć.


Ale gniew w nim nie zniknął.


To było jak ogień tlący się pod skórą. Wystarczyło, że ktoś rzucił w jego stronę kpiący uśmiech albo mruknął pod nosem „mazgaj”, a w jego głowie znowu rozbrzmiewał głos Janusza, znowu czuł gorące uderzenia paska na plecach.


Nienawidził tego uczucia.


Kilka tygodni później znowu był na lekcji wychowania fizycznego. Tym razem ćwiczyli przewroty na materacu. Marcin już na starcie stwierdził, że tego nie zrobi – bał się, że źle upadnie, że się ośmieszy. Pani Nowak, jak zwykle cierpliwa, podeszła do niego z zachętą.


– Marcin, wystarczy spróbować, nikt cię nie ocenia.


Ale on wiedział, że wszyscy patrzą. Wszyscy czekają na jego kolejne załamanie.


– Zostaw mnie! – syknął.– Nie musisz, ale chciałabym, żebyś podszedł bliżej i zobaczył, że to nic strasznego – powiedziała spokojnie.


I wtedy coś w nim pękło.


W jego głowie rozbrzmiał trzask paska ojca. To samo upokorzenie, to samo poczucie bezsilności.


Nauczycielka była miła, ale dla niego była tylko kolejnym dorosłym, który nie rozumiał, co on czuje.

Zanim w ogóle pomyślał, co robi, chwycił leżący na ławce skórzany pas jednego z uczniów – ktoś zostawił go tam po przebieraniu się.


I rzucił się na panią Nowak.


Sala gimnastyczna zamarła. Uderzenie pasa przecięło powietrze, ale nauczycielka zdążyła się odsunąć. Marcin jednak nie przestawał – wymachiwał pasem, próbując ją trafić.


– Teraz ty poczujesz, jak to jest! – krzyknął z całych sił.


Pani Nowak cofnęła się, podnosząc ręce w geście obronnym. Szok na jej twarzy sprawił, że Marcin na chwilę się zawahał.


To wystarczyło. Dwóch starszych chłopaków, którzy akurat byli w pobliżu, rzuciło się na niego i wyrwało mu pas z rąk. Marcin szamotał się, krzyczał coś niezrozumiałego, aż w końcu opadł na kolana i zaczął płakać.


Dyrektor nie miał wątpliwości – to było koniec Marcina w tej szkole. Pobicie nauczyciela? Tego nie dało się zamieść pod dywan.


Wezwano Grażynę i Janusza. Matka siedziała blada i zszokowana, nie mogąc uwierzyć, że jej syn mógł zrobić coś takiego. Janusz za to nie powiedział ani słowa. Patrzył na Marcina spojrzeniem, które chłopak znał aż za dobrze.


Wiedział, co go czeka w domu.I tym razem naprawdę się bał.


Droga powrotna była cicha. Grażyna szła szybkim krokiem, blada i spięta. Janusz nie odzywał się ani słowem, ale Marcin czuł jego gniew bijący jak fala gorąca. Nie było krzyków, nie było wymówek – tylko milczenie.


To było jeszcze gorsze.


Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi, Janusz wskazał Marcina palcem na korytarzu.


– Do pokoju.


Głos był niski i stanowczy.


Marcin chciał coś powiedzieć, ale wiedział, że to nie ma sensu. Poszedł na górę i stanął przy swoim łóżku. Serce waliło mu w piersi.


Po chwili usłyszał kroki ojca. Ciężkie, powolne.Janusz zamknął drzwi i podszedł do niego.


– Tyle cię nauczyłem, gnojku? – warknął. – Myślisz, że możesz podnieść rękę na nauczyciela?

- Bo ja… – Marcin spróbował odpowiedzieć, ale nie zdążył. Pierwszy cios spadł otwartą dłonią na jego policzek.

– Zamknij się.


Chłopak zachwiał się, ale nie upadł. Janusz chwycił go za ramię i pchnął na łóżko.


– Spodnie i majtki w dół.


Marcin wciągnął powietrze. Nie chciał. Wiedział, co będzie dalej.


– Nie każ mi powtarzać.


Drżącymi rękami rozpiął pasek i zsunął spodnie.Pas świsnął w powietrzu i uderzył go prosto w pośladki.

Jeden raz.Drugi.Trzeci.Paliło jak ogień.


Marcin zacisnął zęby. Nie dał sobie wydrzeć krzyku. Nie tym razem. Ale Janusz nie przestawał. Każde uderzenie miało mu przypomnieć, kto rządzi.


– Nigdy więcej, rozumiesz?!


Świst.


– Nigdy więcej takiego wstydu!


Świst.


– Nigdy więcej nie podniesiesz ręki na kogoś, kto jest nad tobą!


Gdy skończył, Marcin leżał na łóżku, oddychając ciężko. Pośladki piekły niemiłosiernie, a w oczach miał łzy wściekłości.


Janusz wyszedł, trzaskając drzwiami.Grażyna nie przyszła.Nikt nie przyszedł.


Marcin zacisnął pięści i przysiągł sobie, że jeśli kiedykolwiek będzie miał okazję, odda ojcu wszystko z nawiązką.


A jeśli nie jemu – to komuś innemu.


Po drugim laniu, które Janusz wymierzył Marcinowi pasem, chłopak miał rozległe siniaki i pręgi na pośladkach oraz udach. Skóra w niektórych miejscach była obtarta i bolesna przy dotyku, a przez kilka dni miał trudności z siadaniem.


Najgorsze były pierwsze godziny po karze – pieczenie i pulsujący ból sprawiały, że każda pozycja była niewygodna. Musiał leżeć na boku lub na brzuchu, unikając jakiegokolwiek nacisku na posiniaczone miejsca.


Przez następny tydzień chodził ostrożnie, unikał gwałtownych ruchów i starał się nie zwracać uwagi nauczycieli, którzy mogliby zauważyć jego dyskomfort. Grażyna, choć cicha i wycofana, podawała mu potajemnie maści na siniaki, ale nie komentowała tego, co się stało.


Dopiero po dwóch tygodniach ból całkowicie ustąpił, ale wstyd i gniew w nim zostały.


Z biegiem lat chłopak nauczył się, jak unikać ojcowskiego gniewu – nie wdawać się w dyskusje, spuszczać wzrok, mówić „tak, tato” i nie robić scen przy obcych. Wiedział, że Janusz nie bił go dla przyjemności – kara była zawsze „za coś” – ale jednocześnie czuł, że w ojcowskiej surowości jest coś więcej niż tylko chęć nauczenia go dyscypliny. Była w tym jakaś frustracja, jakieś poczucie władzy, które Janusz lubił.


Z czasem Marcin przestał płakać po takich karach. Po prostu zaciskał zęby i czekał, aż się skończy. W głębi duszy wiedział jedno – kiedy dorośnie, nigdy nie będzie taki jak Janusz.


Marcin przez lata dusił w sobie nienawiść. Nie tylko do Janusza – do całego świata, który wydawał się go upokarzać i poniżać na każdym kroku. Wiedział, że w domu nie ma sensu walczyć. Janusz był silniejszy, większy, a Grażyna zawsze stawała z boku, nawet jeśli widziała, co się dzieje.


Ale poza domem? Tam mógł być kimś innym.


Gdy Marcin poszedł do liceum, zmienił się. Przestał być tym cichym chłopakiem, którego łatwo byłopopychać. Znalazł sobie kolegów – twardych, takich, którzy nie mieli problemu z używaniem pięści. To przy nich nauczył się, że gniew może być bronią.


Pierwszy raz wyładował się na kimś w drugiej klasie. Młodszy chłopak, pierwszak, przypadkiem potrącił go na korytarzu i nawet nie przeprosił. Marcin odwrócił się i rzucił mu pod nogi ostrą uwagę.


– Uważaj, jak chodzisz, gówniarzu.


Chłopak prychnął i poszedł dalej.


Marcin nie myślał długo. Chwycił go za ramię, obrócił i uderzył pięścią prosto w brzuch. Młodszy uczeń skulił się, a Marcin dorzucił jeszcze jedno uderzenie w ramię, po czym odszedł, jakby nic się nie stało.


Czuł satysfakcję.To nie było jeszcze to, co chciał. Ale było blisko.


Gdy Marcin wyjechał na studia do Katowic, widywał ojca coraz rzadziej. W domu bywał rzadko i tylko wtedy, gdy musiał. Janusz starzał się, ale wciąż miał tę samą butę i agresję w oczach.


Pewnego razu, gdy Marcin miał 22 lata, wrócił na święta. Po kolacji Janusz, jak zwykle po kilku piwach, zaczął swoje gadki.

– No i co? Nadal myślisz, że jesteś mądrzejszy ode mnie, co? – warknął, patrząc na syna z pogardą.


Marcin nie odpowiedział.


– Gówniarzu, ja w twoim wieku już rodzinę miałem, a ty co? Dalej się uczysz, mamusi chłopczyk.


Coś w Marcinie pękło.Powoli odsunął krzesło i wstał. Spojrzał ojcu prosto w oczy.


– Powiedz to jeszcze raz.


Janusz zmarszczył brwi.


– Powiedz to jeszcze raz.


Głos Marcina był niski, pewny siebie.


Janusz wstał, jakby chciał coś powiedzieć, ale wtedy stało się coś, czego nikt w tej rodzinie nie przewidywał.


Marcin uderzył go.

Raz.

Prosto w twarz.


Janusz zatoczył się i oparł o ścianę. Spojrzał na syna z szokiem. Po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powiedzieć.


Grażyna krzyknęła.

Marcin spojrzał na nią, potem na ojca i wyszedł z domu.

Nigdy więcej tam nie wrócił.


Czy zemsta dała mu spokój?

Marcin przez kolejne lata odnosił sukcesy zawodowe, ale gniew nigdy go nie opuścił. Pracował w korporacji, był stanowczy, czasem agresywny wobec współpracowników. Nie bał się podnosić głosu, przyciskać ludzi do ściany psychicznie.


Czy stał się jak ojciec?

Nie.


Ale stał się kimś, kto nigdy więcej nie pozwolił sobie na upokorzenie.

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×