Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-03-10 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2728 |
Z czystych nudów wybrałam się na spacer po mieście tak brudnym jak moje myśli. Czy umyślnie, czy też nie szłam ulicą odwiedzaną tylko przez takich jak ja. Określam w tym momencie ludzi pragnących chwili zapomnienia w ramionach osoby, która czuje dokładnie to samo. Nie może być to uczucie nie pełne, wtedy nic co zostanie dokonane się nie liczy. Takie właśnie panujące nastroje czułam wokół siebie. Zmierzyłam pół wzrokiem wszystkie wejścia do klubów i było wiadome, że wybiorę ten z czarnymi elementami przy drzwiach. Były to stare, z pewnością ciężkie gotyckie wrota. Miałam nadzieje, że będą imitacją przejścia do czegoś więcej. Szarość dnia nasilała się, weszłam do baru, a może klubu barowego. Panował fantastyczny klimat już przy wejściu. Delektowałam się wolnym przejściem przez korytarz, który oddawał namiętność ludzi łączących się wargami. Widząc, że kanapa z czerwonej skóry jest wolna skinęłam na kelnerkę, aby tam do mnie przyszła. Przylgnęłam do tego materiału i wykrztusiłam tylko jedno zdanie: jack daniel’s co 20 minut razy 6. Smakował mi już przed podaniem, ale tylko dlatego…. ,że zauważyłam stałego bywalca.
Gdy dostałam drinka rozłożyłam się na kanapie jeszcze wygodniej, jeżeli w ogóle było to możliwe. Rozpinając dwa pierwsze guziki koszuli czarnej jak światło w klubie dotknęłam także włosów. Zmierzwione, potargane, ale jakże pasujące do czarnych skórzanych spodni. Patrzyłam na Pana ‘stałego’ i czekałam. Przyszła pora na występy. Wyszła kobieta w makijażu tak ciężkim, że i mi zrobiło się gorąco. Wyglądała jakby ćpała przynajmniej dwa tygodnie. Siedziałam na występie po męsku, noga założona przez testosteron. Myśli wariowały od czwartego drinka. Podobało mi się, że czarnowłosy pije to co ja. Zza sceny ogłoszono przerwę parkietową, czyli wszystkie panie z sali tańczą razem ze striptizerkami. Istne zaproszenie na orgietkę, ale to można było stwierdzić już po nazwie pub’u (dawno, dużo wcześniej) — “zbiorowy striptiz dłoni”. Niby długi, a jaki pobudzający. Gwałtowność to dobre słowo opisujące coś co wisiało w powietrzu i iskrzyło w oczach każdego człowieka w tym miejscu. Puścili piosenkę znaczącą dużo nie dla kobiet, nie dla par, ale dla mężczyzn. Lecz nikomu nie przeszkadzało gejowskie przedstawienie tuż przy ścianach. Wszystkich to pobudzało. Przy *cyr’ze i ja wariowałam. Na wolny wstęp dokończyłam piątego drinka i już wstawiona rozłożyłam nogi na kanapie. Obserwator złapany na haczyk, przykułam jego wzrok zachowaniem, którego nie oczekiwał. A może oczekiwał, ale nie tak szybko. Dotykałam przez kilka sekund wargi dolnej, myśląc już o dolnej partii ciała. Zabrałam odwiedzającego moje ciało wzrokiem na wycieczkę. Uśmiechnęłam się diabolicznie i rozpięłam tylko guzik obcisłych spodni. Ręce powędrowały po pieniądze w tylnej kieszeni. Rzucając napiwek zabrałam ostatniego drinka i zaczęłam tańczyć.
Takt muzyki był jak moje biodra, ostry i hamujący rozedrganie. Wiedziałam, że to kwestia czasu kiedy nie wytrzyma i dołączy do nocy grzeszników. Dzisiaj można było wszystko, ponieważ jutro nie można już nic. Melodia wędrowała po ciele, muzyka przeszywała mnie. Tańczyłam sugestywnie i polowałam na ogniki w oczach. Drażniłam się z szklanką, szkło dotykało mojego dekoltu. Wargi przygryzane i rzucane wolno w wyobrażeniu przyszłości tej nocy. Zatracona w dźwięku poczułam oddech, przyspieszony puls, nie swój. Obróciłam się i tylko tatuaż na ręce i czarne okulary świdrowały mnie. Ocieranie się, wędrowanie rękoma po ciele, odrzucenie alkoholu, oddanie się dotykowi. Ręce, które znalazły się pod moją koszulą tak szybko, były ciepłe, a ja zimna. Nagrzewały skórę, która zarażała się temperaturą. Zsuwanie się wolne jego rąk i poddanie się mojego ciała zabrało nasze zahamowania i staliśmy się sobie bardziej znajomi niż dawniej. Tak było zawsze, ale człowiek odkrywa to powoli, od taka natura człeka. Szept i dłonie na biodrach, wsuwały się pod materiał, zmieniająca się piosenka to było za dużo. Po odwróceniu twarzy zaczęłam go całować, zwierzęco i nie przyjmując sprzeciwu, którego i tak bym nie otrzymała. Umilała nam tą chwilę kolejna piosenka, która doprowadzała wszystkich do upojenia ‘ciałami’. Nie odrywał warg ani na moment, zaczerpnął powietrza chyba telepatycznie z dymu unoszących się złudzeń papierosowych. Im mniej dymu tym bliżej baru. Nie miał oporów dotykał i piersi i reszty ciała. Przycisnął mnie do ścianki barowej i wygiął jak uległą istotę jaką tej nocy byłam na pewno. Całował szyje, przygryzał skórę i drażnił mnie swoim jabłkiem Adama. Taki mały szczegół, a jakże denerwujący. Korytarz był cholernie daleko, a my już za daleko, aby się tam znaleźć. Mieliśmy to gdzieś, światła były znikome, a on miał płaszcz. Zachęcające jak nic tej nocy. Całując gwałtownie uczuciem rozpinałam nabrzmiały rozporek spodni, a on ściskał pośladki i powodował wbijanie się ozdób barowych w moje plecy. Chwila, moment, nuta, dźwięk, wijące się ciała….. nie tylko nasze i wyjące usta, tym razem nasze. Cykliczne ruchy, nieruchomy dotyk przy końcówce i ten znaczący finał, nie piosenki. Dzień rozluźnienia, ja do kanapy, a on do mnie. Pomimo, iż staliśmy to tak naprawdę on leżał, leżał na mnie i łapał powietrze. Gdy myślałam, że to trochę potrwa przygryzł moje ucho i rozwiał te myśli. Stanik, który upadł na ziemię musiałam podnieść ja, on musiał zapiąć spodnie. Zakryłam ciało koszulą i też zapięłam swoje. Założył znowu okulary, choć ja ich potrzebowałam, wiedział to. Wychodząc poczęstowaliśmy się ‘papierosem’ leżącym na blacie. Paliliśmy go na spółkę.
Josh wrócił do nałogu, do mnie.
* cyr — osobiste określenie jednej z ulubionych piosenek
oceny: dobre / bardzo dobre
Natomiast moje zarzuty odniosę głownie do poprawności językowej, być może narażając się na zarzut, że to sprawa adiustatora. Ale skoro na Publixo zamieszcza się teksty bez zewnętrznej adiustacji i korekty (i dobrze, że tak się dzieje), dlatego wskażę dość liczne potknięcia. Na początku zwrócę uwagę na trzy błędy ortograficzne: "nie pełne", a powinno być "niepełne"; "pół wzrokiem", a powinno być "półwzrokiem"; "od taka natura", a powinno być "ot taka natura". Ponadto należało napisać "tę chwilę", a nie "tą chwilę" oraz "szyję", a nie "szyje".
Nie rozumiem zwrotu "noga założona przez testosteron". Być może jest to jakaś tajemnicza metafora, ale w żaden sposób jej nie pojmuję. Zwrot "z szklanką" proponuję pisać "ze szklanką", gdyż lepiej się taką formę czyta.
Najsłabszą stronę poprawności jest jednak interpunkcja, która spełnia niezwykle ważną funkcję w prozie, gdyż pozwala właściwie odebrać intencję piszącego; moim skromnym zdaniem poprawność interpunkcyjna mieści się również w kategorii poprawności językowej. Brakuje przecinków przed: szłam, co (trzy razy), się, skinęłam, rozłożyłam, dotknęłam, jakby, zabrałam, kiedy, tym, dotykał, i reszty (dwukrotnie spójnik "i"), jaką, rozpinałam, on leżał, przygryzł, musiałam, powstaliśmy.
Zbędne są przecinki przed: ostry, wsuwały się oraz w zwrocie "pomimo, iż" (proponuję raczej "pomimo że").
Ponadto po czterokropkowym wielokropku postawiono przecinek, a po wielokropkach nie stawia się innych znaków interpunkcyjnych. Był też chyba wielokropek składający się z pięciu kropek oraz spacji, a takiego znaku nie ma.