Autor | |
Gatunek | przygodowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-06-16 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2223 |
Ostatnio dość często zamykam się nocą w pustym pokoju żeby spokojnie pomyśleć. Czuje wtedy spokój który w cudowny sposób daje mi poczucie że wszystko co zrobiłem w życiu miało sens. Myślę wtedy o różnych sprawach o Bogu, samotności, rodzinie i zemście.
Chociaż nie jestem jakoś szczególnie inteligentny uważam że Bóg i zemsta nie idą w parze.
Gdy byłem mały często chodziłem z rodzicami do kościoła wierzyłem że istnieje gdzieś ktoś kto czuwa nade mną i nie pozwoli aby stało mi się coś złego. Jedyne czego nie lubiłem w obrzędzie mszy to kazanie.
Nie wiem czy to wina księdza który je układał a potem wygłaszał czy po prostu nie potrafił go napisać ale po każdej jego nauce odnosiłem wrażenie że jestem okropnie zły. Chociaż byłem małym chłopcem czułem że jestem złym człowiekiem. Natomiast ksiądz wręcz odwrotnie wydawał się być świętym. I rościć sobie prawo do potępiania nas obecnych w kościele. Strasznie mnie to denerwowało ale postanowiłem zachować te wrażenia dla siebie Niechciałem aby rodzice byli źli na mnie ze krytykuje taki autorytet.
Kiedyś ludzie mieli zupełnie inny stosunek do księży szczególnie w małych miasteczkach i wsiach a w takiej właśnie wsi się wychowałem ludzie traktowali go tam jak świętego którym na pewno nie był. Wyobraźcie sobie teraz chłopca w wieku około dziesięciu lat który krytykuje jedynego świętego w naszej parafii. Lepiej żebyście nie byli w mojej skórze gdyby mnie tata dorwał. Dlatego z oczywistych powodów zachowałem te rozważania dla siebie.
Chciałbym zaznaczyć że wieże w Boga myślę po prostu że to był nieodpowiedni człowiek na nieodpowiednim stanowisku. Biorąc po uwagę jego problemy z alkoholem i późniejszy wypadek samochodowy pod wpływem alkoholu mogę z czystym sumieniem stwierdzić że nie był „święty” tak jak my wszyscy miał swoje za uszami tylko się dobrze maskował.
Kiedy naszedł ten dzień nie zdawałem sobie sprawy co się wydarzy. Że to wydarzenie zmieni całe moje życie. Był niedzielny ranek kiedy leżałem na łóżku a słońce właśnie witało wszystkich swoimi promieniami. Ale ja miałem wrażenie ze w jakiś dziwny sposób mnie przywitało szczególnie. Leżąc czułem promienie słoneczne które przechodząc przez szybę w oknie padały prosto na moją twarz. Nawet kiedy zamknąłem oczy widziałem dziwne cienie które kłębiły się pod powiekami jak by miały swój świat, „świat cieni”.
Nagle usłyszałem krzyk mamy:
- Wstałeś już czy nie bo się spóźnimy – krzyknęła mama z kuchni.
- Przecież już wstaje – odkrzyknąłem jej lecz tak naprawdę wcale nie chciałem otworzyć oczu. Wiedziałem że gdy to zrobię powrócę do rzeczywistości w której czuje się tak bardzo zagubiony.
W kościele okazało się że ten ksiądz który rozbił się na drzewie po pijaku odchodzi do innej parafii. A ja właśnie znajduje się na jego ostatniej mszy przed odjazdem.
Nie pamiętam już o czym mówił w kazaniu lecz słowa którymi je zakończył brzmiały „oko za oko ząb za ząb” nie wiedziałem do końca co one znaczą lecz gdy miały miejsce wydarzenia o których wam opowiem przypomniały mi się te słowa i zdałem sobie sprawę że to wszystko miało sens.
Pozdrawiam