Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-07-20 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3121 |
Prawdziwa miłość jest raną. I tylko tak ją można odnaleźć w sobie, gdy czyjś ból boli człowieka jako jego ból. Wiesław Myśliwski
Poprawione, ale nie wiem czy... Nie ważne. Zawsze coś się znajdzie, prawda? Połączyłam z `depresją`.
Rozpętała się burza. Zosia położyła się, ale tak, jak przez wiele ostatnich wieczorów sen nie chciał nadejść. Kręciła się niespokojnie. Obojętnie w jakiej pozycji się ułożyła nie mogła zaznać spokoju. Niepokój płynął z jej wnętrza. Coś szarpało nią od środka, jakaś tęsknota i dręczące pragnienie.
Gdy w oddali rozległy się pierwsze grzmoty, wciąż nie spała. Leżąc, nasłuchiwała kolejnych odgłosów. Huczały w oddali, na razie zbyt odległe, by budzić przerażenie. Za chwilę ciemność rozdarł nagle biały błysk światła i tym razem grzmot rozległ się bliżej i głośniej. Zaraz potem znów błysnęło. Huk pioruna dotarł prawie natychmiast niczym salwa dynamitu.
Zosia wsunęła się głębiej pod cienką kołdrę. A gdy błyskawica i grzmot nastąpiły niemal równocześnie, naciągnęła nakrycie na głowę. Leżała nieruchomo dopóki nie usłyszała, że o zaokienny parapet zaczyna bębnić deszcz. Ta noc była dla niej jedną z najgorszych w roku. Podświadomie czuła, że coś złego się stanie lub stało, ale nie wiedziała co. Potem zasnęła.
Następnego dnia podniosła się z łóżka o piątej nad ranem i cały czas była podenerwowana. Wszystko wylatywało z jej rąk. Nawet poranna kawa nabrała gorzkiego smaku i stawała w gardle. Kiedy zadzwonił telefon, odebrała go z niepokojem w sercu.
- Darek nie żyje... - usłyszała. - U nas strasznie padało - mówił dalej stryj Darka - wpadł w poślizg, a potem... - urwał, łkając w słuchawkę - potem nie ..
Nagle zrobiło się jej słabo i upadła na podłogę. Nie wiedziała jak długo leżała. Gdy się ocknęła, zapłakała: „Boże, czemu mi to robisz?“ Patrząc na zwisającą słuchawkę podniosła ją, ale słyszała jedynie trzaski.
Czuła się wewnętrznie pusta, jakby wiadomość o jego śmierci doszczętnie spustoszyła jej ciało. Z każdym padającym z jej ust słowem zaciskała się na jej szyi pętla. Darek był częścią jej życia. Od pierwszego spojrzenia w pubie. Jego zielone oczy, które się jej badawczo przyglądały sprawiały, że cała drżała.
Kilka godzin później leżała na łóżku gapiąc się tępo w sufit, lub na stojące na stoliku jego zdjęcie. Odetchnęła głęboko. Miała nadzieję, że w ten sposób oddali niepokój. Tak się jednak nie stało. Bicie serca było coraz silniejsze a niepokój męczył.
Wciąż padał deszcz. Zimny, szary letni deszcz lał się nieprzerwanymi strumieniami, jak gdyby Bóg w niebie siedział i płakał solidaryzując się z Zosią. Ale mógł sobie oszczędzić tych łez. Lepiej by było, gdyby pozwolił słońcu świecić. By nie drwiło z tego ciemnego żalu, który ją otaczał.
„Ludzie rodzą się i umierają. Taka jest kolej rzeczy, ale to, że umarł w taki sposób nie jest do przyjęcia. Teraz odszedł na zawsze. Nie znam nikogo, kto umarłby z powodu żałoby. Jednak ja nie mogę umrzeć, bo noszę w sobie jego cząstkę z krwi i kości - małą kruszynkę“ - napisała w swoim pamiętniku.
***
Jej najlepsza przyjaciółka robiła co mogła, by pomóc Zosi przetrwać kolejne, bolesne dni. Stojąc u jej boku starała się wesprzeć ciepłym i dobrym słowem.
- Wyjdź ze mną, Zosiu - prosiła, gdy deszcz trochę ustąpił - złapiesz trochę powietrza... - powiedziała ciepło, patrząc jej uważnie w twarz, na której nie było widać śladu rumieńców a oczy miały wyglądały jak u staruszki: zapadnięte, z kurzymi łapkami wokół.
- Nie mam siły... Po prostu nie mam siły, ani nawet chęci... - odezwała się. Po chwili zapłakała głośno.
- Masz, masz - nie ustępowała Monika. - Przyda ci się trochę powietrza i ruchu. Jesteś blada jak prześcieradło, dziewczyno! Zapomniałaś o dziecku? - Głos miała wyjątkowo niemiły.
- O co ci chodzi? - Spojrzała na nią spod mokrych rzęs. Była już zmęczona jej troską. Chciała zostać sama. „Monice nikt nie umarł, więc skąd mogła wiedzieć co ja przeżywam?“ - burknęła w myślach.
- Dziecko, które nosisz - delikatnie dotknęła jej brzucha - już cię nie obchodzi?
- Nie... - urwała. Nie chciała się przyznać, że od śmierci Darka nie poświęciła dziecku prawie ani jednej minuty. Nie miała do tego głowy. Prawie nie jadła i nie wysypiała się.
- Chyba chcesz, by urodziło się zdrowe? - dopowiedziała, dotykając jej ręki. - Spójrz na mnie - poprosiła. Było jej żal. Kiedy tak na nią patrzyła, serce się krajało z bólu i niemocy.
- Nie wiem, czy w ogóle chcę mieć to dziecko - zirytowała się. - To bez znaczenia, czy je urodzę, czy stracę... - odpowiedziała obojętnym tonem.
„Co ona bredzi?!` - pomyślała zdenerwowana Monika. Zastanawiała się, czy czasem nie wpadła w depresję.
- Naprawdę? - mruknęła. - Jak możesz mówić coś takiego! Nosisz w sobie jego krew i ciało. Nie zdajesz sobie z tego sprawy?
- Tak, ale... - Możesz zapiszesz się do lekarza? - szybko spytała. - Widzę, że z tobą coraz gorzej...
- Co mi sugerujesz?! - spojrzała na nią ostro. Na te słowa aż się poczerwieniała ze złości.
Monika starała się zachować spokój. Przecież czuła, że tak zareaguje, ale musiała to jej uświadomić. Nie wytrzymała. Złapała ją mocno za ramiona i lekko potrząsnęła. Patrząc w jej twarz, wygarnęła co o tym wszystkim sądzi.
- Dziewczyno - zaczęła, łapiąc na chwilę oddech - jeśli myślisz, że sama dasz sobie z tym radę to jesteś w błędzie.
- Puść mnie! - Szarpnęła się. - Nie twoje życie, więc się nie wcinaj!... Po chwili przyszło opamiętanie. Nagle zdała sobie sprawę, że nie wygra ani z nią, ani ze sobą. - Zgoda, Moni - wyszeptała - wygrałaś. Objęła Monikę za ramiona i przytuliła. - Przepraszam... Potem podeszła do otwartego okna, przez które wlatywał ciepły wietrzyk i spojrzała w dal, uśmiechając się do własnych myśli. `Monika ma rację. Choć Darek odszedł, to jednak jakaś jego cząstka pozostała w moim ciele. Jestem mu to winna i muszę zająć się tym ostatnim ogniwem łączącym mnie teraz z nim, aż do czasu, gdy w przyszłości znów się spotkamy` - pomyślała. Odwróciła się w stronę przyjaciółki i powiedziała z ożywieniem: - Chodźmy więc... Z przymkniętymi oczami poddawała się muśnięciom wiatru. Nie słuchała już o czym mówi Monika. Myślała. Nadal tęskniła do jego rąk, pocałunków i pieszczot. Wiedziała, że to nie jest możliwe, lecz pozwalała sobie na marzenia, wspominając piękne chwile.
Pozornie niby wszystko pozostawało niezmienione, ale Zosi wydawało się, że od kiedy została `wdową“ jej życie stanęło na głowie. Dopóki starała się intensywnie zająć pracą, żal i wspomnienia pozwalały o sobie zapomnieć. Ale, gdy tylko zostawała sama lub miała za dużo wolnych chwil, wówczas ogarniało ją poczucie pustki.
Ostatnio zmieniło się trochę na lepsze. Im mocniej dziecko kręciło się i kopało, tym mniejsza wydawała się ta pustka. Kiedy matka, lub ktoś inny kładł rękę na jej brzuchu ogarniało ją bolesne uczucie, wtedy myślała, że to Darek powinien ją dotykać.
Ale i ten ból z czasem zmalał. Teraz mieszał się pełnym napięciu oczekiwaniem, że już niedługo będzie trzymać w ramionach dziecko jej i ukochanego. I chociaż miała wychowywać je sama, to on i tak zawsze będzie w jej sercu. Była już zdecydowana, że postara się co w jej mocy, by go nie zawieść.
oceny: bezbłędne / znakomite