Autor | |
Gatunek | sensacja / kryminał |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-08-17 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2498 |
Sophie wjechała na podjazd przy swoim domu. Schowała rewolwer z powrotem do schowka w desce rozdzielczej. W duchu dziękowała ojcu za ten prezent na jej szesnaste urodziny. Wcześniej go nie doceniła. Wtedy liczył się tylko lśniący jeep commander stojący przed domem. Teraz, gdy siedziała zapadnięta w miękki fotel, oddychając głęboko, wciąż rozmyślała o tym, co powie rodzicom.
W drodze z gór wjechała do szpitala, gdzie pielęgniarka w izbie przyjęć odkaziła jej ranę na ręce. Dostała też zastrzyk przeciwtężcowy – podobno miała dużo szczęścia, że nie wdało się zakażenie. Obejrzała bandaż zajmujący całe jej przedramię i zastanawiała się, co nieznajomy psychol miał na myśli, mówiąc, że się z nią policzy. Nigdy nie miała wrogów; zawsze była lubiana w gronie znajomych. Wśród dorosłych też starała się nie napytać sobie biedy. Nie miała pojęcia, kto to mógł być. W tej chwili jednak najważniejszą rzeczą było spotkanie z Ann i ewentualnie z rodzicami.
Zatrzymała się w połowie drogi do ganku. Na śmierć zapomniała o marihuanie dla Marka! Stwierdziła, że teraz da mu kilka fajek, a ganję podrzuci mu kiedy indziej.
Przekroczyła nerwowo przez próg. Miała nogi jak z waty, gdyż zdawała sobie sprawę, że zadrapania na jej twarzy, jak i opatrunek wyglądają dość niepokojąco. Próbowała szybko przemknąć na górę do swojego pokoju – to były w tym momencie jej jedyne Pola Elizejskie. Jednak zanim otwarte zostaną drzwi do raju, trzeba przepłynąć Styks. Można zrobić to tylko z pomocą Charona, którym okazał się ojciec siedzący na kanapie w salonie.
- Witaj, kochanie. – uśmiechnął się Paul. – Jak bawiłaś się z przyjaciółmi?
- W zasadzie… było świetnie. – Sophie odetchnęła z ulgą, że nie trafiła na matkę, która miała w zwyczaju wypytywać o wszystko w jak najdrobniejszych szczegółach, których nawet sama dziewczyna nie pamiętała.
- Cieszę się! Jesteś głodna? Ann zostawiła dla nas trochę… - urwał. Na jego czole pojawiły się dwie zmarszczki, częściowo przykryte przez ciemnobrązową, siwiejącą już grzywkę. – Skarbie… co ci się stało w rękę?
- Nic takiego… - usilnie starała się ukryć gdzieś zranione przedramię. – Urządziliśmy sobie ognisko i piekliśmy kiełbaski. Rick jak zwykle był roztrzepany i zahaczył końcem kija o moją rękę… przy okazji rozciął mi skórę i lekko poparzył. – starała się robić dobrą minę do złej gry.
- Ale widzę, że to opatrzyłaś… źle to wygląda? – ojciec sprawiał wrażenie naprawdę zaniepokojonego.
- Byłam na pogotowiu… dostałam jakiś lek przeciwbólowy. Do wesela się zagoi – zaśmiała się gorzko.
Paul uśmiechnął się ciepło i kiwnął głową w stronę kuchni, aby poszła odgrzać sobie późny obiad. Sophie odetchnęła głęboko i szybkim krokiem udała się do kuchni. Tam przygotowała sobie porcję spaghetti, i zabrała talerz do pokoju.
Tam usiadła na łóżku, włączyła Ipoda i zabrała się za pracę domową z angielskiego. Wypracowanie na temat charakterystyki postaci w „Hamlecie” jednak szedł jej jak po grudzie. Lubiła szekspirowską twórczość, jednak ten utwór sławnego poety nie przypadł jej do gustu. Odsunęła zeszyt na bok, wzięła laptopa i postanowiła sprawdzić Facebooka. Jane dodała kilka zdjęć z ich wypadu. Sophie uśmiechała się do siebie przeglądając je. Matt niemal na każdym zdjęciu robił śmieszne miny. Chłopak miał niesamowicie plastyczną twarz oraz uroczy uśmiech, przynajmniej tak twierdziła dziewczyna. Na piątym zdjęciu, gdzieś w głębi lasu ponad ramieniem Matta zabawnie unoszącego jedną brew w górę, dojrzała coś w leśnej gęstwinie. Między pniami wiekowych sosen znajdowała się ciemniejsza plama, złudnie przypominająca figurę rosłego mężczyzny.
Sophie zamarła z widelcem w połowie drogi do ust. Makaron ześlizgnął się z niego, upadając na klawiaturę, jednak ona wciąż trwała w bezruchu. Gdy odzyskała zdolność racjonalnego myślenia, szybko wylogowała się i wysłała sms-a do Jane, by przyjrzała się zdjęciom, zwracając uwagę na tło. Następnie przed wyłączeniem komputera postanowiła sprawdzić pocztę. Czekała na maila od Collinsa, który miał przysłać jej materiał do projektu na chemię. Tymczasem czekała na nią wiadomość od nieznanego adresu mailowego. Z łomoczącym sercem otworzyła go. Widniało tam jedno treściwe zdanie, które zmroziło dziewczynie krew w żyłach.
„Jeszcze się policzymy.”
Sophie skuliła pod kołdrą. Ogarniał ją jakiś nienaturalny chłód, mimo, że temperatura w pokoju wynosiła około dwadzieścia kilka stopni. Oplatały ją oślizgłe maski panicznego strachu. Ten facet musi być chory psychicznie. Pewnie uciekł z pobliskiego zakładu dla umysłowo chorych, pomyślała. Jednak był jeden haczyk - nie było w jej mieście takiego ośrodka. Spojrzała w wyświetlacz telefonu - dochodziła trzecia nad ranem. Stwierdziła, że już nie da rady zasnąć. Zapaliła nocną lampkę. Powoli usiadła na łóżku, by nie nabawić się zawrotów głowy.
Zastanowiła się, jak zabić czas do rana. Wciąż miała niedokończone zadanie na angielski. Po tym co ujrzała na Facebooku jakoś nie ciągnęło ją do włączania laptopa. Westchnęła i zajęła się tym, co zawsze robiła, by zająć czymś ręce - poczęła rozplątywać kabel od słuchawek. Po tym, jak przewód był już prosty jak drut, wyszła na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nocne, rześkie powietrze owionęło jej policzki, ostatecznie wybudzając ją z nocnego rozleniwienia. Oparła się o balustradę z ciemnego lakierowanego drewna i przyjrzała się uśpionemu miastu. Fresno to nie wielka metropolia, lecz nie była to też mała mieścina. Teraz jednak wyglądała na zupełnie opuszczoną. Nawet nocne marki, których, jak Sophie dobrze wiedziała, było mnóstwo, pochowali się niczym spłoszone zające.
Dziewczyna spojrzała w dół, na skrzyżowania nieopodal jej domu. Zauważyła w odległości dwóch przecznic samotną postać w płaszczu odwróconą do niej plecami. Szła szybkim krokiem w górę ulicy. Po prawej stronie od tej postaci zgasła latarnia. Sophie zdusiła krzyk i szybko wróciła do wnętrza pokoju. Jej wzrok utkwił na sekundę w lustrze zawieszonym na ścianie przeciwległej do wyjścia na balkon. Wydawało jej się, że ponad swoim lewym ramieniem ujrzała tego samego mężczyznę co w lesie. Wrzasnęła i wskoczyła z powrotem do łóżka, nie mając odwagi obejrzeć się za siebie. Czuła się jakby znów była płochliwą czterolatką, która nie może zasnąć, bo wydaje jej się, że pod jej łóżkiem czyhają potwory. Do oczu cisnęły jej się łzy. Zamknęła oczy i powoli obróciła się w stronę okna - drzwi balkonowe były otwarte na oścież, tak jak je zostawiła. Odetchnęła, i zmorzył ją sen.
Zbudziła się jeszcze bardziej zmęczona niż była poprzedniego dnia po nocy pod namiotem. Spojrzała w lustro, w to samo, w którym ujrzała domniemanego intruza w nocy. Zadrapania na jej policzkach niemalże się zagoiły. Postanowiła iść do szkoły, mimo że wczorajszego wieczoru ojciec kategorycznie jej tego zabronił. Szybko się ubrała, wrzuciła do torby książki, w biegu zjadła kanapkę, zostawiając Markowi dwa skręty, które znalazła w plecaku. W jeepie włączyła głośną muzykę, napawając się mocnym bassem, starając się jednocześnie wymazać z serca strach, który zagościł w jej sercu. Pod szkołą, o dziwo, szybko znalazła miejsce na parkingu. Udała się prosto do szafki, po drodze spotykając zmartwionego Matta.
- Hej... - zaczął - Jak się czujesz? - Uśmiechnął się ciepło do Sophie, obejmując ją ramieniem.
- Nie wyspałam się... Muszę udać się do tego chłopaka, który ciągle siedzi w komputerach... Jak on się nazywa?
- Adrian. Muszę lecieć, bo spóźnię się na biologię. Do zobaczenia na lunchu. - chłopak jeszcze raz szeroko się uśmiechnąć.
Sophie musiała jeszcze schować książki do szafki. Otworzyła drzwiczki, wrzucając niedbale podręczniki, kiedy jej uwagę przyciągnęła jaskraworóżowa samoprzylepna karteczka przyklejona do bocznej ściany szafki na wysokości jej wzroku. Wzięła ją do ręki i przeczytała tekst wypisany starannym, równym pismem:
`Muszę ci powiedzieć, że palisz papierosy doskonałej marki. Świetnie przypalają skórę. Następnym razem zachowam sobie kilka sztuk.`
Dziewczyna krzyknęła i omdlała, upadając na podłogę wyłożoną grafitowym linoleum.
oceny: bardzo dobre / znakomite
- Brakuje przecinków przed: przeglądając, jakby znów, niż była (w zdaniu złożonym przed "niż" stawiamy przecinek);
- Zbędne przecinki przed: częściowo, i zabrała. W konstrukcji "mimo że" przed "że" nie stawiamy przecinków. O tym pisałem poprzednio;
- Zbędna kropki przed myślnikami w dialogu;
- Kropkę stawia się po zamknięciu cudzysłowu, a nie przed nim;
Nie podoba mi się też sformułowanie: "W drodze z gór wjechała do szpitala". Wygląda na to, że samochodem wjechała do szpitalnego budynku, a chyba tak nie było. Wypracowanie szło, a nie szedł. W zdaniu "Sophie skuliła pod kołdrą" chyba brakuje słowa "się".