Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-08-19 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2868 |
Nadszedł czas urządzania się w nowym pokoju, szukania świeżych znajomości, upalny okres jeżdżenia gdzie bądź. Ale najczęściej pochłaniało mnie beztroskie śmiganie po nieoświetlonym osiedlu, jeżdżenie pomiędzy betonowymi uliczkami, ich środkiem lub wyasfaltowanymi alejkami chodników. Przyznam się, że byłem wtedy zauroczony zazdrosnym staniem w cieniu drzew, tuż pod nieznanym balkonem czy oknem pełnym gwaru; wreszcie nastąpił długo wyczekiwany okres wsłuchiwania się w ton i rytm rodzinnych rozmów, sporadycznych sprzeczek, przekomarzań i cichnących burz, a docierające sylwetki nieznanych ludzi, sylwetki zgromadzone przy stołach o zapachu kolacji, zmuszały mnie do rewizji poglądów na życie, które wiodłem do tej pory.
Kiedyś jednak wróciwszy z kolejnej nocnej wyprawy, zmęczony jak nigdy, uwaliłem się bez mycia lub przebierania i zapadłem w sen, ustawicznie ten sam i ciągle niezrozumiały, sen z facetem, którego nie poznawałem z początku, ale później – owszem, bo kiedy znalazł się poza moim wzrokiem, gdy musiało mu się wydawać, że już go nie widzę, że już go nie obserwuję, tracę z oczu cel, dokąd podąża, może więc w końcu odetchnąć, pozbyć się przestrachu, rozluźnić usztywnione ja, zachowywać się swobodnie, jak gdyby koszmar naszego spotkania należał już do atrybutów przeszłości, do niesympatycznych incydentów bez znaczenia, groteskowych zdarzeń, epizodów wspominanych po latach z pobłażliwą nostalgią, okazał się mną.
Naraz jego sylwetka nie była jak przed chwilą: wyprostowana, dumna i nonszalancka, toteż mógłbym przysiąc, że stała się przywiędła, stłamszona, tak autentyczna w swojej niepewności i wahaniach, jak gdyby uszła z niej dotychczasowa agresja, jak gdyby w trakcie mary ulotniła się złośliwa szybkość laski, którą energicznie, nerwowo, wściekle obstukiwał ściany i którą, niby maczetą, torował sobie drogę przez dżunglę korytarza; jego sylwetka przemieniła się, łagodniała, wydobywała spod utajnionych, nieznanych warstw duszy i poczęła ukazywać prawdziwą maskę, lecz maskę ze skruchy chwilowej, przelotnej, gdyż kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, razem z nim, przygarbionym i znikającym we mgle, jego starcza twarz rozbłyskiwała nieoczekiwanym blaskiem odprężenia.
Do teraz nie mam pojęcia, skąd o tym wiem. Może przeczucie, może jakiś dodatkowy zmysł, w każdym razie było to intensywne wrażenie, jakiego doświadczam za każdym razem, kiedy wydaje mi się że widzę to, czego nie widzę.
oceny: bezbłędne / znakomite
Ponadto te tasiemcowe zdania poprawnie zbudowane i zapisane. To wprost majstersztyk! Gratuluję.
bardzo Wam dziękuję za tak pochlebne opinie.