Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-03-28 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 5296 |
POWROTY
Piotr zdecydowanie ruszył w kierunku dworca. Chciał uciec od mijających go przechodniów. Raziły go dziwne spojrzenia kierowane w jego stronę. Czuł ich ciężar. - Na pewno wszystko o mnie wiedzą – myślał. - Niemodny i nietypowy jak na tę porę roku ubiór oraz sztampowo przystrzyżona czupryna mówiły same za siebie.
W przedziale zajął miejsce obok okna. Nie docierały do niego głośne, przeplatane wybuchami śmiechu, rozmowy. Istniał tylko jego własny świat pełen przykrych doświadczeń i niespełnionych nadziei. Świat niewiadomej przyszłości. Wracał podobnie jak przed ośmiu laty. Tą samą drogą i o tej samej porze roku. Wracał po to, by po raz kolejny rozpoczynać dorosłe życie. Miał już prawie trzydzieści lat. Dużo to, a jednocześnie mało. Wystarczający to wiek, aby zdążyć ułożyć sobie rodzinne i zawodowe życie. Niewiele natomiast, aby móc dźwigać bagaż ciężkich i przykrych doświadczeń. - Życie potraktowało mnie okrutnie – myślał. - Chciałem odpowiedzialnie wkroczyć w dorosłe życie. Ukończyłem technikum. Już miałem podjąć pracę w wymarzonym zawodzie, ale jak na ironię wszystko ułożyło się zupełnie inaczej, niż zamierzałem. I ta rozprawa w sądzie – powtarzał sam do siebie.
- Wysoki sądzie, jestem świadomy tego, że spowodowałem śmierć człowieka. Chciałem sprawdzić swoje umiejętności. Kolega pozwolił mi poprowadzić swój samochód. Naprawdę jechałem ostrożnie, ale dziecko wyskoczyło tak niespodziewanie. Nie można było uniknąć tego wypadku – mówił oszołomiony i podekscytowany Piotr. Podobnie zeznawali świadkowie, tego samego zdania był również sąd, ale na niewiele się to zdało. Za nieumyślne spowodowanie śmierci Piotr spędził dwa lata na państwowym wikcie.
Przed ośmiu laty podobnie patrzył w okno pędzącegp pociągu. Podobnie jak teraz ostro świeciło zachodzące wrześniowe słońce. Migające w oknach promienie mieszały się z płomieniami palących się na polach ognisk.
- Niby podobny, ale jakże odmienny jest obecny powrót – myślał. - Chciałem dobrze, a wyszło zupełnie inaczej. Czyżby wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie?
- Wysoki sądzie! - ostro brzmiał głos znanego ze srogości wrocławskiego oskarżyciela publicznego. - Żądam wymierzenia kary piętnastu lat pozbawienia wolności! Nie znajduję żadnych okoliczności łagodzących. Oskarżony pozbawiony jest wszelkich zasad moralnych! Pod pozorem udzielenia pomocy gwałci bezbronną, sparaliżowaną kobietę, a następnie zagarnia dorobek życia jej rodziny. Jest to czyn niegodny nie tylko człowieka, ale nawet zwierzęcia! Instynkt zwierzęcy nie pozwoliłby na takie bestialstwo. Nie było to jednak dziełem przypadku. Oskarżony ma już przecież na swoim sumieniu śmierć człowieka.
- Co mam powiedzieć w ostatnim słowie? - myślał zdruzgotany Piotr. - Nic logicznego nie przychodzi mi do głowy. Prokurator niby ma rację, ale przecież nie tak wyglądało to wszystko. Wracałem do domu z nadzieją ułożenia sobie życia. Tylko o tym myślałem podczas całej podróży. Po drodze z brochowskiego dworca zobaczyłem nagle duży płomień w oknach pobliskiego domu. Pobiegłem. Drzwi nie chciały ustąpić. Bez namysłu wybiłem szybę i wskoczyłem do mieszkania. Płomienie coraz bardziej obejmowały pokój i zbliżały się do leżącej na podłodze kobiety. Przeniosłem ją do sąsiedniego pokoju. Gasiłem, nie zwracając uwagi na dokuczający mi ból. Rany krwawiły obficie. Z trudem udało mi się ugasić ogień. Pokój wyglądał jak pobojowisko, a ja byłem pokrwawiony i osmalony. Umyłem się w łazience i z ulgą wszedłem do pokoju. Na tapczanie leżała przerażona, a jednocześnie uśmiechnięta kobieta. Była piękna i niedołężna. Wywołała u mnie jakieś dziwne współczucie. Poprosiła, bym podszedł i usiadł koło niej. Chciała mi podziękować. Nazywała mnie bohaterem. Broniłem się przed takim określeniem. Był to przecież zwykły, ludzki odruch – tłumaczyłem jej.
- Co było dalej? Niewiele pamiętam. Tylko jedno mocno utkwiło mi w mojej świadomości. Jest ciemna noc. Uciekam przed goniącymi mnie policjantami. Słyszę krzyki: Chwytać złodzieja! Łapać złodzieja! Uciekam, potykając się i błądząc pomiędzy płotami i zabudowaniami. Sam nie wiem dokąd i dlaczego. Prawą dłoń trzymam w kieszeni i mocno ściskam drobne, metalowe przedmioty.
- Co oskarżony chce powiedzieć w ostatnim słowie? - głos sędziego wyrwał Piotra z zadumy.
- Co chcę powiedzieć? - powtórzył półgłosem Piotr – Chcę powiedzieć tylko to, że bardzo pragnąłem wrócić do normalnego życia. Może nawet za bardzo. Teraz też chcę...
Pociąg zatrzymał się na stacji Wrocław Brochów. Piotr szybko wyskoczył na peron. Ze spuszczoną głową ruszył przed siebie. Była późna, ciemna noc. Rozjaśniały ją tylko palące się w kilku domach światła.
oceny: bezbłędne / bardzo dobre
oceny: bezbłędne / bardzo dobre
oceny: bezbłędne / przeciętne