Przejdź do komentarzyCienie - Rozdział I - 'Prawda na początku'
Tekst 1 z 4 ze zbioru: Cienie
Autor
Gatuneksensacja / kryminał
Formaproza
Data dodania2011-06-08
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2901

Rozdział I - `Prawda na początku`


Wilgotna mgła oblekała drogę, ścieląc się na asfalcie i spowijając wszystko w mdlą szarość. Mżawka wydawała się gęsta, a temperatura nieprzyjemnie niska, ale wnętrze autobusu pozostawało nadal przytulne. Wpatrywał się w mleczną pokrywę chmur, szybko i nisko pędzących nad ziemią, gdy pokonywał kolejne kilometry zbliżające go do upragnionego celu. Nie przypuszczał, że w czerwcu pogoda w Anglii będzie tak niesprzyjająca.

Stereotypowy, wyspiarski deszcz przeszedł jego najśmielsze oczekiwania, gdy jeszcze tego samego ranka wysiadł z samolotu i zachłysnął się morskim powietrzem. Wiedział już wtedy, że nie przygotował się na ten wyjazd. Zapiął jedynie, za krótką, skórzaną kurtkę, naciągnął na odsłonięte plecy podkoszulek i skulił się tak, by ochronić przed przejmującym wiatrem. Odbierał bagaż trzęsąc się z zimna. Uspokoił się dopiero we wnętrzu autobusu, który teraz wiózł go do Londynu, w zupełnie nieznane.

Ludzie też wydawali się inni niż w Polsce, jakby bardziej zabiegani i zajęci sobą. Niby przepraszali się na około, a jednak nie zwracali uwagi na drugiego człowieka. Sztuczność uderzała go już w samolocie. Kryła się w wymuszonych uśmiechach, uprzejmościach i ciągłym dopytywaniu.

Siedział obok jakiegoś tłustego anglika, który cięgle przyglądał się jego ustom i zmuszał do konwersacji. Zdziwił się, gdy Sasha odpowiedział mu płynnie po angielsku, nie wstydząc się nawet odrobiny wschodniego akcentu. Anglik był zdumiony poziomem edukacji w Polsce, a chłopak pogardzał nim w duchu za całą tę ignorancję do świata. Zaczynał się zastanawiać, co ci wszyscy emigranci widzieli w tym kraju? Anglia na tę chwilę objawiła mu się, jako zimna i nieprzystępna. Nie przyjechał tutaj do pracy, nie przyjechał nauczyć się języka czy odwiedzić rodzinę. Przyjechał, bo ktoś pragnął go tutaj widzieć. Ktoś zachwalał mu ten kraj i obiecywał, że jeśli Sasha do niego przyjedzie, będzie mógł być z tą osobą. Wreszcie… To było jego marzenie, tym żył przez ostatnie miesiące, dopóki ta ważna osoba, przestał się do niego odzywać. Kontakt urwał się jakieś trzy miesiące temu. W ciągu tego czasu chłopak odchodził od zmysłów. Najpierw zareagował niedowierzaniem, później rozpaczą, a gdy pojawiła się kolej na zwątpienie, zdecydował się zapakować parę rzeczy, olać egzaminy poprawkowe i przylecieć do Londynu na poszukiwania. Miał tylko adres swojego byłego chłopaka i jedną fotkę, którą zrobili sobie razem na jakiejś mocno zakrapianej imprezie, kiedy ich kilkumiesięczny związek rozwijał się bardzo burzliwe i szybko. Wszystko było idealne do czasu aż Sasha został we Wrocławiu sam, a Darek wyjechał do Anglii, zarabiać na zaplanowane studia. Chłopak wierzył każdemu słowu swojego przyjaciela i czekał na każdy jego telefon, a teraz przeklinał tak samo gorąco swoją naiwność i niedoświadczenie.

Dlaczego właściwe przyjechał? Był ciekaw, co się stało, że tak bardzo zakochany w nim facet po prostu przepadł. Martwił się, a jednocześnie chciał się do końca upewnić i wyleczyć z tego, co pozostawiło go nadal czekającym i łaknącym uczucia. Chciał znaleźć Darka i wygarnąć mu wszystko, co o nim myślał.

Teraz jednak autobus kołysał go uspokajająco. Chciało mu się spać i cały czas walczył ze sobą, widząc w oddali zarysy olbrzymiego miasta. Cel podróży zbliżał się nieubłaganie i coraz bardziej odczuwał narastający strach. Zaczynał się nawet zastanawiać, czy nie zrobił największej głupoty w swoim życiu. Był tutaj jednak i nie miał już drogi odwrotu.

Wjechał w granice miasta i zaczął chłonąć nowe widoki. Faliste i zielone pola, szybko zmieniły się w połacie zastawione domami. Każdy z nich był do siebie podobny, bury, szary lub biały, z małym ogródkiem i samochodem na podjeździe, gotowym do wyjazdu w poranne miasto. Mgła jeszcze bardziej wezbrała na mocy, szkliła drogę wilgocią i opatulała te śmieszne, małe budowle, które Sashy bardziej kojarzyły się z domkami dla ptaków niż dla ludzi. Tylko w oddali rosły przed nim potężne drapacze chmur. Kiedy przejechali pod nimi, chłopak nie mógł się nie gapić, przyklejony do szyby autobusu. Widział wcześniej Londyn na filmach i w wiadomościach, ale na żywo czuł się przy tak wysokich budowlach, jak nieznaczący okruch. Canary Warf tonące w stali chmur, które odbijały się od szklanych pokryw wieżowców, wyglądało jak majestatyczne zgrupowanie strażników, trzymających pieczę nad miastem.

Zapamiętał sobie jego położenie, a później zatonął w plątaninie wąskich uliczek i całej masie budynków, które wyglądały łudząco podobnie. Nowoczesność przeplatała się w tym mieście z historią, Nie mógł zliczyć westchnień zachwytu innych pasażerów. Ich rozmaite języki przeplatały się ze sobą, tak samo jak kolory skóry przechodniów.

Sashę to wszystko przerażało i fascynowało zarazem. A gdy autobus zatrzymał się, a Sasha nagle został na dworcu sam, w centrum miasta, poczuł się jeszcze bardziej zagubiony, niż w sali odlotów, jeszcze w Polsce. Wtedy patrzył na kolejnych ludzi, którzy byli odprowadzani przez bliskich i żegnani z miłością. Jego rodzice nie mieli pojęcia, że Sasha wyjeżdża. Zresztą on sam już od dawna przyzwyczaił się do samotności. Tylko to uczucie niewiedzy, co czeka go w tym mieście, sprawiało, że czuł się jeszcze bardziej zagubiony.

Przeszukał kieszenie wysłużonej już skórzanej kurtki, z ulgą znajdując i ściskając w dłoni kawałek papieru. Rozwinął go z namaszczeniem, wpatrując się przez chwile w równe i staranne pismo Darka. Zaklinał cały świat by przynajmniej ten adres okazał się prawdziwy.

Poprawiwszy torbę na ramieniu, przejrzał się jeszcze w witrynie jakiegoś dworcowego sklepu. Wyglądał na zmęczonego, a jego jasna skóra wydawała się jeszcze bardziej blada niż zwykle. Jednak duże niebieskie oczy nadal ciekawie śledził świat, a pełne usta pokryły się szkarłatem, gdy chłopak ssąc powoli wargę, zastanawiał się, w która stronę powinien pójść.


Po niespełna czterech godzinach w końcu stanął pod wypatrywanym adresem. Czuł się jakby przebiegł cały Londyn i chyba rzeczywiście tak było. Przesiadał się sześć razy, po pierwszej pomyłce, orientując się, że zmiana kierunku ruchu, oznaczała też zmianę ustawienia przystanków. Metr nadal go przerażało, choć wiedział, że będzie musiał się do niego jakoś przekonać. Teraz jednak stał już pod drzwiami, uspokajał oddech i szalejące serce, przygotowując się by zadzwonić do mieszkania domofonem.

Wszędzie dokoła panowała popołudniowa cisza, drzewa szumiały z lekka na mocnym wietrze, a chmury nadal szybko sunęły po niebie. Gdyby nie firanki w oknach i kwiaty na parapetach, Sasha pomyślałby, że budynek jest opustoszały. Odznaczał się od innych budowli bardziej kontynentalną formą. Nie był wiktoriański, a nowoczesny i podzielony na europejską modłę, na mniejsze mieszkania.

Już unosił rękę do domofonu, gdy nagle drzwi otworzyły się same. Wychodzący z nich mężczyzna, wpadł na niego z impetem.

- Wybacz, stary – przeprosił po angielsku, brzmiąc typowo brytyjsko. – W czymś mogę pomóc?

Sasha cofnął się nieufnie, zaskoczony.  Facet wyglądał na elegancika i był od niego starszy może o parę lat. Czarny garnitur pasował doskonale do jego figury, współgrał z jakaś drogą koszulą. Chłopak pomyślał, że Darek musiał dobrze zarabiać, skoro było go stać na mieszkanie w sąsiedztwie tak bogato wyglądających ludzi.

- Szukam kogoś – wydukał w końcu, nadal patrząc na anglika spod brwi. – Może pan go zna? Podobno tutaj mieszka. Ma na imię Darek.

- Darek? – powtórzył nieznajomy, kalecząc odrobinę słowiańskie imię. – Darek Fox? To znaczy… Lis? Jasne, że go znam. To mój lokator.

Twarz Sashy nagle pojaśniała, kiedy jego usta rozciągnęły się w szczerym uśmiechu.

- Wynajmuje mu jedno z mieszkań – dodał nieznajomy, wskazując głową na budynek. – Przyjechałeś do niego?

- Tak. Jestem… Jego bratem – skłamał szybko. - Jest u siebie?

- Bratem? – podłapał tamten, a na jego twarzy na chwile pojawiło się niedowierzanie, by zaraz uśmiechnął się z lekka powątpiewająco. – Znam tych dziwnych braci Darka. Dość często go odwiedzacie?

Chłopak poczuł jak na jego policzkach pojawia się powoli rumieniec. Szybko wsadził ręce do kieszeni, spuszczając ze wstydu głowę i kryjąc twarz w przydługie, blond fale.

- Jestem jego chłopakiem – dodał dużo ciszej, czekając na reakcje nieznajomego.

- Tak… Tych też sporo widziałem – odparł tym razem posępnie anglik i klepnął chłopaka uspokajająco w ramię. - Choć na górę, bo zamarzniesz. Darka nie ma od kilku tygodni w mieszkaniu – zaproponował nagle, sprawiając, że Sasha szybko podniósł na niego zaszokowany wzrok.

Mężczyzna kiwnął głową, gdy wpisywał kod do drzwi i otwierając je przed nim, zaprosił na wąskie schody. Sasha nie miał pojęcia, co zaskoczyło go bardziej.  Ilości chłopaków odwiedzających Darka, czy może życzliwość obcego mężczyzny.

- Trzymam mu to mieszkanie, bo ma opłacony czynsz do końca miesiąca - wyjaśnił anglik, przekręcając klucz w zamku i otwierając przed chłopakiem kolejne drzwi.

Sasha stanął w progu przestronnej kawalerki, z niewielką ilością mebli. Porozrzucane ubrania walały się wszędzie, ścieliły na meblach i niepościelonym łóżku. Kuchnia za to wyglądała na prawie nieużywaną, ale za to wszędzie unosił się zapach hinduskiego jedzenia. Tak przynajmniej kojarzył się jasnowłosemu.

- Darek często znika. Przyzwyczaiłem się do tego i mam z nim niepisaną umowę, bo płaci… Regularnie - dodał właściciel, wchodząc za chłopakiem do pomieszczenia.

Anglik nie mógł się powstrzymać, by nie obrzucić Sashy ciekawym spojrzeniem, gdy tamten z zainteresowaniem oglądał mieszkanie. Młody mężczyzna był szczupły, a nawet zgrany. Prawie jak kobieta. W jego spokojnych ruchach, było coś niezwykle delikatnego, co sprawiało przyjemność, kiedy się go obserwowało. To było fascynujące i rzadko spotykane zjawisko, a na pewno na swój sposób hipnotyzujące.

- Nie przedstawiłem ci się - zreflektował się nagle nieznajomy, zwracając na siebie uwagę chłopaka. - James Colman. Powiedzmy… Kolejny chłopak Darka - dodał z gorzkim uśmiechem, podając Sashy dłoń.

Polak miał wrażenie, że przez chwile stał w tym pokoju, oszołomiony, tylko z szeroko otwartymi ustami i robił z siebie kompletnego idiotę. Poczuł jak rumieniec ogarnia nie tylko jego policzki, ale i całą twarz, szyje aż do dekoltu koszulki. Czuł się nie tylko niezręcznie, ale głupio. Czuł się właściwie winny, chociaż nie miał powodów.

- Sasha Morawski - odparł nadal zaskoczony i automatycznie uścisnął dłoń. - Mógłbym… - zaczął niepewnie, z zawstydzeniem przygryzając wargę. - Mógłbym wiedzieć, kiedy się go spodziewasz? Chciałem mu tylko coś powiedzieć. My już… My nie jesteśmy już razem. Chciałem się tylko upewnić… Zrozumieć - dodał szybko, dławiąc się powietrzem.

- Spokojnie. Młody, spokojnie - uciszył go nagle James gestem dłoni, uśmiechając się dobrodusznie. - To był tylko seks. Dobry seks - dodał z jeszcze szerszym uśmiechem i tym razem zapatrzył się w chmury za oknem. - Bardziej szkoda mi ciebie.

Sasha zmarszczył brwi, a uczucie podobne odrazy odbiło się przez chwile na jego twarzy i szybko zostało zastąpione rozdrażnieniem.

- Jestem wystarczająco dużym chłopcem, by wiedzieć, co robię - odpowiedział odrobinę niegrzecznie.

- O tak, to widzę - zapewnił go anglik, obrzucając szybkim, rozbawionym spojrzeniem. - A mimo to, jednak tutaj przyjechałeś?

- Przyjechałem, żeby się upewnić, że to skończony... Skończony - zaczął gniewianie, zacinając się, gdy zabrakło mu angielskiego słowa. - Szmaciarz - skończył po polsku, warknięciem.

To wywołało ciche parskniecie śmiechu Jamesa, który pokręci niedowierzająco golową, tak że parę kosmyków wysunęło się z jego misternej fryzury.

- Jesteś zabawny. Lubię takich narwanych małolatów – dodał, śmiejąc się nadal. - Sasha to nie jest polskie imię?

- Rosyjskie. Zrobienie od Aleksander. Moja matka pochodzi z Ukrainy.

- Już teraz rozumiem skąd się wziął ten narowisty charakter. - Przytaknął anglik, ściskając ramię chłopaka i dając mu znać, żeby się uspokoił. - Coż… Sasha, muszę uciekać do pracy. Zostań tutaj, jeśli chcesz do końca miesiąca. Czekaj na Darka lub baw się dobrze w Londynie. Zapasowe klucze są gdzieś w garnku, w szafce.

- Zostawiasz mnie tutaj?

- Powiedzmy - dodał James tym razem z bardziej delikatnym, dobre znajomym chłopaki uśmiechem.

W jednej sekundzie Sasha zrozumiał, że Londyn nie wiele różnił się od Wrocławia, a ten kraj i panujące w nim zasady, od tych w Polsce. Poczuł jak wzbiera w nim gorycz. Po części uciekał przed tym wszystkim, a nadal nie mógł bez tego żyć. Myślał, że może tutaj jest inaczej, choć trochę lepiej, bardziej cywilizowanie. Jednak nie zdziwił się, gdy dłoń anglika delikatnie posunęła się po jego linii obojczyka. Dotykając lekko, tylko opuszkami jego zgrabnej szyi, palce sięgnęły ust polaka. Nieznajomy obrysował ich linię, sprawiając, że od razu zdobiły się czerwone, jeszcze bardziej zmysłowe. Potarł po ich powierzchni kciukiem, sprawdzając czy są tak samo kusząco miękkie, jak wyglądały.

- Jeśli chcesz, moglibyśmy się jakoś dogadać na temat tego mieszkania - rzucił, zbliżając swoją jasną twarz do twarzy chłopaka. - Nad formami płatności też - dodał jeszcze i mrugając do Sashy zachęcająco, przerwał dotyk.

Dzwi zamknęły się za nim cicho, dokładnie w tym samym momencie, gdy torba jasnowłosego spadla mu z ramienia na miękki dywan. Spuścił z rezygnacją ręce i rozejrzał się bezradnie po wnętrzu. Wszystko działo się zbyt szybko, było zbyt chaotyczne i jego umysł nawet nie nadarzał z przyswajaniem nowych wiadomości.

Usiadł powoli na krawędzi łóżka, zagłębiając palce we włosy i ukrył twarz w dłoniach.

Co on najlepszego zrobił? Gdzie trafił i co go jeszcze czekało? Nawet nie był pewien, czy to było mieszkanie Darka, czy może kolejny facet chciał go po prostu oszukać?

Zacisnął mocno oczy, łudząc się, że może, gdy je otworzy znajdzie się z powrotem w akademiku. Myślał, że nie można czuć się już bardziej bezradnym, teraz okazywało się, że to był dopiero początek. Miał jakieś mieszkanko, na Londyńskim zadupi, jego chłopak okazał się być chamem i oszustem, a na dokładkę napastował go angielski, egoistyczny dupek, który myślał, że wszystko mu wolno.

Miedzy Bogiem, a prawdą, bawił się w to już kiedyś. Dorabiał do marnego stypendium, nie chcąc zawracać rodzicom głowy kupnem kolejnych, drogich trampek. Jednak to było coś innego, coś sporadycznego, co szerzyło się w studenckim środowisku nagminnie. Tutaj nie znał gościa, nie miał pojęcia, do czego był zdolny, a wyglądało na to, że był zdany na jego łaskę. Przynajmniej prze jakieś dwa tygodnie, do końca miesiąca, albo powrotu Darka. W to jednak wątpił… Coraz bardziej. Jeśli prawdą było to, co mówił tamten mężczyzna, czekanie Sashy nie miał o sensu. A mimo to nadal nie chciał odpuścić, nadal czuł niedosyt.

Podniósł spojrzenie na pomieszczenie, z westchnieniem szukając jakiegokolwiek dowodu, który mógł potwierdzić słowa anglika, albo chociaż dać mu poczucie, że Darek tutaj mieszkał. Pod palcami wyczuł miękki materiał koszulki. Pachniała jak jego chłopak, chociaż znajoma woń prawie wywietrzała. To było słabe świadectwo, a Sasha mógł sobie zmyślić to sobie wymyślić, będąc tak zdesperowany. W rogu pokoju stał jednak mocniejszy dowód - komputer.

Chłopak podniósł się ciężko, czując obezwładniające zmęczenie. Kurtka opadła obok torby, gdy rozbierał się w drodze do biurka. Przycisk zasilania włączał nucąc jakąś rokową piosenkę dla uspokojenia i modląc się, by cokolwiek z plików Darka było zapisane na dysku komputera.

Gdy nagle załadowała się obraz na ekranie, chłopak ponownie zaniemówił. Wyprostował się w krześle, zbliżając twarz do monitora, jakby sam nie wierzył w to co zobaczył. Grafika tapety zdobiącej pulpit programu komputerowego była istnym kolażem. Na wszystkich tych zdjęciach był Darek i ktoś jeszcze… Inny chłopak owinięty dookoła mocnej sylwetki młodego mężczyzny. Sasha szybko wyłowił też ich wspólne zdjęcie, umieszczone gdzieś z boku, jako jedno z trofeum i omal nie zachłystnął się z oburzenia.

Zanim jednak zdążył pomyśleć, jego uwagę przykuł jeszcze inny dźwięk. Ktoś otwierał zamki mieszkania i chłopak podniósł się niemal automatycznie. To mógł być Darek, a on chciał być gotowy na jego przywitanie. W takim stanie mógłby go nawet znokautować, nie przejmując się, że jest od niego niższy i szczuplejszy, i zapewne były chłopak położyłby go na łopatki po sekundzie.

Dopadł drzwi, otwierając je zamaszyście, buzując z wściekłości. Zamarł zaskoczony. To nie Darek otwierał drzwi…

Ciemnowłosy mężczyzna wyprostował się przed nim równie zaskoczony, stając w bezruchu, gdy jego dłonie zastygły tam, gdzie przed chwilą był zamek. Palce szybko ukryły jakieś narzędzie, a na ogorzałej twarzy odmalowała się konsternacja i niezadowolenie.

- W czym mogę pomóc? - spytał Sasha, zdobywając się na ostrzejszy ton, ale jego drżący głos zdradził niepokój.

Nieznajomy zacisnął usta i szybkim spojrzeniem zlustrował korytarz, a potem pchnął chłopaka do środka mieszkania.

- Możesz siedzieć cicho – syknął też po angielsku.

Polskie przekleństwo, w ustach nieznajomego, zaskoczyło Sashę chyba jeszcze bardziej niż niedawne umizgi anglika, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Nie, kiedy pod kurtką nieproszonego gościa mignęła mu broń.


Próbując nie pokazać po sobie rozdrażnienia, przysiadł na parapecie, a zmarszczone w gniewie brwi i brak emocji na twarzy, zdawały się wywoływać odpowiednie wrażenie na wciśniętym w róg kanapy chłopaku. Wyglądał na zdenerwowanego i o to chodziło.

- Jak się nazywasz? - warknął, tym razem nie siląc się na angielskie słowa.

Pewnie nie długo by zajęło, zanim zorientowałby się w pochodzeniu chłopaka, ale nawet tyle nie musiał się wysilać. Ledwo zamknął drzwi, a podszyte paniką „Czego chcesz?” padło ze strony szczupłego blondyna, na chwilę zbijając mężczyznę z tropu.

Jeszcze tego mu tylko brakowało... Polaka, który przyłapałby go na gorącym uczynku i mógł donieść na niego do brytyjskiej policji, spalić mu przykrywkę. Powinien był posłuchać instynktu i nie babrać się w tej sprawie.

Przymknął oczy, hamując znów rosnące rozdrażnienie, szybko zebrał myśli.

- Odpowiesz mi, czy nagle odjęło ci mowę?

- Sasha – padła cicha odpowiedź, jednak chłopak nadal nie patrzył w jego stronę. – Sasha Morawski. Kim jesteś? – dodał zaraz, odwracając na niego spojrzenie błękitnych i przestraszonych oczu.

- Nie tym, za kogo mnie bierzesz. Znasz chłopaka, który tu mieszka?

- A za kogo cię biorę? – zironizował młodszy, mimo strachu.

Mężczyzna zaklął w myślach. Dzieciak był bardziej hardy niż na to wyglądał i mógł stworzyć mu dużo problemów.

- Mało mnie to interesuje – wycedził przez zęby, sięgając do kieszeni. - Na twoim miejscu bardziej bym się martwił o siebie. Wpadłeś po uszy w gówno, kolego i radzę odpowiadać na pytania.

Oczy chłopaka zrobiły się jeszcze większe, gdy policyjna odznaka pojawiła się tuż przed jego zaskoczonym obliczem.

- Aspirant Rafał Szarmach, Komenda Wojewódzkiej we Wrocławiu. Chyba nie dosłyszałeś pytania. Znasz tego chłopaka, prawda?

- Jestem aresztowany, czy coś? Bo jak tak, to nie będę z tobą rozmawiał bez mojego prawnika – dodał Sasha, uśmiechając się jedynie złośliwie. – Znam swoje prawa.

- Widzę, że znasz –skomentował z ironią Rafał, nadal powściągliwie. - To tylko zwykła... pogawędka. Chyba nie masz nic przeciwko rozmowie? - dopytał retorycznie. - Szukam Dariusza Madeja. Wiem, że wynajmuje to mieszkanie. Wiesz gdzie mogę go znaleźć?

- Dlaczego go szukasz?

- Ustalmy coś. Najpierw moje pytania, potem twoje. Inaczej bardzo się postaram i załatwię ci powrót do domu z bransoletkami na nadgarstkach. Co cię z nim łączy?

- Seks - odpowiedział bez mrugnięcia okiem Morawski, dziwiąc się samemu sobie otwartości i chęci zrobienia na złość policjantowi. - Świetny seks. Nic więcej - podjudził, jakby chciał odegrać się za swój smutek na kimkolwiek. W końcu czy homo, czy hetero, wszyscy faceci byli tacy sami. Byli tak samo obłudni i tak samo pozbawieni serca.

Policjant jednak nie zareagował. Przynajmniej nie tak, jak spodziewał się tego Sasha.

- Jasne. To musiał być naprawdę świetny seks, skoro przyjechałeś za nim aż do Londynu. – Wskazał brodą na torbę z lotniskową nalepką. - Słuchaj Sasha, nie baw się ze mną w zgadywanki. Nie lubię tego. Rodzina chłopaka zgłosiła zaginięcie, więc jeśli wiesz gdzie jest, współpracuj, a może znajdziemy twojego ogiera całego, zdrowego i gotowego do zabawy.

- Jaka rodzina? Darek nie miał rodziny, mówił, że wszyscy nie żyją.

Ironiczny grymas wygiął usta Rafała, gdy wstał.

- Pewnie mówił wiele różnych rzeczy – stwierdził i nachylił się nad ekranem komputera wypełnionym kolażem ze zdjęć. Przez ramię rzucił chłopakowi prawie współczujące spojrzenie.

- Na przykład, że jesteś jedyny. To musiało trochę boleć, prawda? No dalej – ponaglił niezdecydowanego wciąż blondyna, odwracając laptop bardziej w jego stronę. - Pewnie chciałbyś mu powiedzieć kilka rzeczy. Pomóżmy sobie nawzajem.

Chłopak wbił spojrzenie we wzory na dywanie, śledząc ich strukturę, gdy wszystkimi siłami powstrzymywał się przed pokazaniem temu mężczyźnie, jak bardzo go to bolało. Jak bardzo czuł się oszukany i zraniony, bo nawet, jeśli przypuszczał zdradę Darka, to w najśmielszych domysłach nie sądził, że będzie jednym z kilkudziesięciu.

Łzy znów zebrały się w jego oczach, ale tym razem nie zdążył nad nimi zapanować. Jedna wymknęła się nagle, spływając powoli po jego policzku. Chłopak starł ją nerwowo wierzchem dłoni, zaciskając mocno powieki i przygryzając usta, by zatrzymać kolejną falę wzburzenia.

- Dlaczego miałbym ci ufać? – wycedził przez zęby. – Jesteś jakimś facetem, który chciał włamać się do mieszkania mojego chłopaka. Świecisz mi przed oczyma odznaką, która może okazać się nie prawdziwa. Skąd mam wiedzieć, że to ty nie opowiadasz mi bajek? Nic ci nie powiem. Jeśli jesteś policjantem, dowiesz się wszystkiego sam.

Mięśnie szczęk Rafała zacisnęły się niebezpiecznie. Miał ochotę przycisnąć dzieciaka, ale to tylko pogorszyłoby sprawę. Tutaj, oprócz kilku funkcjonariuszy, nikt inny nie wiedział, że badał sprawę zniknięcia Dariusza Madeja. Może nikt nie zrobiłby afery o użycie wytrychów, ale dzieciak z polski, który oskarżałby go o napaść. mógłby pokrzyżować mu kilka planów. Szczególnie, że wyglądał na ledwo pełnoletniego.

Policjant uśmiechnął się nagle, wprawiając tym Sashę w słabo maskowaną konsternację. Morawski obrzucił jego rosłą sylwetkę kolejnym, bojaźliwym spojrzeniem, czekając na to, co mężczyzna jeszcze planował. Postać policjanta wprawiała chłopaka nie tylko w strach, ale i dziwny dyskomfort. Zwłaszcza, że mężczyzna wyglądał na nieokrzesanego. Lekko zaniedbane ubrania, dawno nie widziały żelazka, a spory zarost na twarzy, maszynki do golenia. Tylko w zielonych, żywycz oczach, gdzieś na dnie, krył się już dziwny spokój.

- Masz rację. Nie powinienem tak naciskać – przyznał nagle starszy, uważnie śledząc zmiany na delikatnej twarzy chłopaka. - To moja wizytówka. Na drugiej stronie napiszę ci mój Londyński adres i telefon. Jeśli się zdecydujesz pomóc, przypomnisz coś sobie, albo wpadniesz w jeszcze większe gówno... Zadzwoń. Dogadamy się.

Młodszy odebrał wizytówkę jak z musu. Oszczędnym gestem wcisnął ją do kieszeni spodni i wymownie spojrzał na policjanta. Błękitne oczy błyszczały podejrzanie, jakby miał się zaraz rozpłakać i Rafał tylko szybciej pospieszył do drzwi. Nie miał czasu na mazgającego się dzieciaka, który nie chciał mu pomóc.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Przyznam, że zaskakujesz mnie coraz bardziej. Oboje musimy odnajdywać przyjemność w tych samych rzeczach, skoro moje gusta są tak bardzo podobne do Twoich.

Zapowiada się ciekawie... Podrażnia i nęci zarazem.

Opis miasta, które prywatnie kocham, jest idealny. Oddaje ten specyficzny klimat.

Czyta się szybko, z przyjemnością, nawet jeśli gdzieś trafiają się drobne błędy.

Z niecierpliwością czekam na więcej... Mam nadzieję, że dużo więcej!

Pozdrawiam!
© 2010-2016 by Creative Media
×