Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2015-03-02 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2990 |
- Wczoraj zastrzelili w górach wilka - powiedział sklepikarz do Mikołaja, wydając mu resztę. - Zima idzie, więc wilki będą ściągać bliżej wsi - dodał.
- Jak to było pod wieczór, na Jodłowej, to ja słyszałem ten strzał - powiedział Mikołaj. - A duży był ten wilk?
- Normalny, ale chyba stary, bo łeb miał biały - odpowiedział sklepikarz.
- O! To był mój znajomy - powiedział Mikołaj.
- E! Nie pieprz! Ty masz znajomego wilka? - zadrwił sklepikarz.
- A mam - obruszył się Mikołaj i wyszedł ze sklepu.
Mikołaj był miejscowym pijaczyną, mieszkającym w starym, drewnianym domu na skraju wsi. Odziedziczył go po rodzicach i strzegł przed zakusami siostry, mieszkającej podobno gdzieś na Pomorzu. We wsi nigdy jej nie widziano i wątpiono nawet w jej istnienie, ale Mikołaj mówił, że jest to „chytra franca” i że domu jej nie odda. Mikołaj był podobno rozwiedziony. Pracował przez kilka lat na Śląsku i podobno tam ożenił się i miał nawet córkę. Na ojcowiznę wrócił jednak sam i żadne kobiety nigdy go nie odwiedzały. Listonosz też nie pamiętał, żeby nosił do Mikołaja jakieś listy od kobiet. Mikołaj znał się na elektryce i mógłby pracować i mieszkać w mieście. Mieszkał jednak w swoim starym domu i pracował dorywczo na budowach lub pomagał sąsiadom w polu. Pracował też w lesie oraz zbierał grzyby, jagody i poroża. Miał niewiele pieniędzy, ale radził sobie i nie zadłużał się. Po pracy pił lub spał i przez to spanie dorobił się przezwiska `Borsuk`. Jego nazwiska nie znał chyba nikt, imię niewielu, ale Borsuka znał każdy. Borsuk nigdy nie pił sam i pił niewiele, bo miał słabą głowę. Pił dopóki mógł, potem zostawiał kompanów, zwijał się gdzieś w kącie i zasypiał. Kolegów do picia miał dużo, bo chętnie stawiał, nie był agresywny i opowiadał nieprawdopodobne historie. Wystarczyły mu dwa kieliszki, by snuć opowieści o zdarzeniach, których ponoć był uczestnikiem lub świadkiem. Kumple znali już te historie na pamięć, ale zawsze chętnie słuchali ich kolejny raz. Nalewali mu wódki i zagadywali:
- Opowiedz nam Borsuk jak to było z tym boleniem.
- Jak było, tak było - złościł się trochę, ale zaczynał opowieść.
Podobno, będąc w wojsku, poszedł któregoś dnia z kolegami nad Wisłę, wykąpać się. Skoczył do wody, uderzył w coś głową, stracił przytomność i omal nie utonął. Na szczęście w porę go wyłowiono i ocucono. Okazało się, że uderzył głową prosto w bolenia, który tego uderzenia nie przeżył i wypłynął tuż obok.
- A duży był ten boleń? - pytali zawsze koledzy na końcu opowiadania.
- No, z metr miał - odpowiadał Borsuk.
- Ostatnio mówiłeś, że miał pół metra - drążyli koledzy.
- No, może metra nie miał, ale na pewno więcej niż pół - upierał się Borsuk.
- Bolenie takie duże nie rosną - mówili co więksi znawcy ryb.
- W potokach nie, ale w Wiśle tak - upierał się Borsuk.
Jeszcze dziwniejsza była opowieść o spotkaniu z Gomułką.
Borsuk podobno służył w wojsku w Warszawie, w jednostce ochraniającej rząd i rządowych dostojników. Kiedyś latem razem z kolegą dostali przepustkę na dwanaście godzin. Było to za mało czasu, żeby pojechać do domu, ale wystarczająco dużo, żeby pójść w miasto i upić się. Kupili więc butelkę wódki i poszli do Parku Łazienkowskiego. Usiedli w ustronnym miejscu na ławce i zaczęli pomalutku raczyć się wódką, wolnością i słońcem. Nagle na alejce pojawił się, idący w ich kierunku... Gomułka, prowadzący na smyczy pieska. Było już za późno na ucieczkę, więc schowali niedopitą butelkę w trawie za ławką, poprawili mundury i zasalutowali jak należy.
- Co chłopaki? Odpoczywacie? - zagadnął Pierwszy Sekretarz i przysiadł się.
- Odpoczywamy towarzyszu sekretarzu - odpowiedział Borsuk, bo kolega zaniemówił z wrażenia.
- I wódkę sobie popijacie - Gomułka wskazał na źle ukrytą butelkę. - Jaka to jest wódka?
- Strażacka - odpowiedział Borsuk.
- Strażacka, to znaczy jaka? - pytał dalej sekretarz.
- Zwykła, taka z czerwoną kartką. Dlatego mówi się na nią strażacka - wyjaśnił Borsuk. - Chce towarzysz sekretarz spróbować - zaproponował i od razu spocił się ze strachu.
- Spróbuję - zgodził się Gomułka.
- Ale my nie mamy kieliszków. Pijemy z butelki - usprawiedliwił się Borsuk.
- Nie szkodzi. Dawajcie - odpowiedział sekretarz.
Pociągnął trochę, pochwalił smak, podziękował i ruszył dalej.
- Tylko uważajcie, żeby jakiś oficer was tu nie złapał - powiedział na pożegnanie.
Po tej opowieści słuchacze zawsze dopytywali:
- Jak był Gomułka ubrany?
- Miał taki jasny, szeroki płaszcz z gabardyny - odpowiadał Borsuk.
- Z gabardyny? W lato? Na spacerze? - nie dowierzali.
- Zawsze taki nosił, bo pod nim miał kamizelkę kuloodporną - wyjaśniał fachowo Borsuk.
Ludzie śmiali się z borsukowych opowieści o jego służbie w wojsku, zachęcali go do opowiadania kolejnych, ale nie wiedzieli, na ile były one prawdziwe. Coś jednak prawdy w nich było, bo każdego lata przyjeżdżał do Borsuka autem na warszawskich numerach starszy pan i gościł przez kilka dni. Borsuk nie pokazywał się wtedy we wsi, światła w jego domu nie gasły do późna, a przez uchylone okna słychać było głośne rozmowy i stare wojskowe piosenki. Potem gość wyjeżdżał, a Borsuk wracał do wiejskich kolegów i swoich opowieści.
Sklepikarz pokpiwając z bursukowej znajomości z wilkiem, nie mógł więc być pewny, czy Borsuk nie mówił prawdy. Borsuk znał las jak nikt i niejednego wilka spotkał, wiec może i tego z białą głową też. Prawdopodobnie sklepikarz rozpowiadał o tej rozmowie, bo za kilka dni zaczepiło Borsuka przed sklepem dwóch drwali.
- Cześć Borsuk! Zrobimy jakąś flaszeczkę?
- Zawsze możemy zrobić - zgodził się Borsuk. - Ale ja forsy nie mam przy sobie.
- No, co ty! Nie obrażaj nas! - odpowiedzieli i zaraz jeden z nich przyniósł ze sklepu butelkę.
Puknął dłonią w denko, odkręcił nakrętkę i pociągnął łyk.
- Twoje zdrowie Borsuk! - powiedział i podał mu butelkę.
- Zdrowie - odpowiedział Borsuk, łyknął wódki i podał butelkę dalej.
- Ty Borsuk podobno znałeś tego wilka, co to go tydzień temu zastrzelili - zagaił fundator wódki. Borsuk jakby nie dosłyszał pytania i siedział na przysklepowym murku gmerając patykiem w piasku. Fundator znowu przepił do Borsuka i nie dawał za wygraną:
- No jak to było z tym wilkiem? Znałeś go czy nie, bo sklepowy mówi, że to bajki.
Alkohol i zaczepka zadziałały i Borsuk zapytał:
- Pamiętacie, jak dwa lata temu w lutym nasypało tu ponad metr śniegu?
- No pewnie! Chyba ze dwa tygodnie żadne auto tu nie dojechało - potwierdzili.
- Jak śnieg trochę osiadł, poszedłem na Bukową Górę za rogami - ciągnął swoją opowieść Borsuk.
Poszedł wiec Borsuk w rozpadliny Bukowej Góry, szukać jelenich poroży. Chodził cały dzień, ale znalazł tylko jeden mały róg. Zapędził się za daleko i zmierzch złapał go w lesie. Na dodatek nadciągnęła gęsta mgła i każdy kolejny krok stawał się jakby krokiem w pustkę. Zdecydował się więc nocować w lesie. Znalazł dawno nieużywany przez drwali schron, odwalił śnieg od wejścia i wymościł grubo jedliną. Rozpalił ognisko, ale mokre gałęzie dawały więcej dymu niż ognia. Noc zapowiadała się ciepła, więc zrezygnował z ogniska, wsunął się schronu, zastawił wejście gałęziami i usnął. Przez sen zdawało mu się, że coś chodziło w pobliżu i przez moment zawiało do środka chłodem, ale potem od nóg objęło go ciepło i spał spokojnie. Obudził się nad ranem i poczuł, że jest mu ciasno. Próbował się obrócić i wtedy coś cicho warknęło i poruszyło się przy jego nogach. Borsuk myślał, że śni i ponowił próbę. Drugie warknięcie było już głośne i na tle wejścia do schronu pokazały się uszy. Borsuk zamarł. Zrozumiał, że już nie śpi, że dzieli leże z czymś, co warczy, ma uszy i blokuje mu wyjście. Bardzo powoli, starając się oszukać nieproszonego gościa podniósł głowę i wytężył wzrok. Prawie na jego nogach, zwinięte w kłębek leżało duże zwierzę.
- Pies czy wilk? - przebiegło Borsukowi przez myśl.
Zwierzę poruszyło się znowu, odwróciło łeb i teraz Borsuk widział już wyraźnie wpatrzone w niego żółte oczy... wilka. Patrzyli na siebie przez chwilę, która Borsukowi wydała się wiecznością. Potem wilk wyszczerzył wielkie kły, warknął czy szczeknął człowiekowi prosto w twarz i wyskoczył na zewnątrz. Borsuk bezwiednie też wyskoczył ze schronu. Wilk stał w pobliżu. Był wysoki w kłębie, szary, ale łeb miał prawie biały. Znowu patrzyli na siebie przez chwilę. Potem wilk jeszcze raz wyszczerzył zęby i pobiegł pomiędzy drzewa w dół stoku. Wtedy z Borsuka odpłynęły wszystkie siły. Usiadł tam gdzie stał i siedział tak długo, aż zimno ciągnące od ziemi przywróciło go do rzeczywistości. Wstał, otrzepał się ze śniegu i ruszył w drogę do domu. Szedł jak w malignie, a przed oczami przesuwały mu się obrazy dzisiejszego poranka. Uszedł już daleko, gdy przypomniał sobie, że nie zabrał znalezionego wczoraj rogu. Zatrzymał się, ale strach nie pozwolił mu wrócić.
- Po powrocie do wsi, kupiłem zaraz flaszkę wódki i wypiłem ją po drodze do domu. Upiłem się i spałem do następnego rana - zakończył Borsuk swoją historię.
- Borsuk! Ta historia o wilku jest tak samo nieprawdziwa jak ta o boleniu. Ani boleń nie miał metra, ani ty z wilkiem nie spałeś - zakpił fundator wódki.
- Jak nie wierzysz, to nie musisz - obruszył się Borsuk i odszedł bez pożegnania.
Historia o wilku z białym łbem nie poszła jednak w zapomnienie i któregoś dnia sąsiad niby to przypadkiem zaszedł do Borsuka. Zapalili, porozmawiali trochę o tym i o owym, aż w końcu sąsiad zapytał:
- Prawdę mówiłeś przy sklepie o tym wilku?
- Prawdę - odpowiedział Borsuk. - A jeszcze ci powiem, że widziałem tego wilka i drugi raz.
- Gdzie? Kiedy? - zainteresował się sąsiad.
- Tu niedaleko, przy drodze do Białego. To było zeszłej jesieni. Akurat szedłem do Antka pomóc mu przy świniobiciu. Wtedy ten wilk wyskoczył z parowu, stanął na drodze, popatrzył na mnie i posznurował do lasu. To był ten sam wilk, z białym łbem - zakończył Borsuk.
- Ty Borsuk chyba wtedy szedłeś już od Antka i pewnie przy tym świniobiciu nieźle pociągnęliście samogonu - zakpił sąsiad. - Ja chodzę po lesie od dzieciaka i wilka widziałem tylko jeden raz z daleka, a ty widujesz go co chwilę jak kumpla.
- Jak nie wierzysz, to po co pytasz? - odburknął Borsuk.
- No, nie złość się - powiedział sąsiad na pożegnanie.
Po tej historii ludzie ze wsi zaczęli traktować Borsuka jak niegroźnego głupiego. Znali jego opowiadania o boleniu, o Gomułce i wiele innych, ale to były historie z dawnych lat, działy się gdzieś daleko i dlatego traktowali je jak bajki. Opowiadanie o wilku było nowe, dotyczyło ich świata i brzmiało jeszcze bardziej nierealnie niż wszystkie poprzednie. Rozmawiali więc z Borsukiem niby to normalnie, a jednak zawsze w końcu zagadywali o wilka i docinki na ten temat były na porządku dziennym. Borsuk nie odpowiadał na zaczepki, ale z czasem zaczął unikać ludzi i przestał popijać z byle kim.
Tymczasem nadszedł kolejny sezon na zbieranie rogów. Borsuk jak co roku chodził po sobie tylko znanych miejscach i któregoś dnia zajrzał w rozpadliny Bukowej Góry. Schodząc po zboczu, poczuł nagle, że nie jest sam. Rozejrzał się i miedzy skałami zobaczył... wilka z białym łbem. Był o kilkanaście kroków i stał z pochylonym łbem, z położonymi uszami, gotowy do ataku. Borsuk znieruchomiał i nie wiedział, co robić. Stał i patrzył. Wilk powoli podniósł łeb, położone uszy też się podniosły, a jego pysk przybrał jakby wyraz zdziwienia. Przestał wpatrywać się w Borsuka i powęszył w śniegu.
- No co? Nie poznajesz mnie? - wyszeptał Borsuk i zrobił krok do przodu.
Wilk znowu znieruchomiał, położył uszy i wyszczerzył ostrzegawczo kły. Stali tak chwilę bez ruchu, potem wilk warknął i jak przed laty pobiegł pomiędzy drzewa w dół stoku.
- To nie ciebie zastrzelili! Są na to za chudzi w uszach! - krzyknął za nim Borsuk.
Postał jeszcze chwilę, popatrzył na świeże wilcze tropy i ruszył w drogę do domu.
- Gdzie to łaziłeś? Za rogami? - zaczepili go drwale, próbujący uruchomić zdezelowany traktor na leśnej drodze.
- Za rogami - odpowiedział.
- I co? Nic nie znalazłeś? Starzejesz się - dogadywali. - A może spotkałeś tego wilka z białym łbem? - przygadał któryś i wszyscy wybuchli śmiechem.
- E tam! Przecież wiecie, że go jesienią zastrzelili - odpowiedział Borsuk i poszedł dalej.
oceny: bardzo dobre / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
Część uwag wniósł już Janko.
Sugeruję jeszcze zmiany w zapisie:
- zamiast "powiedział Mikołaj" - "odpowiedział Mikołaj" (lepiej nawet: "odpowiedział zagadnięty", aby uniknąć bliskiego powtórzenia "Mikołaj"),
- "odpowiedział sklepikarz" - usunąłbym (wiadomo, kto mówi),
- "powiedział Mikołaj" - usunąłbym (jw.),
- zmieniłbym zdanie na: Pracował przez kilka lat na Śląsku; chodziły słuchy, że tam ożenił się i miał nawet córkę.
- zmieniłbym "i" na przecinek: Mikołaj znał się na elektryce, mógłby pracować i mieszkać w mieście.
- zmieniłbym na: idący w ich kierunku... Gomułka, prowadząc na smyczy pieska.
Generalnie, powinno się unikać: bliskich powtórzeń wyrazów (w potrzebie szukać synonimów), powtórzeń "i" w jednym zdaniu, blisko siebie tych samych końcówek wyrazów(np. było/by, należało/by; idą/cy, prowadzą/cy). Jeżeli jest dłuższy dialog, to nie wpisujemy, kto mówi, jeżeli wiadomo, kto (tylko sam dialog. Chyba że określa się też wymowę, wtedy tak, np. zadrwił, odpowiedział z przekąsem).
PS.1. Nie jestem pewien (może Janko wie), ale żołnierz z ochrony musiałby się zwracać: "towarzyszu pierwszy sekretarzu" (a nie tylko "towarzyszu sekretarzu").
PS.2. Literówki (z bursukowej znajomości; wiec).
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
Proza przez P
Pozdrawiam.