Przejdź do komentarzyWilk
Tekst 4 z 31 ze zbioru: Opowieści z gór i lasów
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2015-03-02
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2971

-  Wczoraj zastrzelili w górach wilka - powiedział sklepikarz do Mikołaja, wydając mu resztę. - Zima idzie, więc wilki będą ściągać bliżej wsi - dodał.

-  Jak to było pod wieczór, na Jodłowej, to ja słyszałem ten strzał - powiedział Mikołaj. - A duży był ten wilk?

-  Normalny, ale chyba stary, bo łeb miał biały - odpowiedział sklepikarz.

-  O! To był mój znajomy - powiedział Mikołaj.

-  E! Nie pieprz! Ty masz znajomego wilka? - zadrwił sklepikarz.

-  A mam - obruszył się Mikołaj i wyszedł ze sklepu.

Mikołaj był miejscowym pijaczyną, mieszkającym w starym, drewnianym domu na skraju wsi. Odziedziczył go po rodzicach i strzegł przed zakusami siostry, mieszkającej podobno gdzieś na Pomorzu. We wsi nigdy jej nie widziano i wątpiono nawet w jej istnienie, ale Mikołaj mówił, że jest to „chytra franca” i że domu jej nie odda. Mikołaj był podobno rozwiedziony. Pracował przez kilka lat na Śląsku i podobno tam ożenił się i miał nawet córkę. Na ojcowiznę wrócił jednak sam i żadne kobiety nigdy go nie odwiedzały. Listonosz też nie pamiętał, żeby nosił do Mikołaja jakieś listy od kobiet. Mikołaj znał się na elektryce i mógłby pracować i mieszkać w mieście. Mieszkał jednak w swoim starym domu i pracował dorywczo na budowach lub pomagał sąsiadom w polu. Pracował też w lesie oraz zbierał grzyby, jagody i poroża. Miał niewiele pieniędzy, ale radził sobie i nie zadłużał się. Po pracy pił lub spał i przez to spanie dorobił się przezwiska `Borsuk`. Jego nazwiska nie znał chyba nikt, imię niewielu, ale Borsuka znał każdy. Borsuk nigdy nie pił sam i pił niewiele, bo miał słabą głowę. Pił dopóki mógł, potem zostawiał kompanów, zwijał się gdzieś w kącie i zasypiał. Kolegów do picia miał dużo, bo chętnie stawiał, nie był agresywny i opowiadał nieprawdopodobne historie. Wystarczyły mu dwa kieliszki, by snuć opowieści o zdarzeniach, których ponoć był uczestnikiem lub świadkiem. Kumple znali już te historie na pamięć, ale zawsze chętnie słuchali ich kolejny raz. Nalewali mu wódki i zagadywali:

-  Opowiedz nam Borsuk jak to było z tym boleniem.

-  Jak było, tak było - złościł się trochę, ale zaczynał opowieść.

Podobno, będąc w wojsku, poszedł któregoś dnia z kolegami nad Wisłę, wykąpać się. Skoczył do wody, uderzył w coś głową, stracił przytomność i omal nie utonął. Na szczęście w porę go wyłowiono i ocucono. Okazało się, że uderzył głową prosto w bolenia, który tego uderzenia nie przeżył i wypłynął tuż obok.

-  A duży był ten boleń? - pytali zawsze koledzy na końcu opowiadania.

-  No, z metr miał - odpowiadał Borsuk.

-  Ostatnio mówiłeś, że miał pół metra - drążyli koledzy.

-  No, może metra nie miał, ale na pewno więcej niż pół - upierał się Borsuk.

-  Bolenie takie duże nie rosną - mówili co więksi znawcy ryb.

-  W potokach nie, ale w Wiśle tak - upierał się Borsuk.

Jeszcze dziwniejsza była opowieść o spotkaniu z Gomułką.

Borsuk podobno służył w wojsku w Warszawie, w jednostce ochraniającej rząd i rządowych dostojników. Kiedyś latem razem z kolegą dostali przepustkę na dwanaście godzin. Było to za mało czasu, żeby pojechać do domu, ale wystarczająco dużo, żeby pójść w miasto i upić się. Kupili więc butelkę wódki i poszli do Parku Łazienkowskiego. Usiedli w ustronnym miejscu na ławce i zaczęli pomalutku raczyć się wódką, wolnością i słońcem. Nagle na alejce pojawił się, idący w ich kierunku... Gomułka, prowadzący na smyczy pieska. Było już za późno na ucieczkę, więc schowali niedopitą butelkę w trawie za ławką, poprawili mundury i zasalutowali jak należy.

-  Co chłopaki? Odpoczywacie? - zagadnął Pierwszy Sekretarz i przysiadł się.

-  Odpoczywamy towarzyszu sekretarzu - odpowiedział Borsuk, bo kolega zaniemówił z wrażenia.

-  I wódkę sobie popijacie - Gomułka wskazał na źle ukrytą butelkę. - Jaka to jest wódka?

-  Strażacka - odpowiedział Borsuk.

-  Strażacka, to znaczy jaka? - pytał dalej sekretarz.

-  Zwykła, taka z czerwoną kartką. Dlatego mówi się na nią strażacka - wyjaśnił Borsuk. - Chce towarzysz sekretarz spróbować - zaproponował i od razu spocił się ze strachu.

-  Spróbuję - zgodził się Gomułka.

-  Ale my nie mamy kieliszków. Pijemy z butelki - usprawiedliwił się Borsuk.

-  Nie szkodzi. Dawajcie - odpowiedział sekretarz.

Pociągnął trochę, pochwalił smak, podziękował i ruszył dalej.

-  Tylko uważajcie, żeby jakiś oficer was tu nie złapał - powiedział na pożegnanie.

Po tej opowieści słuchacze zawsze dopytywali:

-  Jak był Gomułka ubrany?

-  Miał taki jasny, szeroki płaszcz z gabardyny - odpowiadał Borsuk.

-  Z gabardyny? W lato? Na spacerze? - nie dowierzali.

-  Zawsze taki nosił, bo pod nim miał kamizelkę kuloodporną - wyjaśniał fachowo Borsuk.

Ludzie śmiali się z borsukowych opowieści o jego służbie w wojsku, zachęcali go do opowiadania kolejnych, ale nie wiedzieli, na ile były one prawdziwe. Coś jednak prawdy w nich było, bo każdego lata przyjeżdżał do Borsuka autem na warszawskich numerach starszy pan i gościł przez kilka dni. Borsuk nie pokazywał się wtedy we wsi, światła w jego domu nie gasły do późna, a przez uchylone okna słychać było głośne rozmowy i stare wojskowe piosenki. Potem gość wyjeżdżał, a Borsuk wracał do wiejskich kolegów i swoich opowieści.

Sklepikarz pokpiwając z bursukowej znajomości z wilkiem, nie mógł więc być pewny, czy Borsuk nie mówił prawdy. Borsuk znał las jak nikt i niejednego wilka spotkał, wiec może i tego z białą głową też. Prawdopodobnie sklepikarz rozpowiadał o tej rozmowie, bo za kilka dni zaczepiło Borsuka przed sklepem dwóch drwali.

-  Cześć Borsuk! Zrobimy jakąś flaszeczkę?

-  Zawsze możemy zrobić - zgodził się Borsuk. - Ale ja forsy nie mam przy sobie.

-  No, co ty! Nie obrażaj nas! - odpowiedzieli i zaraz jeden z nich przyniósł ze sklepu butelkę.

Puknął dłonią w denko, odkręcił nakrętkę i pociągnął łyk.

-  Twoje zdrowie Borsuk! - powiedział i podał mu butelkę.

-  Zdrowie - odpowiedział Borsuk, łyknął wódki i podał butelkę dalej.

-  Ty Borsuk podobno znałeś tego wilka, co to go tydzień temu zastrzelili - zagaił fundator wódki. Borsuk jakby nie dosłyszał pytania i siedział na przysklepowym murku gmerając patykiem w piasku. Fundator znowu przepił do Borsuka i nie dawał za wygraną:

-  No jak to było z tym wilkiem? Znałeś go czy nie, bo sklepowy mówi, że to bajki.

Alkohol i zaczepka zadziałały i Borsuk zapytał:

-  Pamiętacie, jak dwa lata temu w lutym nasypało tu ponad metr śniegu?

-  No pewnie! Chyba ze dwa tygodnie żadne auto tu nie dojechało - potwierdzili.

-  Jak śnieg trochę osiadł, poszedłem na Bukową Górę za rogami - ciągnął swoją opowieść Borsuk.

Poszedł wiec Borsuk w rozpadliny Bukowej Góry, szukać jelenich poroży. Chodził cały dzień, ale znalazł tylko jeden mały róg. Zapędził się za daleko i zmierzch złapał go w lesie. Na dodatek nadciągnęła gęsta mgła i każdy kolejny krok stawał się jakby krokiem w pustkę. Zdecydował się więc nocować w lesie. Znalazł dawno nieużywany przez drwali schron, odwalił śnieg od wejścia i wymościł grubo jedliną. Rozpalił ognisko, ale mokre gałęzie dawały więcej dymu niż ognia. Noc zapowiadała się ciepła, więc zrezygnował z ogniska, wsunął się schronu, zastawił wejście gałęziami i usnął. Przez sen zdawało mu się, że coś chodziło w pobliżu i przez moment zawiało do środka chłodem, ale potem od nóg objęło go ciepło i spał spokojnie. Obudził się nad ranem i poczuł, że jest mu ciasno. Próbował się obrócić i wtedy coś cicho warknęło i poruszyło się przy jego nogach. Borsuk myślał, że śni i ponowił próbę. Drugie warknięcie było już głośne i na tle wejścia do schronu pokazały się uszy. Borsuk zamarł. Zrozumiał, że już nie śpi, że dzieli leże z czymś, co warczy, ma uszy i blokuje mu wyjście. Bardzo powoli, starając się oszukać nieproszonego gościa podniósł głowę i wytężył wzrok. Prawie na jego nogach, zwinięte w kłębek leżało duże zwierzę.

-    Pies czy wilk? - przebiegło Borsukowi przez myśl.

Zwierzę poruszyło się znowu, odwróciło łeb i teraz Borsuk widział już wyraźnie wpatrzone w niego żółte oczy... wilka. Patrzyli na siebie przez chwilę, która Borsukowi wydała się wiecznością. Potem wilk wyszczerzył wielkie kły, warknął czy szczeknął człowiekowi prosto w twarz i wyskoczył na zewnątrz. Borsuk bezwiednie też wyskoczył ze schronu. Wilk stał w pobliżu. Był wysoki w kłębie, szary, ale łeb miał prawie biały. Znowu patrzyli na siebie przez chwilę. Potem wilk jeszcze raz wyszczerzył zęby i pobiegł pomiędzy drzewa w dół stoku. Wtedy z Borsuka odpłynęły wszystkie siły. Usiadł tam gdzie stał i siedział tak długo, aż zimno ciągnące od ziemi przywróciło go do rzeczywistości. Wstał, otrzepał się ze śniegu i ruszył w drogę do domu. Szedł jak w malignie, a przed oczami przesuwały mu się obrazy dzisiejszego poranka. Uszedł już daleko, gdy przypomniał sobie, że nie zabrał znalezionego wczoraj rogu. Zatrzymał się, ale strach nie pozwolił mu wrócić.

-  Po powrocie do wsi, kupiłem zaraz flaszkę wódki i wypiłem ją po drodze do domu. Upiłem się i spałem do następnego rana - zakończył Borsuk swoją historię.

-  Borsuk! Ta historia o wilku jest tak samo nieprawdziwa jak ta o boleniu. Ani boleń nie miał metra, ani ty z wilkiem nie spałeś - zakpił fundator wódki.

-  Jak nie wierzysz, to nie musisz - obruszył się Borsuk i odszedł bez pożegnania.

Historia o wilku z białym łbem nie poszła jednak w zapomnienie i któregoś dnia sąsiad niby to przypadkiem zaszedł do Borsuka. Zapalili, porozmawiali trochę o tym i o owym, aż w końcu sąsiad zapytał:

-  Prawdę mówiłeś przy sklepie o tym wilku?

-  Prawdę - odpowiedział Borsuk. - A jeszcze ci powiem, że widziałem tego wilka i drugi raz.

-  Gdzie? Kiedy? - zainteresował się sąsiad.

-  Tu niedaleko, przy drodze do Białego. To było zeszłej jesieni. Akurat szedłem do Antka pomóc mu przy świniobiciu. Wtedy ten wilk wyskoczył z parowu, stanął na drodze, popatrzył na mnie i posznurował do lasu. To był ten sam wilk, z białym łbem - zakończył Borsuk.

-  Ty Borsuk chyba wtedy szedłeś już od Antka i pewnie przy tym świniobiciu nieźle pociągnęliście samogonu - zakpił sąsiad. - Ja chodzę po lesie od dzieciaka i wilka widziałem tylko jeden raz z daleka, a ty widujesz go co chwilę jak kumpla.

-  Jak nie wierzysz, to po co pytasz? - odburknął Borsuk.

-  No, nie złość się - powiedział sąsiad na pożegnanie.

Po tej historii ludzie ze wsi zaczęli traktować Borsuka jak niegroźnego głupiego. Znali jego opowiadania o boleniu, o Gomułce i wiele innych, ale to były historie z dawnych lat, działy się gdzieś daleko i dlatego traktowali je jak bajki. Opowiadanie o wilku było nowe, dotyczyło ich świata i brzmiało jeszcze bardziej nierealnie niż wszystkie poprzednie. Rozmawiali więc z Borsukiem niby to normalnie, a jednak zawsze w końcu zagadywali o wilka i docinki na ten temat były na porządku dziennym. Borsuk nie odpowiadał na zaczepki, ale z czasem zaczął unikać ludzi i przestał popijać z byle kim.

Tymczasem nadszedł kolejny sezon na zbieranie rogów. Borsuk jak co roku chodził po sobie tylko znanych miejscach i któregoś dnia zajrzał w rozpadliny Bukowej Góry. Schodząc po zboczu, poczuł nagle, że nie jest sam. Rozejrzał się i miedzy skałami zobaczył... wilka z białym łbem. Był o kilkanaście kroków i stał z pochylonym łbem, z położonymi uszami, gotowy do ataku. Borsuk znieruchomiał i nie wiedział, co robić. Stał i patrzył. Wilk powoli podniósł łeb, położone uszy też się podniosły, a jego pysk przybrał jakby wyraz zdziwienia. Przestał wpatrywać się w Borsuka i powęszył w śniegu.

-  No co? Nie poznajesz mnie? - wyszeptał Borsuk i zrobił krok do przodu.

Wilk znowu znieruchomiał, położył uszy i wyszczerzył ostrzegawczo kły. Stali tak chwilę bez ruchu, potem wilk warknął i jak przed laty pobiegł pomiędzy drzewa w dół stoku.

-  To nie ciebie zastrzelili! Są na to za chudzi w uszach! - krzyknął za nim Borsuk.

Postał jeszcze chwilę, popatrzył na świeże wilcze tropy i ruszył w drogę do domu.

-  Gdzie to łaziłeś? Za rogami? - zaczepili go drwale, próbujący uruchomić zdezelowany traktor na leśnej drodze.

-  Za rogami - odpowiedział.

-  I co? Nic nie znalazłeś? Starzejesz się - dogadywali. - A może spotkałeś tego wilka z białym łbem? - przygadał któryś i wszyscy wybuchli śmiechem.

-  E tam! Przecież wiecie, że go jesienią zastrzelili - odpowiedział Borsuk i poszedł dalej.


  Spis treści zbioru
Komentarze (11)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
To bardzo ciekawa opowieść o Borsuku i wilku. Trzyma w napięciu do samego końca. Barwny i bogaty język, ale dostrzegłem kilka drobnych potknięć w zapisie. Niepotrzebnie "Pierwszy Sekretarz" napisano wielkimi literami. Pozostałe zastrzeżenia dotyczą interpunkcji. Zbędne są przecinki przed: mieszkającym, mieszkającej (te dwa podobne słowa występują też zbyt blisko siebie), kupiłem, próbujący; brakuje przecinków przed: i witał, i mieszkać (powtórzenia "i", więc przecinki są potrzebne), jak to było, pokpiwając, Borsuk (Cześć, Borsuk).
avatar
Dziękuję janko za przeczytanie mojego opowiadanka i za wskazanie błędów. Staram się bardzo, ale nie zawsze mi to wychodzi.
avatar
Marianie, kolejne świetne opowiadanie :)
avatar
Piórko, lejesz mi miód na serce. Dziękuję.
avatar
Bardzo ładne opowiadanie. Z przyjemnością przeczytałem.

Część uwag wniósł już Janko.
Sugeruję jeszcze zmiany w zapisie:
- zamiast "powiedział Mikołaj" - "odpowiedział Mikołaj" (lepiej nawet: "odpowiedział zagadnięty", aby uniknąć bliskiego powtórzenia "Mikołaj"),
- "odpowiedział sklepikarz" - usunąłbym (wiadomo, kto mówi),
- "powiedział Mikołaj" - usunąłbym (jw.),
- zmieniłbym zdanie na: Pracował przez kilka lat na Śląsku; chodziły słuchy, że tam ożenił się i miał nawet córkę.
- zmieniłbym "i" na przecinek: Mikołaj znał się na elektryce, mógłby pracować i mieszkać w mieście.
- zmieniłbym na: idący w ich kierunku... Gomułka, prowadząc na smyczy pieska.

Generalnie, powinno się unikać: bliskich powtórzeń wyrazów (w potrzebie szukać synonimów), powtórzeń "i" w jednym zdaniu, blisko siebie tych samych końcówek wyrazów(np. było/by, należało/by; idą/cy, prowadzą/cy). Jeżeli jest dłuższy dialog, to nie wpisujemy, kto mówi, jeżeli wiadomo, kto (tylko sam dialog. Chyba że określa się też wymowę, wtedy tak, np. zadrwił, odpowiedział z przekąsem).

PS.1. Nie jestem pewien (może Janko wie), ale żołnierz z ochrony musiałby się zwracać: "towarzyszu pierwszy sekretarzu" (a nie tylko "towarzyszu sekretarzu").
PS.2. Literówki (z bursukowej znajomości; wiec).
avatar
Hardy, dzięki za wnikliwą analizę. Tego tekstu już nie mogę poprawić, ale zapamiętam Twoje uwagi do "dalszego wykorzystania".
avatar
Marianie, wiem, że po wpisaniu komentarzy nie można już poprawić tekstu. Ale po to jest portal, aby coraz lepiej pisać. Ja w każdym razie dużo przez prawie dwa lata skorzystałem :)
avatar
Marianie, masz wielki talent narracyjny. Gratuluję wspaniałego opowiadania!
avatar
bardzo ciekawe
avatar
Wilk z białą głową - to wilczarz, czyli potomek psa i wilka. Mniej będzie bał się człowieka - zwłaszcza tak prostolinijnego jak nasz Borsuk.

Proza przez P
avatar
Dziękuję Emilio za odwiedziny i fachowy komentarz o wilku.
Pozdrawiam.
© 2010-2016 by Creative Media
×