Autor | |
Gatunek | sensacja / kryminał |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-06-28 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2639 |
Witczak poprosił Hiva, aby ściągnął na miejsce Cynę. Dziewczyna odebrała telefon w jakimś klubie. „Ta to potrafi odreagować” – pomyślał z zazdrością Hiv.
Agnieszka Cynowska pojawiła się w mieszkaniu Rosołowskiej w ciągu następnej godziny.
– O awruk anolodreip! – zawołała na widok zwłok słynnej aktorki, znanej obecnie raczej jako jurorka „Stylu i Gracji” telewizyjnego show stacji VTV. Cyna znana była ze swej cudownej umiejętności przeklinania wspak. Dzięki niej mogła sobie pozwolić na niecenzuralną jazdę nawet przy przełożonych, których nieodmiennie pozostawiała z wyrazem konsternacji na twarzy.
Dziewczyna przeszła do wydziału zabójstw zaledwie rok temu. Wcześniej z ramienia policji współpracowała z fundacją Itaka. Niespełna trzydziestoletnia była doskonałą ilustracją przeciętnych wyobrażeń jak powinna wyglądać zbuntowana lesba. Niska, pryszczata, z rzadkimi włosami postawionymi na sztorc przy pomocy jakiegoś taniego żelu, w nieodłącznej skórze z podniesionym kołnierzem przypominała niewydarzonego nastolatka, który ukradł ubranie starszemu bratu. Umiała się bić a dziewczęcą wrażliwość, o którą Zero ją podejrzewał skrywała pod maską cynika. Była równoprawnym detektywem w zespole Witczaka, nieoceniona w przesłuchiwaniu kobiet z półświatka i alfonsów. Znakomicie potrafiła wtopić się w tłum alternatywnej młodzieży, tam gdzie wybitne skądinąd zdolności Zera w tej samej materii okazywały się zgoła zawodne.
– Cyna – zwrócił się do swej podwładnej Witczak. – Bierzesz panią Rosołowską na siebie – oświadczył a zwrot ten wcale nie oznaczał, że dziewczyna miała wyręczyć sanitariuszy w zniesieniu na własnych barkach ciała do karetki. Chodziło o prześwietlenie ofiary: zdobycie wszelkich niezbędnych informacji.
Zero nie miał żadnej innej kobiety w zespole. Zdawał sobie sprawę, że zadanie, którym właśnie obarczył Cynowską w gruncie rzeczy przeznaczone było dla przystojnego młodego mężczyzny bądź kobiety odznaczającej się choć promilem urody, czego nie można było powiedzieć o Cynowskiej. Ale Witczak nie miał na podorędziu żadnego przystojnego policjanta, nie mówiąc już o urodziwej podwładnej. Cynie zaś można było przypisać wszystko, prócz właśnie powabu i wdzięku. Na myśl o wywiadzie przeprowadzonym wśród gwiazd estrady i kina przez antypatyczną lesbijkę twarz Zera wykrzywił grymas przypominający coś na kształt złośliwego uśmiechu.
– Hiv – zwrócił się do podkomendnego, który odebrawszy Cynę z klubu w Centrum przyszedł za nią na górę. – Jak tylko skończymy tutaj, zabierz laptopa i pojedź do Generała.
Ksywa Generał była transformacją „geniusza”. Nazywali tak współpracującego z policją na zasadach wolnego strzelca informatyka.
– No, do roboty! Ryjemy mieszkanie – krzyknął Witczak zacierając ręce jak górnik przed nocną szychtą. Technik zebrał już wszystkie ślady. Teraz zajął się robieniem listy osób, które weszły do mieszkania po odkryciu zwłok i zbieraniem ich odcisków palców.
Zero, HIV i Cyna zaopatrzeni w lustrzanki i cyfrowe dyktafony rozpoczęli systematyczny przegląd mieszkania gwiazdy filmowej. Po chwili w trzech różnych pomieszczeniach rozległy się trzaski migawek oraz miarowe szepty do sprzętu nagrywającego.
„Znajduję się w pokoju o wymiarach mniej więcej pięć na trzy metry, wyposażonego w dwa ścienne regały z książkami, komodę, sekretarzyk z leżącym na nim pracującym laptopem, krzesło i sofę” – dyktował Witczak w gabinecie Rosołowskiej. „Rozpoczynam przegląd szuflad komody zaczynając od najwyższej. Na wierzchu stos zeszytów zapisanych odręcznym pismem. Każdy z wypisanymi na okładce z datami. Ostatni zapis z trzydziestego pierwszego grudnia poprzedniego roku. Zeszytów jest około trzydziestu. Każdy na jeden rok. Pierwszy zeszyt z zapiskami od siódmego kwietnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego ósmego roku. Brak zeszytu dla roku bieżącego” – szeptał miarowym głosem detektyw.
Po półtorej godziny pracy wszyscy spotkali się w kuchni. Cyna po sprawdzeniu zawartości szafek przygotowała dla wszystkich kawę. Usiedli przy sporym kuchennym stole. Była już druga nad ranem. Uporali się z opisem wszystkich pomieszczeń.
– Co o tym myślicie? – odezwał się Witczak.
– Pijacki ślizg na dywaniku. Nic tu po nas – oznajmił HIV i siorbnął z filiżanki.
– Znaleźliście coś wskazującego na ewentualny motyw? – spytał Witczak.
– Przeciwnie: znalazłam biżuterię, karty płatnicze i gotówkę. Możemy chyba wykluczyć rabunek – odezwała się Cyna. – Śmierć wygląda na naturalną. Trudno będzie przekonać prokuraturę, że jest inaczej. Ten jeden list im nie wystarczy.
Witczak, podobnie jak Hiv i Cyna miał już dosyć, po prostu marzył o łóżku. Najchętniej potwierdziłby osąd swych podkomendnych i porzucił sprawę. Śmierć Rosołowskiej przecież rzeczywiście wyglądała na naturalną. List w programie pocztowym mógł być zwykłym zbiegiem okoliczności. Prawdopodobnie każda gwiazda dostaje codziennie jakieś pogróżki. Jednak Witczak nie mógł pozbyć się myśli, że śmierć tylko wyglądała na naturalną. Wszystko zostało sprytnie zaaranżowane, niczym scena z ostatniego filmu słynnej aktorki. Westchnął ciężko. W ten sposób dała o sobie znać jego największa wada. Nie potrafił tak po prostu odpuścić.
– Dobra – odłożył filiżankę do zlewu. – HIV pojedź do Generała z laptopem. Sprawdźcie jej pocztę. Cyna, zabierz się do kompletowania materiału prasowego. Zrób listę rodziny, znajomych. Ja pojadę do kostnicy, żeby dokładnie obejrzeć ciało i posłuchać, co powie Henio. – Chodziło o lekarza patologa, który stale współpracował z policją.
– Słucham? – wyrwało się Cynie. Czyż nie przekonali właśnie Witczaka, że zgon wyglądał na naturalny i w związku z tym po prostu musiało do niego dojść bez udziału osób trzecich? Witczak jednak był nieugięty.
– Anolodreip apic! – zaklęła wstając.