Przejdź do komentarzyAforystycznie XI (2016-10-13)
Tekst 11 z 12 ze zbioru: Aforystycznie
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2016-10-13
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1969

v

Choćby się schować za stoma ścianami, a bo to nie widać, jak kto się stacza/kończy.


v

Kiedy wszyscy uczyli się mówić, ja się uczyłem milczeć. [Wersja druga: Kiedy wszyscy uczyli się chodzić, ja się uczyłem uciekać, jeżeli nie chodzić do tyłu przodem, albo i tyłem do przodu (ale ‘do tyłu przodem…’ to jest parafraza /czyli kradzież z/ twórczości /opowiadania/ Bronka z Obidzy).].


v

Niektórzy mają takie szczęście, że mogą powiedzieć, że ich Anioł Stróż prześladuje.


v

Może trochę nazbyt oczywiste (jak od prawdy policzek).


v

A najlepiej tak się stoczyć, żeby skończyć z dziadostwem. Ale tego dziadostwa proszę nie szukać wśród biedaków (żeby nie powiedzieć bidoków), tylko wśród... (nie powiem już kogo, żeby nikogo nie obrazić, ale w każdym razie bogactwo nie jest czymś złym).


v

Taki wstyd, takie wariactwo, to miłe i to bardzo.


v

Oczywiście taka to jest oczywistość, że najtrudniej dostrzec to, co oczywiste.


v

Jak na dzisiejszy dzień to Ci życzę, żebyś sobie pochodził tyłem do przodu, albo i przodem do tyłu


v

Z ręką na sercu mogę potwierdzić, że masz racje, i nie ma w tym moim potwierdzeniu ironii (może poza małą malusieńką, ale ona u mnie jest nawet w poważnych rzeczach).


v

Strasznie innowacyjny komentarz (oczywiście jak na tak wsteczny/przegadany wiersz).


v

Kto wie, czy nie tak jak wszystkich. i parafrazując J. Harasymowicza, można powiedzieć, że ludzie znają nas tylko z jednej, najchętniej potwornej strony. Ale co ja mówię, przecież to nie ludzie, to my sami siebie tak znamy, a właściwie przedstawiamy.


v

Diabli nadali te wątpliwości i domyślności.


v

Idziesz - upadasz, nie idziesz - już jesteś upadły.


v

Nic się nie dzieje bez niczego, chociaż kto tam zna kobiety i wie kto jest kim dla niej.


v

Miałem koncepcję, ale ostatnie słowo wiersza zburzyło mi ją.


v

Jak przedtem wszystko (co karkołomne, jak np. życie) kojarzyło mi się ze staniem na głowie, tak teraz kojarzyć mi będzie się z fiflakiem.


v

Nie wiem jak kto, ale ja należę do takich ludzi, którzy utożsamiają się z takimi wierszami (że tak powiem mało literackimi).


v

Można by rzecz, że lato tego roku dopisało, dopiekło i to w niejeden sposób.


v

Jak pięć to pięć, czasami jak podanie dłoni, a czasami jak (zaciśnięta) pięść.


v

Można sobie wyobrazić, oficjalnie nic, a co dopiero strasznego z dobrego.


v

Niemcy nie są na końcu świata, to tylko z Niemcami pół świata ma koniec świata. Owszem, teraz pod przykrywką Wspólnoty Europejskiej, czyli powodzi lewactwa, które zalało, ale na szczęście jeszcze nie całą Europę. A niektórzy, pewnie też na szczęście tego nie widzą, a nawet biorą za dobrą monetę.


v

Rzecz pospolita, codzienna, zwyczajna, chociaż jak dla mnie najlepsza, jaka tylko może być. A przynajmniej dla mnie najlepsze jest to, co jest najpospolitsze, jak Rzeczpospolita Polska.


v

Zjednoczona Europa, tyle to wolna tuba, tyle trybuna wolnych ludzi, co wolne żarty opętanych lewactwem przywódców, którzy wolnych ludzi na lewactwo nabierają, lewactwem obłaskawiają, lewactwem zniewalają.


v

Boję się Boga, a to nie Boga, tylko natręctw (zresztą czyichś i swoich) trzeba mi się bać.


v

Tym bardziej jeśli nie tylko dla siebie.


v

Żeby tylko abstynent, ale to już inna bajka (nie do chwalenia się).


v

Ale jednak woła, a nawet krzyczy, tyle cisza, co głos ciszy.


v

Gdybym tak miał czystą duszę, to bym powiedział, że to jest wiersz o mnie.


v

Wyobrażam sobie, że nawet już do filmu się nie palę. A bez zapału nie ma nic


v

Poza tym, że wyrzucając komuś, wyrzucamy/zarzucamy sobie.


v

Nie znaczy to, że zawsze z wszystkiego jestem niezadowolony, ale teraz poczułem się trochę lepiej.


v

W końcu zostaje tylko to, co się przeżywa (choćby w snach, choćby w marzeniach/wyobraźni; a przynajmniej jakby mogło się ziścić to, czego na złe czy dobre samemu się nie wywołuje).


v

Nie wiem jakim cudem, ale mi to wszystko (to co jest, i to czego nie ma) pasuje i dobrze się ma. A może to ja jestem w takim stanie, że nic mi już niczego nie psuje.


v

Grunt, że świat jest czymś więcej niż tylko buchalterią.


v

A bo to coś dobrego może być bez atencji i estymy.


v

I tak jest tylko tak i to, co i jak sobie wyobrazić.


v

Depresja nie dopada tych, którzy nie mają czasu na nic, a co dopiero na żalenie się.


v

Ale przeżywamy tak samo, jakby to zawsze i wszędzie chodziło o nas samych.


v

Powiedzmy, że nie ma miłości bez utrapienia i nie ma życia bez miłości.


v

Jeżeli miłość jest cierpliwa, a przynajmniej powinna być, to czy cierpliwość jest miłością? Może być, a przynajmniej ta droga prowadzi do celu, przybliża do miłości. A może nawet nie może nie być, bo wszystkie drogie prowadzą do Kochanego Miejsca.


v

Nigdzie tak człowieka nie ciągnie jak do ludzi i nigdy tak jak od ludzi.


v

Co by nie mówić to właśnie jest o tym, który nie ma czystego sumienia. Który sobie sam jest, a przynajmniej chciałby i usiłuje, a może i powinien być panem i sługą. I jest, bo jakżeby nie mógł być sobie sam dupą i głową.


v

Jakże często, jeżeli nie najczęściej dążąc do jednego osiągamy drugie.


v

Właściwie tak, jedno i drugie jest o sobiepaństwie.


v

Wiersz sięga dalej niż są dostrzec pewni ludzie (chociaż to nie jest takie zbyt proste, ani za bardzo skomplikowane).


v

A Polak, tyle prawi, co go szlag trafia.


v

Widocznie z tymi, którzy się ciągle spieszą jest tak, jak z tym którzy zawsze wiedzą lepiej, zawsze są pewni.


v

Świętych to nie dotyczy, oni są ponad wszystko, najgorzej, kiedy tak bardzo, że wszyscy inni są (wydają się, czy nawet okazują) małostkowi/nieistotni.


v

Rzuceni, jeśli nie wkopani, a nawet skopani.


v

Mam nadzieję, że w każdym z nas jest coś takiego małego.


v

Ciotka, nie taka idiotka (jako była trzpiotka).


v

Nie ma co szukać kogoś, bo czy człowiek sam sobie nie może.


v

Rozumiem że zwidy, nie rozumiem czyje.


v

Nie moja rzecz, ale wiem, że wybrani wiedzą (i to nawet, jak już mówiłem, najlepiej).


v

A skądże ja mogę wiedzieć, przecież nie jestem wybrany. I nic, a nic nie świruję (jak mniemam) Pani Anielu/o.


v

A żeby to tylko w kwietniu i na wiosnę.


v

Właściwie nie.


v

Nie zasługuję, ale to moje zdanie. A poza tym to dziękuję (pozytywnie) za gorące słowa gorących odczuć.


v

Co chyba nie znaczy, że z diabłem mieliby szczęści.


v

Wzajemnie, zdrowia nigdy za wiele.


v

Zaiste, że to może być nawet barw brzmienie, a może nawet brzemię.


v

A nawet dopóty tam nie ma nas.


v

A może nawet nie ma wolności od czegoś, jest tylko wolność z czymś.


v

Noc była, także, a może przede wszystkim w mojej głowie.


v

W dobie wariactwa komputerowego (czyli innowacji, żeby tylko technicznych), mam jednak nadzieję, że nie bardziej wariackiego (zgubnego, śmiertelnego) niż każde inne wariactwo, niż każda inna fascynacja. Jakby coś mogło zastąpić fascynację człowieka człowiekiem. Kiedy nawet nie da się zastąpić żadnej zwykłości żadną niezwykłością.


v

Czy mi już nigdy nie będzie ciepło.


v

Może i przestałem (być wpatrzony w siebie), ale na pewno nie przestałem doceniać siebie, widocznie (przedtem) zbyt długo (siebie) nie doceniałem.


v

Korona musi się na czymś opierać, a zapewniam Cię, że nie opiera się tylko na głowie (tylko przede wszystkim na dupie).


v

Nigdy nie wątpiłem jak piszę, chociaż zawsze miałem więcej przeciwników/deprawatorów mojego pisania niż zwolenników.


v

Nawet jeśli nie wiem, to domyślam się, a już na pewno nie wiem lepiej, w przeciwieństwie do wielu innych, którzy zawsze i wszędzie lepiej wiedzą niż wszyscy inni.


v

Co my najbardziej robimy na tym świecie, a co jeśli nie naprawiamy ten świat.


v

Każdy by tak chciał (przynajmniej w głębi swojego jestestwa) mieć jedno i drugie. I nigdy nikomu niczego nie odpuścić, niczego nie darować.


v

Zostanie po nas, co najwyżej tępy szelest liczonej gotówki. Po niektórych jeszcze szept innych modłów do innych bogów.


v

A to przyzwyczajenie jest gorsze/groźniejsze niż zniewolenie.


v

Mówi się nawet, że przyzwyczajenie jest drugą naturą.


v

Bo miłość najbardziej, to jest taka gra w kotka i myszkę.


v

Co nie znaczy, że nie ma tak, żeby mysz nie goniła kota, chociaż najczęściej to, jeśli nie pogania/popędza/wykańcza, to przegania kota.


v

Pochmurna, to taka ładna jest Warszawa.


v

Nałóg, jeśli nie goni nałóg, to zastępuje nałóg.


v

Bóg i diabeł, jeden obiecuje drugi daje, a obydwoje spełniają tylko nasze prośby.


v

Powinności nasze, jedne to zmiany, a drugie utrzymanie tego co jest.


v

Gówno nie zawsze jest takim gównem jakim widać, bądź myśli się że jest.


v

Są to męczennicy za fałszywą wiarę i nadzieję.


v

Oj tak, z całą pewnością (i to niekoniecznie tylko moją) moim jałowym rozważaniom do Twoich brudnych rozważań jest daleko.


v

Co ja zrobię, że rozwiązłość jest moją domeną.


v

Ja dostaję jesiennego oczopląsu.


v

Jeżeli już myśli, to niekoniecznie rozumiem, co wcale nie znaczy, że gorzej/błędnie.


v

Nie wnikam w szczegóły, nie imponuje mi być upierdliwym.


v

Jednemu i drugiemu nie trzeba poskąpić, choćby i uwagi. Ale też jednemu i drugiemu nie trzeba naddawać, choćby i racji.


v

A czymże byłoby życie bez takich chorób.


v

Optowałbym chociaż za patem.


v

Że właściwie to bez miłości i bez poczucia humoru nie ma życia.


v

W końcu człowiek może już nie mieć sił, ani ochoty wszystkim nadskakiwać.


v

Kto wie, czy ten, który się wypierał Boga nie cierpiał tak samo, jak Chrystus za niego i wszystkich ludzi.


v

Nikomu nic nie ujmuję, ale mam wątpliwości.


v

Dobry, bo nie mniej naturalny, nie mniej cięty niż ludzie rozmawiają ze sobą na co dzień.


v

Wszystko co dobre, a dobre bo nie przedobrzone, to mi imponuje, i wszystko co złe, a złe bo niedorobione, to mi również, a może nawet bardziej od dobrego imponuje. I żeby nie było wątpliwości, niczego co złe, a właściwie co wiem, że jest złe nie pochwalam, nie preferuję. Zresztą głupota niektórych ludzi, żeby nie powiedzieć, że przede wszystkim swoja też mi imponuje (że też można być tak głupim).


v

Choćby nie wiem, jak bardzo Chrystus cierpiał, dla mnie stokroć tyle samo znaczy, co dwakroć, i to nawet, jeśli trudno mi sobie wyobrazić ból Chrystusa. Ale co do pewności, to przede wszystkim pewny jestem tego, że nikomu niczego nie należy, nie wolno, nie powinno się ujmować i nikomu niczego nie należy (chociaż wypada i godzi się) naddawać.


v

Powiedzieć lepiej, to powiedzieć, że samemu lepiej nigdy by się tego nie powiedziało.


v

Czy ja mam być na każde zawołanie, a czy ja mam jakieś inne wyjście.


v

Oj tak, przewlekle życie, to ci dopiero jest dolegliwość, jeśli nie choroba, a żeby tak jeszcze była zaraźliwa.


v

Może też być komentarzem do Twojego znawstwa i Twojej elokwencji.


v

Co tu ukrywać, autor brzydzi się tak jaśnie oświeconymi krytykami, jak Ty.


v

Warszawa jest szybka, a Kraków jest wolny (przynajmniej od pośpiechu).


v

Jak najbardziej, to co ja robię jest kiepskie, a to co Ty robisz (i krytycy Twojego pokroju) wyśmienite. A co by się stało, gdyby tak każdy popatrzył na to co robi.


v

Zmartwię Cię, a mnożę pocieszę, ale dopisek też jest szczerą prawdą.


v

Dobre słowo nie szkodzi, ani poetom, ani grafomanom, a złe słowo szkodzi poetom i szkodzi grafomanom.


v

Kto by nim nie był, na złodzieju czapka gore, czyli dla tego, który ma coś do ukrycia wszystko będzie zamachem na jego wolność, i może nawet już zawsze będzie się mu dziać krzywda.


v

Jutro (przyszłość) ma taką (poganiającą) moc, że nawet dzisiaj zmienia (w jutro).


v

Jak myślisz, tak jest; będziesz myślał inaczej, będzie inaczej.


v

Tego, co doskwiera, czyli niewygody się nie pielęgnuje, nie pieści, nie utrwala, tylko zmienia , tylko jak (żeby jeszcze nie na gorsze).


v

Przynajmniej tak i w takim miejscu można się wykrzyczeć.


v

Żeby czasu nie gonić, trzeba czas poganiać.


v

Kojarzy mi się ze słoną przyśpiewką ludową.


v

Też bym tak chciał, ale w życiu mamy chyba kilka powinności do spełnienia.


v

Czasami trzeba sobie (codziennego rytuału) darować i zrobić to, co nie trzeba.


v

Tak przy okazji powiem, że niedawno czytałem książkę „Alicja. Prawo lustra” - Krzysztofa Rodaka, chociaż to coś raczej dla młodszych czytelników.


v

Mogę śmiało powiedzieć, że dzięki tej rzeczy (dzięki wehikułowi czasu w głowie, a może w sercu) jestem tam, gdzie ponoć mnie nie ma.


v

Jest takie miejsce, i może nie tak ważne gdzie jest, jak to, że wtedy ludzie są mili.


v

A tu jakże łatwo dla zaspokojenia chuci rozum postradać.


v

Mrok więc najczęściej to jest coś do ukrycia czegoś albo się.


v

Od kiedy to większość musi mieć rację. Poza tym, że każdy chyba czytelnik (widać z pewnymi wyjątkami) może odróżnić rzetelną (choćby i najostrzejszą) krytykę, od opluwania mnie przez moich (tych i jeszcze paru innych) zaprzysięgłych wrogów.


v

Co ja zrobię, że nie jestem okulistą, ani psychiatrą (ale bym zarobił, a przynajmniej miał pacjentów).


v

Ale jak tu powiedzieć, że coś się opiera na kuciapce, czy na… (już nie powiem na czym), czyli na przedniej części ciała.


v

Czym większe ktoś przejawia moim pisaniem zainteresowanie, tym większe nachodzą mnie wątpliwości, że się jednak nie popisałem tak, jakbym mógł. Niby, że mógłbym lepiej; zresztą jak jeszcze nieraz mogę się wykazać, a ciągle jakoś nie za bardzo się wykazuję.


v

Tylko, że dzisiaj mi się wydaje, że to wszystko jest nie tak, jak napisałem.


v

Powiedzmy, że tak, bo zaprzeczał nie będę. A poza tym, czy ktoś nie jest łasy na komplementy. No i powiedzmy, że to nie ma nic wspólnego z podlizywaniem się.


v

Dusza zarażona, ciało porażone, człowiek przerażony.


v

Może ja tracę siły i zapał do życia, ale nie traci niczego mój Anioł Stróż do mnie.


v

Bo ja nie wiem co się skąd bierze, a skąd, jeśli nie z braku, żeby za dużo nie mówić, powiedzmy, że równowagi.


v

Coraz więcej rzeczy ucieka mi spod ręki, siłą rzecz także spod pióra. I szlag mnie trafia.


v

Czuję się tak, jakby mnie ktoś przetrącił, a przynajmniej mój kręgosłup moralny.


v

Moje marzenie, niestety ściętej głowy, mówić tylko to, co myślę.


v

O Tobie bym nie powiedział, że jesteś moim zaprzysięgłym wrogiem, co najwyżej o Tobie mogę powiedzieć, że czasami w komentarzach idziesz na łatwiznę. I przepraszam, ale nie będę rozwijał tematu, poza tym, że Ci, którzy są moimi zajadłymi wrogami, dobrze wiedzą o tym, kim są i dlaczego tacy są; a w każdym razie moja twórczość nie jest po ich myśli, i to ich tak bardzo boli (tak, że deprecjonowanie mojej twórczości, to jest właśnie i tylko efekt tego bólu).


v

Korona, to przede wszystkim dziedzictwo. A dziedzictwo co to jest, skąd się bierze, co jest jego domeną? już bardziej dosłownie niż dupa nie odważę się powiedzieć. i Bogu dzięki.


v

Od dzisiaj postanowiłem nie ścigać czasu, po prostu nie ścigać się już z czasem, czyli nie zabijać się już o nic. Zwyczajnie za słaby jestem, żeby za wszystkim nadążyć, nawet za tym, czego bardzo chcę. I wcale nie uważam, że to jest tak, jakbym postanowił wybrać się z motyką na księżyc (tylko właściwie to nie mam już wyboru i kto wie czy nie na szczęście).


v

Ale czy to, co diabli biorą może być daniną złożoną Bogu.


v

Nie robię niczego, co mnie nie cieszy. A po drugie robię jeszcze to, czego robić nie mogę sobie odmówić (i to drugie mało jest związane z radością, a dużo z koniecznością, a może nawet z brakiem wyboru).


v

I to może być piękne, że ktoś komuś daje więcej niż ten na to zasługuje. A bo to ktoś, pewnie oprócz Boga może wiedzieć, ile z człowiekiem może zrobić nadzieja, ile mu dać zaufanie. Najpewniej tyle, że doskonałością jest dążenie do doskonałości, a wcale nie osiągniecie doskonałości.


v

I tak najbardziej jesteśmy takimi, jakimi ktoś nas widzi, ale my tym wcale nie musimy się martwić, już prędzej niech się martwi nasz wizerunek (co to on uchodzi, bądź ma uchodzić za nas).


v

Jakby to powiedzieć, już nie nadążam za tym światem, a właściwie za trudami tego świata (dorównania wszystkim we wszystkim). Coraz bardziej więc brzemię tego życia mnie przygniata.


v

Natura i tak swoje zrobi (i to jak zawsze do końca).


v

Ale czy to obraz nie nazbyt wyidealizowany. Na szczęście pewnie nie.


v

W życiu najlepiej jest wtedy, kiedy niczego nie ma za dużo, kiedy to, co jest i to, czego nie ma nie zniechęca do niczego i wszystkiego.


v

Przy necie to ja teraz siedzę godzinę, góra dwie dziennie i to jeszcze niekoniecznie codziennie, a jeszcze nie tak dawno temu zdarzało się, że siedziałem cały dzień i całą noc, oczywiście z odpoczynkiem, właściwie tylko na sen. Co mi więc teraz może grozić.


v

Jak to nie należy za sobą palić mostów. A może należało, ale to się dopiero okaże.


v

Cóż zrobić, taka jest natura ludzi, ale to nie jest nikogo usprawiedliwienie (tylko to jest niektórych ludzi podłość).


v

Co by to nie miało być, coś na coś uodparnia (jest szczepionką).


v

Rzecz w tym, co kryje się za prawdą.


v

Daleko sięgasz, co nie znaczy że za daleko, przynajmniej dopóki nie będziesz przesądzać.


v

Godzi się, czyli jest godne (a godne jest to /jak i wypada tak mówić/, że Chrystus po stokroć bardziej cierpiał niż może cierpieć człowiek). Czyli z ludzkiego punktu widzenia, to samo (np. cierpienie) nie musi być tym samym, przynajmniej dla różnych ludzi. Zresztą, nawet mówi się, że co dla Boga jest na dole, dla człowieka jest na górze, czyli co boskie, należy oddać Bogu, a co ludzkie ludziom, a dopiero potem martwic się o więcej. Co nie znaczy, że zawsze nie należy rozstrzygać, co czym jest, ale na pewno nie należy przesądzać, zwłaszcza w imieniu Boga.


v

Najgorzej to robić coś bez przekonania.


v

Dla niektórych dobrze jest chyba tylko wtedy, kiedy wszystko jest źle, wszystko niedobrze, a może nawet niektórzy wszystko robią, żeby tak było.


v

Co mi to za przyjemność widzieć tylko złe strony życia.


v

Ostatnio najbardziej przemęczenie, a właściwie zniechęcenie psychiczne na mnie wpływa, tak że najlepszego co mogę zrobić i zrobiłem, to dałem sobie na luz ze wszystkim.


v

Dobre dla mnie na poprawienie sobie, chociaż trochę humoru.


v

Za dużo sobie narzuciłem, jak na moje możliwości, ale zdaję sobie sprawę, że to mój stan fizyczny/zdrowotny odbija się na mojej psychice, a mroczna i zimna pora jeszcze pogłębia ten stan.


v

Ale założenia/zasady są prawdziwe/dobre.


v

Sam nie wiem (dzisiaj, ale wówczas, kiedy to zanotowałem, to chyba musiałem wiedzieć).


v

Taki malkontent, że lepiej już nie mówić jaki.


v

Pomyłka, jeśli ta pomyłka to nie kurtuazja.


v

Czy można sobie zepsuć zły humor.


v

Jak dla mnie, to teraz poezja najbardziej jest po to, żeby to, co daleko było niedaleko.


v

Ja wiem tylko jedno, że od polityki bardziej/szybciej niż od wszystkiego innego można zgłupieć.


v

Co nie znaczy, że niektórzy, a nawet my sami w dalszym ciągu nie mieszamy dobra ze złem. Mówiąc wprost, mataczymy i będziemy mataczyć dopóki nie będziemy przedkładać dobra wszystkich nad swoje dobro (co nie znaczy, że to nie może iść w parze). A czy na miano człowieka człowiek nie zasługuje dlatego, że potrafi odróżnić, oddzielić, wybrać dobro od zła, a może bardziej dlatego, że potrafi poświecić się dla dobra, czyli oddać swoje dobro w imię bardziej potrzebujących dobra (oczywiście tyle z miłości, co bardziej z miłosierdzia). I wiem, że to dla niektórych jest głupie i tylko głupie (jak/bo to głupie jest to, co jest niemożliwe), ale wiem też, że bardziej głupie jest na krótką niż na dłuższą metę. I wiem też, że w końcu dobro szczęścia nie daje (dopóki jest nie/po/darowane).


v

Wielkie mi zmartwienie, nie wdzięczyć się więcej.


v

Zaiste swoiście.


v

Coś głupiego (zawsze) mogę zrobić, a mądrego (nigdy) nie muszę. Innymi słowy, tyle mam do roboty, taka moja wolność.


v

Rozlazłem się ostatnio, jak dupa wołowa.


v

Rzecz można skwitować tak: co się styka, to dotyka, a co się nie styka, to jeszcze bardziej dotyka.


v

W młodym ciele nic chyba nie może chuci powstrzymać.


v

Sam mam arytmię, ale to chyba zawodowa choroba poetów.


v

Notka o mnie trochę jest skromna, ale nie mam nic ciekawego o sobie do powiedzenia, zresztą bardziej już wygaduję się w wierszach, chociaż życie mam raczej nieszczególne, ale też żyję sobie, może nawet nad wyraz w swoim stylu i w dużej mierze podług własnych kryteriów wartości i znaczeń.

Nota:

Wiesław Jarosz, ur. w 1956 r. i zamieszkały w Skawinie pod Krakowem. Najczęściej więc literacko, jak i wokoło literacko pokazuje się w Krakowie, gdzie należy do kilku (o różnej preferencji) grup i stowarzyszeń twórczych. Twórczość (poetycka, aforystyczna i krytyczna) to jego odskocznia od tego, od czego codziennie nie ma ucieczki, a codziennie się ucieka (czyli najpierw od pracy, a teraz od renty). Autor dwóch zbiorów poetyckich: „A kysz blichtr a kysz bibeloty” (2004), „Najpiękniejsze słowo świata MAMA” (2007). Publikował też w różnorodnych almanachach poetyckich, oraz udziela się twórczo na kilku forach internetowych.


v

A kto nie płacze, wszak niekoniecznie rzewnymi łzami.


v

Z tym, że niebo bym sobie darował (w wierszu), a może się mylę, może na ziemi nie dzieje się nic bez obecności, a może i przyzwolenia nieba.


v

Dobrego nigdy za dużo, pewnie więc takie (ponoć) dobro, którego jest za dużo wcale nie jest dobre (dobrym dobrem).


v

Zawsze najlepsze jest to, co my sami robimy, a przynajmniej taką trzeba mieć nadzieję i zarazem inspirację.


v

Październik, kojarzy mi się z wczesnojesiennym, a wczesnojesienny z drugą młodością.


v

Ano właśnie, na co komu (byłoby) życie bez nadziei.


v

Jak to jest, że ona jest i zarazem nie ma jej. Pewnie tak, jak to z miłością.


v

Zdarza się i dlatego takim zdarzeniom należy przeciwdziałać.


v

Każdy by chciał nie ponosić konsekwencji swoich czynów, ale na tym świecie jeszcze tak dobrze nie ma. Co nie znaczy, że nie ma takich, którzy nie odpowiadają za swoje czyny.


v

Jedni patrzą pod takim kątem, a drudzy patrzą pod takim kątem, jak im wygodnie.


v

To jakiś znak, a jaki jak nie dobry. A przynajmniej dla mnie tęcza i deszcz (nawet jeśli ulewa), to szczęście.


v

Ale niektóre dachy dają się we znaki. I mogę chyba dodać, że na niektóre wyzwania nie ma mocnych, tzn. się człowiek zawsze przegrywa z czymś takim, co można by nazwać `co ma być, to będzie`, a przynajmniej nie można odwrócić zwykłej kolei rzeczy.


v

Cóż mogę dodać, chyba tylko to, że jarzębina też jest czerwona, a ten zestaw kojarzy mi się ze sznurem korali.


v

Jak to wiele nas łączy i wiele dzieli, czyli jest różnica i nie ma różnicy. A w każdym razie można by było poemat napisać na temat relacji międzyludzkich (czy blisko siebie to jest blisko, a daleko od siebie to daleko, czy obcy sobie są tacy obcy, a bliscy tacy bliscy, no i czy człowiek sam, to człowiek samotny, czy dopiero samotny jest między ludźmi) i nie uchwyci, nie powie tego lepiej niż jest teraz.


v

Słucham i patrzę, i jest trochę tego słuchania i patrzenia. Dla wielu pewnie nawet święto literatury, a przynajmniej coś podniosłego/uroczystego (co nie znaczy, że tak miało/ma nie być). A moja pierwsza refleksja, jest taka, że jakże to wszystko rzeczowe, jakże ta uroczystość poważna (i nikt nie powiedział, że tak ma/miało nie być). No i jak zawsze i wszędzie (albo mi się tylko tak wydaje) jedni pokazują/prezentują się więcej, a drudzy mniej, jedni lepiej, drudzy gorzej, co nie znaczy, że nie wszyscy dobrze (czyli ciekawie i z zainteresowaniem). Czego mi więc tam brakowało, a czegoż to więcej, jeśli nie więcej uśmiechu i więcej luzu (i pewnie tak następnym razem będzie, (oczywiście niczego nie uwłaczając świętości/uroczystości literatury). ale pozazdrościć wszystkim tam już teraz mogę zwykłej ludzkiej uprzejmości, zwyklej grzeczności (co się może nawet ocierać, a może i powinno o głupią przyzwoitość i naiwność)


v

Oszczędzę niektórym krytykom wysiłku i od razu powiem, że to jest strasznie/nieprzyzwoicie głupi wiersz, jeżeli w ogóle to jest wiersz, a nie moja hańba.


v

A bo to mało razy tak jest, że to, co cię wynosi, to cię poniża.


v

Nie mówię, że nie, ale głowy nie daję.


v

Bądź mądry i wiedz, kiedy uprzejmość nie jest obłudą, jeżeli w ogóle/kiedykolwiek jest obłudą.


v

Rozumiem, że to miłość kaleczy i miłość leczy.


v

Jak to niezwykłą może być zwykłość, czyli wprost i bez obciachu.


v

Każdy jest, a przynajmniej chce być ważny/przydatny, pozytywnie albo negatywnie. No i co by się nie działo, coś się dzieje. Spokój jest w niebie.


v

A z humorem/uśmiechem, tak jak z każdym dobrem zawsze to trzeba uważać, żeby nie przedobrzyć.


v

Zatrzymuje, ale trochę na gwałt, jeśli tylko można trochę zgwałcić.


v

Ile to można powiązać z kroplą wody, a ile zobaczyć w kropli rosy.


v

Tak przy okazji, wcześniej i/czy często, widocznie drzewo choruje/usycha. Ale spostrzegawczości można pozazdrościć.


v

Na starość to pomaga, a nie szkodzi.


v

Ale jestem obolały, że lepiej dla mnie już by było, żebym był obłudny i zwalał ból i cierpienie, choćby na jesień, kiedy i tak żadna pora roku nie jest przyczyną zbolałego mnie (nie mylić z mną boleściwym, chyba że od siedmiu boleści).


v

Że też ja byłem autorytetem, wszak krytycznoliterackim, ale byłem.


v

Osobiste, a więc to/takie co najbardziej boli i cieszy.


v

Jakoś to, co było i to, co będzie (nie wiedzieć czemu) zawsze jest lepsze od tego, co jest teraz.


v

Ale miłość jak jest/bywa wyzywająca, tak jest/bywa i pobłażliwa (może nawet niemiłosiernie).


v

Dopóki człowiek żyje od niczego nie ma wytchnienia, a może nawet od czego czym bardziej ucieka, do tego tym bardziej się zbliża.


v

Każdy chyba ma takie coś, z czym się nigdy nie rozstaje, nawet po śmierci (i to oprócz duszy).


v

A przynajmniej nie ma co z Boga czy diabła robić chłopców do bicia (czyli do obwiniania za wszystko, co tylko złego nas spotyka).


v

A to wiatr teraz hula w polu, a nie po domu.


v

I to nawet nie trzeba wypić żadnego szaleju, żeby tak szaleć (widać chuć jest wystarczająco szalona).


v

Można chyba rzec, że gdzie jak gdzie, ale tutaj, to normalka, a nawet, że nigdzie indziej tak wszystko dobrze nie idzie, że wręcz kwitnie w najlepsze.


v

Że też ładna, a jeszcze bardziej brzydka pogoda zbliża ludzi do siebie.


v

A przynajmniej zawsze to lepiej mieć pretensje do wszystkich innych niż do siebie samych.


v

Zawiść wypacza i miłość wypacza, pewnie nawet dokładnie tak samo, jak działają, czyli czarują czary.


v

Moje ostatnie marzenie, to wypiąć się z tego wszystkiego, a może i na to wszystko.


v

Najgorzej to robić coś bez przekonania, a jeśli już, to bez pocieszenia. Najgorzej więc to zostać na lodzie, jak palacz bez papierosa.


v

A dlaczego nie okryj, nie przygarnij, tylko odkryj, przegoń, przepędź; jakby człowiek nie był wystarczająco goły bez gołych myśli.

  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Po przebrnięciu przez ten gąszcz Twojego literackiego buszu, można by rzec w Twoim stylu- na tyle na ile jest on zaraźliwy - w tym chaosie jest porządek, w tym porządku jest chaos, czyli w nieskończoności nieskończoność, a w skończoności skończoność... i tak dalej i dalej, nigdy nie kończąc, ani nie zaczynając... ot i cały askawin, jakby chciał ktoś rzec, jeśli askawin może być cały... itd.itd...może jeszcze nie do końca świata...,pozdrawiam
avatar
Ach, ten szybki refleks - więc chyba zdążę jeszcze dodać genialną (też chyba) myśl, która nagle, jak grom, skądś się pojawiła - skądże mógłby pochodzić imć askawin, jeśli nie ze skawiny?...
avatar
nie robię z tego tajemnicy, z innych rzeczy (o sobie), owszem (ale na szczęście tłumaczyć się nie muszę) :)
© 2010-2016 by Creative Media
×