Przejdź do komentarzyPARLAMENT część 1
Tekst 2 z 10 ze zbioru: Wiara
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2016-11-09
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1922

– Miło, że wpadłeś. – Eytil stawiał przed gościem kieliszki. – Dawno cię nie widziałem.

– Nie było mnie półtora roku w stolicy. Sam rozumiesz. Praca, praca, praca. Trzeba się mocno kręcić, żeby cię nie wykręcili… Nie to, co na rządowej posadce – odpowiedział gość, moszcząc się na sofie przy ławie w gabinecie ministra administracji.

Kieliszki szybko napełniły się.

– Za spotkanie – minister podniósł szkło, siadając w fotelu obok. Wychylili po małym łyczku. – Mówię ci, nie jest tak różowo. Żeby nic nie robić za takie pieniądze, to trzeba tak zapieprzać na okrągły zegar, że głowa boli.

– No, ale ty, Twirgil, dajesz sobie radę. Awans z nową kadencją! Jak wysadziłeś z siodła swojego byłego? Dlaczego nie objął stanowiska po nowych wyborach?

– Wiesz, chyba naprawdę jest chory. Pod koniec kadencji już pieprzył wszystko z góry na dół. Co chwilę brał wolne. Leczył się u nas, w Polsce, w Niemczech. Ale co mu jest, nie pytaj. Nie wiem. W każdym razie zostawił po sobie syf. I ja to muszę teraz sprzątać i ciągnąć za te pieniądze.

– Małe to pewnie nie są.

– Stawka ministra jest jawna.

– Ale boki już nie…

Zaśmiali się obaj.

– Żona się ucieszyła?

– Ma się rozumieć. Jest w swoim żywiole. Bankiety, wizyty, rauty. Córka nam wydoroślała, to udzielają się w takiej fundacji. – Minister podniósł się z fotela i przyniósł kolorową ulotkę. – Córka jest prezesem tego. Żona jej pomaga, ja oczywiście też.

– Widzę, że cel jest szczytny. Pomoc dzieciom, ofiarom przestępczości. – Twirgil oglądał kolorowy papierek. – A u nas przestępczość duża. Słuchaj, bo ja mam sprawę. To znaczy, żebyś nie czuł się zobowiązany. Absolutnie! Nie będziesz mógł, nie ma sprawy. Znasz mnie, nie obrażam się…

– Nasze pokolenie nigdy nie odmawia sobie pomocy, szczególnie znajomi z duszpasterstwa. Jak tylko będę mógł… W czym rzecz?

– Syn koleżanki brata mojej żony…

– Bardzo bliska rodzina, widzę..

– Właśnie. Chłopak skończył dwadzieścia pięć lat i szuka roboty.

– Co umie?

– Skończył magisterskie z ekonomii budownictwa na wyższej szkole czegoś tam w Instrapils rok temu. Potem wyjechał do Polski, zakotwiczył się w takiej firmie deweloperskiej, firma padła, szefów zamknęli, chłopak jest na lodzie…

– Zdarza się. Języki?

– Angielski perfekt, polski jako drugi ojczysty z domu, rosyjski.

– Słuchaj, rozejrzę się. Tu na razie nic nie ma, ale do końca roku będą przetasowania, to pomyślę. Jeszcze po jednym? – Eytil podniósł w pytającym geście  butelkę.

– Z przyjemnością.

– Co ty w tej chwili robisz?

– Właśnie kończę kontrakt. Byłem inwestorem zastępczym, szefem spółki do budowy takiego dużego obiektu dla politechniki w Twankście. Aula na trzysta osób, sześć innych sal wykładowych, sale seminaryjne i obiekty laboratoryjne. Wyśrubowane wymagania techniczne. Nie takie tam, siedzą laboranci przy szkiełkach, tylko hangary z dźwigami, kotłami, pochylniami… Twój kumpel z firmy, taki w zielonym, łaciatym wdzianku, też miał tam swój udział.

– A! To ty! Opowiadał o facecie, który przerobił jego komórkę kontrwywiadu…

– No, nie tak było, ale chłopcy trochę przesadzili. Jeszcze dziesięć lat by się to budowało, gdyby się trzymać ich procedur. Procedury standardowe, a życie nie lubi standardów…

– To wiesz co?! Gratuluję ci!

– A czego?

– Wygrałeś konkurs na dyrektora firmy Prutenia25.

– A co to za firma?

– Widzisz, właśnie mija dwadzieścia jeden lat od zjednoczenia kraju i panowania jej wysokości jaśnie oświeconej demokracji. I nasz pierwszy wymyślił, że podkreśli świetność swojego urzędowania, pozostawiając po sobie pomnik na dwudziestopięciolecie. Ma to być gmach parlamentu z kompleksem obiektów towarzyszących. Projekt architektoniczny jest. Zaakceptowany. Teren jest, to rumowisko nad Alną, pół kilometra od pałacu prezydenckiego, trzeba zbudować prospekt łączący, wszystko ma być gotowe za cztery lata, w listopadzie 2015. Swoją drogą słusznie, bo teraz aż wstyd. Prezydent w pałacu, premier w pałacu, ministerstwa porozrzucane po całym mieście w wynajętych kamienicach, parlament w adaptowanym budynku dworca, skądinąd bardzo ładnym, senat w dawnym kinie. Pokomunistyczne budynki partii i parlamentu trzeba było wyburzyć ze względów ekologicznych, azbest. Tylko sąd najwyższy wystawił sobie nowoczesne gmaszysko.

– Ciekawe. Takie zadania lubię. Kiedy ogłosisz ten konkurs?

– Jeszcze w tym tygodniu, konkurs na prezesa i na dyrektora. Prezesem zostanie ktoś z rozdzielnika politycznego, ty będziesz szefem merytorycznym.

– Normalka. Byle pomagał, a się nie wymądrzał i nie pchał, gdzie go nie proszą.

– Na to, niestety, mam mały wpływ. Zadanie prestiżowe, interesują się tym ważniejsi niż skromny minister. Dostarczysz dokumenty, zapoznasz się z materiałami... Przedstawisz ofertę. Ja też chcę mieć swojego człowieka, który nie nawali. A ty zatrudnisz sobie kogo chcesz, więc problem tego młodego też się rozwiąże…

– Jaki jest budżet?

– Dwa i pół miliarda.

– Przez cztery lata… – Twirgil zastanawiał się. – Powiedzmy dwadzieścia pięć tysięcy na rękę miesięcznie i na koniec pięćset tysięcy za terminowe ukończenie budowy.

– Dwadzieścia i trzysta.

– Żartujesz, z pensji to ja muszę sfinansować zupę i suchy chleb dla siebie i utuczyć wszystkich tych, którzy się będą chcieli na tym wyżywić. Prawdziwy zarobek, to jest ta premia, czyli niejako was kredytuję przez cztery lata. Chyba, że chcecie mieć setkę rozpoczętych procesów i gołe fundamenty na uroczyste otwarcie. – Przerwał na chwilę, by pozornie zmienić wątek. ­– Poza tym, jako człowiek zamożny, powinienem wspierać działalność charytatywną. Niedawno słyszałem o fundacji pomagającej nieletnim ofiarom przestępstw…

– Dwadzieścia pięć i czterysta.

– I tak będzie w ofercie. Rozumiem, że gwarantem umowy dla mnie jesteś ty?

– Oczywiście. Sprawuje nad tym nadzór polityczny. Nalać jeszcze po jednym?



  Spis treści zbioru
Komentarze (4)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Hardy, dzięki za radę.
avatar
Hardy uprzedził mnie z tą radą. Dobrze zrobiłeś, dzieląc na fragmenty. Świetnie się czyta, a i opisane zjawiska, mimo że z obcego kraju, są takie znane, swojskie. A ponadto zaskakująca poprawność językowa. Podoba mi się też "pokomunistyczna", a nie "postkomunistyczna". Natomiast sugerowałbym, aby przed "i utuczyć" postawić przecinek, gdyż wcześniej "i" już występuje. Gratuluję.
avatar
Brawo! Dobry tekst.
avatar
Jak zawsze wszędzie od tych tysiącleci,
każda rewolucja zżera swoje własne dzieci!
© 2010-2016 by Creative Media
×