Przejdź do komentarzyZnajoma - Spotkanie po latach
Tekst 30 z 44 ze zbioru: Kadry z życia
Autor
Gatunekpublicystyka i reportaż
Formaproza
Data dodania2016-11-10
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1911

Pomna zaleceń doktora, po ostatnich badaniach zdrowotnych w zakładzie pracy, postanowiłam kilka dni w tygodniu poświęcić na jednogodzinne spacery w pobliskim parku. Zachęcona słoneczną, przedwiosenną pogodą oraz wiadomością z porannego dziennika, że największy amerykański wróżbita „groundhog”, wyszedł z nory, zapowiadając koniec zimy i ja również wywlokłam się z pieleszy domowych.

Idąc, utartą trasą swej wędrówki, spostrzegłam na odludnej parkowej ławeczce przycupniętą kobietę o mlecznych włosach z papierosem w dłoni. Widok ten, w pewnym stopniu, zaskoczył mnie, bo jakoś nie pasował mi jej wiek i miejsce do niemodnej dzisiaj używki. Kobieta podniosła na mnie smutny wzrok, więc nieco zażenowana powiedziałam:

- Hi, how are you?

Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedziała po polsku.

- Kopę lat nie widziałyśmy się - przylepiając do twarzy smutny uśmiech.

Zaskoczona, poniekąd zawstydzona, że nie mogę odgrzebać w swej pamięci naszej znajomości, zrzuciłam tę niezręczność na karby wieku i pierwsze objawy sklerozy. Jednocześnie odszukując, w zakamarkach mojej mózgownicy, historię swojego życia i pracy na obczyźnie. Patrząc na skuloną postać, z której jakby uszły wszystkie życiodajne soki, przypomniałam sobie wspólne wypady na papierosy podczas przerw w pracy.

Usiadłam obok niej, mówiąc:

- Mario, przecież razem rzuciłyśmy palenie, motywując naszą decyzję coraz droższą ceną tych śmierdzących używek, za które dodatkowo płaciłyśmy zdrowiem oraz złym wzorcem dla naszych dzieci.

Zrezygnowana odpowiedziała.

- Ta motywacja straciła dla mnie jakikolwiek sens i jest już od kilku dni nieaktualna. Wróciłam do starych przyzwyczajeń - dodała w zamyśleniu.

Milczałam, nie chcąc być wścibska, jednocześnie myśląc; jaka tragedia może doprowadzić człowieka do takiego stanu?  Do zerwania i zakwestionowania przyjętych, a wcześniej aprobowanych norm, zachowań oraz postanowień.

Odtworzyłam w pamięci mglistą historię jej życia, o którym opowiadała podczas naszych wspólnych wyskoków dymkowych.

Ojciec jej wrócił do Polski z rodzicami, będąc małym dzieckiem, ale obywatelem amerykańskim z tytułu urodzin na ziemi Washingtona. Wychował się w Polsce, założył rodzinę, nigdy później nie odwiedził swego miejsca przyjścia na świat. Ona zaś, jako pierworodna otrzymała w spadku po ojcu obywatelstwo, które postanowili z mężem wykorzystać. Decyzję podjęli po narodzinach syna, wierząc, że będzie miał lepsze warunki życia i rozwoju w odległej Ameryce, niż w kraju straszącym pustymi półkami sklepowymi i ciągłymi strajkami. Starania o wyjazd trwały prawie dwa lata, kiedy już wszystko było dopięte na ostatni guzik, wydarzyła się niewyobrażalna tragedia. W ostatnim dniu pracy męża w winiarni do potężnej, metalowej kadzi z owocami wpadł jeden z pracowników, którego zadaniem było ugniatanie owoców przeznaczonych na moszcz. Bezpośrednim świadkiem zdarzenia był jej mąż, który chcąc ratować kolegę, chwycił go w ostatniej chwili za rękę szukającą ratunku. Niestety, ściany kadzi były mokre i śliskie, pokryte fermentującymi owocami, więc nie stanowiły żadnego punktu zahaczenia i obydwaj zanurzyli się w grząskiej mazi. Zanim nadeszła pomoc, pochłonęła ich owocowa breja.

Moją retrospekcję przerwała dawna znajoma patrząca na połyskującą taflę jeziora. Jeszcze zamknięta w sobie, ale otwierająca się powoli niczym muszla do słońca, tak ona otwierała się do przygodnie spotkanej, lecz dawno niewidzianej rodaczki.

Mówiła spokojnie, odwołując się do znanych mi wydarzeń z jej życia, a opowiadanych przed laty.

- Teraz myślę, że śmierć męża w ostatnim dniu pracy w Polsce, chyba była ostrzeżeniem przed wyjazdem.  Wówczas odbierałam to inaczej, chciałam zrealizować nasze wspólne plany, ale już sama, gdyż dla mnie sensem i celem życia po śmierci Janka stał się mój synek. Dla niego gotowa byłam iść na koniec świata, pokonać największe trudności.  Pamiętasz, jak pracowałam po szesnaście godzin na dobę, chcąc zapewnić mu lepszą przyszłość.

Opowiadając, często odwoływała się do mojej pamięci.



  Spis treści zbioru
Komentarze (3)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Tekst ten jest umieszczony na tym portalu, ale postanowiłam go przeredagować i wydrukować w kilku odcinkach, zgodnie z podpowiedzią Pana Janka i Pana Hardego. Zobaczę, jaki będzie efekt zabiegu.
Pozdrowienia.
avatar
Krótko, bardzo ładnie i treściwie.
Moim zdaniem w jedenastym wersie od dołu zbędne są słowa "tak ona". Przed "Jako tragedia" powinien być przecinek, a nie średnik. Zbędne przecinki przed: utratą, chyba; brakuje przecinka przed: otrzymało.
avatar
Widzę, że wskazówki dane przez znawców tekstów, ale również mentalności czytelników, przyniosły pozytywny efekt. Dziękuję za przeczytanie i korektę.
Pozdrowienia i ukłony.
© 2010-2016 by Creative Media
×