Autor | |
Gatunek | proza poetycka |
Forma | wiersz / poemat |
Data dodania | 2017-06-28 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2523 |
Siedzi Chan Tatarów
Na trzech pierzynach puchowych,
Na trzech poduszkach złoconych;
Brwi jak u jastrzębia,
Oczy sokole bystre.
Spojrzał na Awdotię Riazańską
I zagadał Chan, zabajał:
- Człowiek tyś czy mara?
Wyglądasz na Rosjankę.
Sama jedna tu przyszłaś?
Rzeki żeś nie rybą przepłynęła,
Nie ptakiem góry przeleciała?
Czego chcesz ode mnie? -
I żonka Awdotia Riazaneczka
Jego oblicza strasznego
Nie ulękła się:
- Wielki Chanie, carze tatarski,
Ja - człowiek, idę prosto z Rusi.
Szłam do ciebie blisko roku
Przez lasy drzemiące,
Przez lody trzaskające,
Głód i pragnienie znosiłam,
Liśćmi często żywiłam.
Szłam do ciebie z własnej woli,
Z krzywdą moją i skargami:
Naszedłeś Ruś ze śmierciami,
Z pożarami, z grabieżami,
Rozwarłeś paszczę swoją
Od ziemi do nieba samego,
Riazań ogarnąłeś pożogi ramieniem,
Miasto puściłeś z ogniem,
Dom nasz podpaliłeś żagwiami,
Teraz zwycięstwo świętujesz...
Roześmiał się car tatarski:
- Śmiało, żonko, powiadasz,
Z błotem mnie-Chana mieszasz!
W życiu żem nic podobnego nie słyszał.
Nie będziem wszak się bić,
Dawaj, Riazanko, się godzić.
Czego żądasz, mów. -
Riazanka Awdotia na to:
- W jasyr uprowadziłeś
Mego męża i brata,
W janczary wziął żeś mego synka sokolika.
Dniem i nocą ich opłakuję.
Pokaż mi moich żywych czy martwych.
W białe koszule ich odzieję,
Pasem kolorowym przepaszę,
Pożalę się nad nimi,
Popłaczę, na zapas na nich napatrzę.
Dziwi się car, nakazuje:
- Wielu bohaterów Horda widywała,
Lecz takiego przykładu - nigdy!
Nie kniaź, ni poseł, ni rycerz -
Żoneczka z Riazania, sieroteńka,
Przeszła bory-lasy i pustynie,
Wysokie góry zwędrowała,
Bez lęku przed Hordą stanęła...
Ej, wy, mur/zowie-Tatarzy,
Przyprowadzić mi jeńców z Riazania!
Niechże Awdotia ujrzy,
Żyw li jej mąż z jej bratem,
Jest li też miłe jej dziecię!
I prowadzą związanych Riazańczyków,
I widzi Awdotia męża i brata,
Żywego miłego widzi sokolika swego.
I nie strzała łucznika zafurkotała,
Nie fala o brzeg uderzyła -
Z rodziną swą Awdotia się spotkała!
Rzucili się sobie w ramiona,
Patrzą na siebie, śmieją i płaczą.
Rzecze Chan tatarski:
- W nagrodę, żonko Awdotio,
Za twoje trudy rocznej wędrówki:
Z trójki swoich wybierz jednego,
Jednego z tobą na Ruś odpuszczam.
Chcesz - bierz męża swojego,
Chcesz - synka bierz miłego,
A chcesz, oddam ci brata.
Wybieraj, Riazanko, wybieraj!
Cisza nastała jak makiem;
Bębny i rogi umilkły,
Trąby i flety ucichły.
A żonka Awdotia Riazańska
Mewą morską zakrzyczała:
- Zabijcie mnie! Zabijcie!
Zmiłujcie się nade mną!
Jak bez brzegów sine morze,
Jak bez krzaczka czyste pole!
Jakżeż to mnie wybierać,
Kogo na śmierć zostawiać?!
Męża mam porzucić?
Dzieciątko swoje zapomnieć?
Wyrzec się brata miłego?..
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Słuchaj, co ci powiem,
I nie patrz na łzy moje gorzkie:
Ja po raz drugi wyjdę zamąż,
Co znaczy, że męża innego znajdę.
Ja po raz drugi dziecko mogę urodzić,
Co znaczy, że synka drugiego powiję.
Tylko brata innego mieć już nie będę,
Brata innego człowiek nie znajdzie...
Biję przed tobą czołem, wielki Chanie:
Oddaj mi na Ruś mego brata!