Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-10-16 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1644 |
Dzienikarka telewizyjna traci pracę. Zostaje zastąpiona młodą adeptką, która zdobywa jej posadę przez łóżko. Piętnaście lat poświęconych dla kogoś innego, bez wdzięczności i podziękowań, zmieniają diametralnie podejście Eli do życia.
ODCINEK
„Czas na zmiany”
Denerwują mnie poranki, oczywiście odkąd nie pracuję. Wcześniej było inaczej. Wspólne śniadania, przy których wymienialiśmy nasze poglądy, byliśmy wtedy tacy uroczy. Dziś, po obejrzeniu w samotności brazylijskiego serialu o szóstej rano, mam ochotę wyłącznie na niespełnioną miłość, kłótnie i awantury. To wciąga, jak serial. Odbywam właśnie codzienny rytuał stawiania pasjansa, żeby sprawdzić, czy ktoś dzisiaj w końcu zadzwoni, żeby zaoferować mi cudowną pracę. Dzwonią tylko akwizytorzy kosmetyków, ale nie wydam bezsensownie pieniędzy na kolejny żel, bo ich nie mam. Ma je już tylko Mateusz.
- Znowu stawiasz pasjanse Ela? Popraw mi krawat. Mam spotkanie z zarządem. Spóźnię się.
- Zarząd ma jakieś imię? - spytałam swojego męża.
- Foch? Znowu? - zaczesywał przed lustrem nażelowany pióropusz i czyścił paluchem zęby. Ohyda.
- Kiedy wrócisz Mati? - nie odrywałam wzroku od kart, bo nie dało się patrzeć na ten poranny cyrk.
- Nie wiem, jak się przedłuży, to dam ci znak.
Tak bym chciała, żeby ktoś w końcu zadzwonił.
- Jak się wydłuży, to też daj znak - podniosłam wzrok i widziałam, że jest zmieszany.
- Ela, proszę cię. Te twoje żarciki już mi się przejadły.
Mateusz codziennie rano odbywał ten sam rytuał. Błękitna koszula, żel na włosy i kretyński czerwony krawat. Zawsze się spieszył. Po prostu petarda: szafa, lustro, toaletka, żel, teczka, kurteczka i już go nie było. Prawie, bo zatrzymał się w drzwiach i wrócił do lustra.
- Zrób dzisiaj paellę. Albo nie, same krewetki zrób. Lustro przetrzyj, bo zniekształca. Żelu zabrakło. Zadzwonię do Kwiatkowskiej.
Kwiatkowska, to nasza sąsiadka. Dystrybutor kosmetyków.
- Po co mi o tym mówisz? - spytałam i wypięłam pupkę w jego stronę. Nie zauważył, przeleciał koło mnie, a już myślałam, że coś się ruszy tego poranka.
- Czas… Czas mnie goni. Ostro i do przodu! Jak się prezentuję? Hę? Dam im dzisiaj popalić. Nie siedź godzinami przy tym komputerze i zostaw te karty. Miłego dnia.
Wyszedł. Od pół roku życzy mi miłego dnia! Czasami mówię do siebie. Mój monolog wewnętrzny, który się musi uzewnętrznić jakoś. Podniosłam żel, żeby sprawdzić faktyczną zawartość i monologowałam:
„Urocze. Kosmetyki Kwiatkowskiej. Wiem do czego pijesz, Mateuszu. Dystrybutora chce ze mnie zrobić. Kretyn. Witam, doniosłam panu pachnidła na lata całe. Polecam. Donia Ela”.
Spojrzałam na siebie w lustro i stwierdziłam, że faktycznie zniekształca.
Biodra jakby szersze, znalazłam dwa włosy na brodzie, nową zmarszczkę i nowy pieprzyk na czole.
„Ja pitolę był wcześniej czy nie? Czegoś ci brakuje Elu. Żelu? Miłości? Radości?” - spojrzałam w lustro, a z tyłu, za mną, stał wielki hiszpański kok we włosach.
Carmen moja służąca z Bzowa zawsze pojawia się cicho, bezszelestnie. Najpierw obserwuje przez dziurkę od klucza, co się dzieje. Potem pojawia się, stoi, patrzy i czeka.- Carmen weszłaś tak cichutko. Nawet nie szurasz kapciami. Brawo. Co tam?- Przyniosłam korespondencję dla pana Mateusza - dygnęła. Nie bardzo wiem po co.Carmen, jak już wspomniałam pochodziła z Bzowa. W kartonowym pudełku przywiozła ze sobą trzy sukienki z falbanami w kolorze czerwieni, tylko w różnych odcieniach. W sztucznych pazurkach trzymała listy.
- Połóż proszę. Ładnie wyglądasz. – Delikatnie wyjęłam z jej szczupłych dłoni listy, skierowane do Mateusza.
- Dziękuję.
- Pięknie… Naprawdę! - mam nadzieję, że nie wierzyła w to co mówię, bo codziennie wyglądała identyko.
- Pani śniadanie… - ten piszczący głos drażnił mnie coraz bardziej.
- Postaw - ugryzłam rogalika, który od razu skojarzył mi się z zapomnianą, męska częścią ciała i poczułam się lepiej.
- Jak ci się Carmen układa z mężem? - pytałam, bo coś trzeba było mówić.
- Zmienił się - odpowiedziała nieśmiało.
- Postarzał się? - ciamkałam z rozkoszą, patrząc na jej sandałki.
Książka `Enamorada` otwiera cykl powieści Elżbiety Walczak. `Zakochana brzmi jak enamorada`, to druga część i kontynuacja cyklu. Powstaje trzecia odsłona `Enamorada, truskawki i szampan`
oceny: bezbłędne / znakomite
/zawsze tak mądrym, pięknym i młodym/
same enamorady,
a tu masz ci, babo, klops!
i te schody tylko pod górkę!
No, i ta Carmen z Bzowa
wcielenie typowo polskiej plebejskiej roztropności
i błyskotliwej inteligencji
świat by zwariował
na bank
jak amen w pacierzu!