Przejdź do komentarzyCo Powiedzieć Grekom?
Tekst 7 z 16 ze zbioru: Pierwszy
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2017-11-13
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1665

TEN ŚMIERTELNY


Co Powiedzieć Grekom?


Od wieków, aż po wieki w Grecji czczono różne bożki, opowiadano mitologie i ścierały się różne szkoły filozoficzne. Przeróżnych ludzkich nauk i podań słuchano chętnie w pośrodku Areopagu. Jaką prawdę im przedstawić? Co powiedzieć?


A wszyscy Ateńczycy i przybysze żadną się inną rzeczą nie zajmowali, jeno albo opowiadaniem, albo słuchaniem czegoś nowego.


Wystąpił tedy pierwszy Gilbert i tak do nich przemówił:


„Drodzy Ateńczycy czas najwyższy byśmy uświadomili sobie, że nasza wzniosła kultura zaczyna zmierzać już do upadku.


Osiągnęliśmy wygodny kompromis dla wszystkich religii i mitów; uznaliśmy, że każda grupa może w wolności oddawać cześć swoim bogom. Sami też chętnie dodawaliśmy nowe wierzenia i postacie do naszego panteonu.


Zanim jednak się spostrzegliśmy nasza własna religijność, wpadła w głęboki kryzys. Mitologia nigdy nie była myślą filozoficzną i nikt tak naprawdę nie mógł się z nią zgodzić albo nie zgodzić. Była ona jedynie aurą cudowności i gdy się rozwiała, w żaden sposób nie można jej było odzyskać.


Nie tylko przestaliśmy wierzyć w bogów, ale wręcz zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nigdy w nich nie wierzyliśmy. Opiewaliśmy ich w pieśniach, tańczyli wokół ich ołtarzy. Grali im na flecie i odgrywali komedię…


Zanik wiary w mitologię pozostawił po sobie pustkę, której filozofia nie potrafi wypełnić. Intelektualiści zaczęli bowiem przyznawać się przed światem, że cały czas kręcili się w kółko i powtarzali ciągle to samo. Filozofia stała się niepoważna, a poza tym stała się nudna.


Nienaturalne uproszczenie wszystkiego w ramach takiego czy innego systemu, które ujawniło naraz całą swoją skończoność i daremność. Wszystko jest cnotą albo wszystko jest szczęściem, albo wszystko jest losem, albo wszystko jest dobre, albo wszystko jest złe; w każdym razie wszystko jest wszystkim, tak że nie zostało już nic więcej do powiedzenia; i to właśnie powiedzieli nam filozofowie.


Mędrcy zmieniali się w sofistów, to znaczy retorów do wynajęcia albo zadawaczy zagadek. Filozofowie stali się jedynie specjalistami od zabawiania towarzystwa i kuglarzami.


A zatem dawna mitologia i filozofia, na które, dzielił się nasz świat, wyczerpały się tak, że na dnie zostały dosłownie tylko męty.


Pozostał jedynie pierwszy element; zapomniany w pewnym sensie właśnie dlatego, że był pierwszy. Mam na myśli pierwotne i przemożne, ale ulotne wrażenie, że świat mimo wszystko ma jeden początek i jeden cel, a skoro ma cel, to musi mieć i autora.


Wadą filozofa, było to, że prawdopodobnie ani przez chwilę nie zastanowił się nad tym, że w pospolitych wierzeniach i opowieściach ludzi mniej wykształconych od niego, może jednak coś być.


Zasadnicza kwestia i kryzys wynikają stąd, że dla człowieka czymś naturalnym jest oddawanie czci, nawet oddawanie czci rzeczom wynaturzonym. Idol może mieć postawę sztywną i dziwaczną, ale gest czczenia jest zawsze szeroki i piękny.


Wiara dodaje nam sił i napełnia otuchą. Kiedy wykonujemy gest pozdrowienia i ofiarowania, kiedy wylewamy libację; albo unosimy miecz, wiemy, że dokonujemy rzeczy szlachetnej i męskiej. Czujemy, że wypełniamy jedną z rzeczy, dla których zostaliśmy stworzeni.


Jednak jednocześnie w tym naszym kulcie zawsze odczuwamy coś z kpiny. Kpina ta jest wyraźnie widoczna w ironii, naszych greckich tragedii.


Istnieje jakby dysproporcja między kapłanem i ołtarzem albo między ołtarzem i bóstwem. Kapłan robi nieomal wrażenie bardziej majestatycznego i świętego niż sam bóg. Cały porządek świątyni jest solidny, zdrowy i zadowalający dla pewnych części naszej natury, z wyjątkiem środka tego porządku, który wydaje się nam dziwnie zmienny i wątpliwy jak roztańczony płomień.


Wygląda to tak jakbyśmy mieli stosunek do swych bogów zgoła dziwny i niepokojący. Oglądając tragedie widzimy, że wszyscy uznajemy konflikt boga i człowieka, ale też widać jakbyśmy nie byli pewni, który jest bohaterem a który złoczyńcą.


Ta wątpliwość występuje nie tylko u takich sceptyków jak Eurypides w Bachantkach, ale także u umiarkowanych konserwatystów jak Sofokles w Antygonie, a nawet u prawdziwego reakcjonisty Arystofanesa w Żabach. Wygląda więc to tak jakbyśmy wierzyli w szacunek, ale nie mieli kogo szanować.


Całe znaczenie nam umyka, jeśli nie dostrzegamy, że bóstwa te oznaczają cienie, którymi sami jesteśmy, i cienie, za którymi gonimy. W pewnych aspektach społecznych i dotyczących ofiary, mity sugerują w sposób naturalny, jaki rodzaj boga mógłby usatysfakcjonować człowieka; tylko że człowiek nie satysfakcjonuje się mitami.


Jednym słowem, mitologia jest poszukiwaniem; jest czymś, co łączy w sobie powracające

pragnienie z powracającą wątpliwością, mieszając najbardziej pożądliwą szczerość poszukiwania miejsca z najmroczniejszym, najgłębszym i najbardziej zagadkowym brakiem dbałości o miejsca już odnalezione. Samotna wyobraźnia mogła doprowadzić ludzi aż dotąd; w następnej kolejności będziemy musieli zająć się samotnym rozumem. Ani przez chwilę w ciągu całej wędrówki tych dwoje nie podróżowało razem.


Politeizm nigdy nie był wizją świata zaspokajającą wszystkie dziedziny życia; kompletną i złożoną prawdą, mającą coś do powiedzenia o wszystkim. Zaspokaja jedynie część potrzeb duszy ludzkiej – potrzebę wyobraźni i ceremoniału.


Lecz ponieważ mitologia nie zapewnia wszystkich potrzeb, z innymi musieliśmy zwrócić się gdzie indziej. Potrzeby umysłu i rozumu starała się zapewnić filozofia. Rzadko jednak zdarzało się by wtrącała się ona do religii.


Arystoteles, ten kolos zdrowego rozsądku, był chyba największym, a na pewno najbardziej praktycznym ze wszystkich filozofów. Nie przyszłoby mu jednak do głowy, by stawiać Absolut obok Apolla.


Nigdy nie zaistniał konflikt, w którym jedno zniszczyłoby drugie, ani układ, w którym jedno z drugim byłoby całkowicie pogodzone. Z pewnością te dwie sfery nie współpracują ze sobą; filozof jest raczej rywalem kapłana. Obaj niejako przyjęli pewien podział funkcji społecznych i pozostali elementami tego samego systemu.


Ateńczycy, jak już zaznaczyłem wcześniej, dzisiejsza filozofa już upada, przez ciągłe kręcenie się w kółko i fałszywe upraszczanie. Pokusą filozofów jest bowiem raczej prostota niż wyrafinowanie. Zawsze pociągają ich szalone uproszczenia, podobnie jak ludzi balansujących nad przepaścią fascynuje śmierć, nicość i pustka. Trzeba nam innego rodzaju filozofa…


Jeśli chcemy uchronić naszą cywilizację przed zagładą, potrzebujemy nowej filozofii i nowej religii. Czy raczej czegoś, co raz na zawsze połączy w jedno, te dwie odmienne właściwości człowieczeństwa – rozum i duchowość – dając odpowiedź i pełne zaspokojenie wszystkich potrzeb człowieka.


Ta niezwykła metoda istnieje. Widzieliśmy już tyle dziwnych religii, że można by nimi zapełnić dom wariatów. Jednak ta jest jeszcze dziwniejsza i naprawdę nowa, gdyż prawdziwa.


Jest tym idea zupełnie niewiarygodna i cudowna. Jest nią Boże Narodzenie. Posłuchajcie! Bóg urodził się z dziewicy i jak każde zwykłe dziecko, był całkowicie zależny od matki. Paradoks! Ręce, które stworzyły słońce i gwiazdy, były za małe, by dosięgnąć ogromnych łbów zwierząt!


Bóg, który do tej pory otaczał okrąg ziemi, nagle pojawił się w środku, a środek okręgu jest przecież nieskończenie mały. Nie urodził się w pałacu, lecz w stajni i jaskini. Tam właśnie schroniła się pod ziemię razem ze zwierzętami bezdomna para, której zatrzaśnięto przed nosem drzwi zatłoczonej gospody; tam, niby pod stopami przechodniów, w piwnicy pod podłogą świata, urodził się Jezus Chrystus.


Już w tym jednym fakcie widać przebłysk rewolucji, jakby odwrócenia świata do góry nogami. Na próżno próbowalibyśmy powiedzieć coś adekwatnego o wpływie, jaki koncepcja bóstwa urodzonego poza nawiasem społeczeństwa, a nawet wyjętego spod prawa, wywiera na całą koncepcję prawa i jego obowiązki względem ubogich i odrzuconych.


Jest bowiem paradoksem tej grupy w jaskini, że choć na jej widok ogarniają nas uczucia dziecięcej prostoty, nasze myśli o niej mogą rozrastać się i komplikować w nieskończoność. Nie umiemy zakończyć nawet naszych własnych rozważań o dziecku, które było ojcem, i o matce, która była dzieckiem.


W dziwnym podziemnym miejscu możemy odkryć wszystko, o czym do tej pory śniliśmy. Coś, co lepiej od drewnianego idola miało spełniać funkcję wiecznego fundamentu ludzkiej rodziny; prawdziwe bóstwo domowego zacisza. Mamy się z czego cieszyć: wydarzenie to ziściło nie tylko mistyczne, ale i materialistyczne przeczucia mitologii.


Ta opowieść jest zgodna z tym, czego szukaliśmy. Myliliśmy się w wielu rzeczach, jednak nie myliliśmy się w przekonaniu, że to, co święte, może mieć mieszkanie i że bóstwo nie musi pogardzać ograniczeniami czasu i przestrzeni.


W niezmordowanym czuwaniu w nawiedzonych miejscach i w zawiłym labiryncie mitów kryło się prawdziwe ludzkie pragnienie. Spełnia się ono w istocie Bożego Narodzenia – w micie prawdziwym!


Otóż żadna inna opowieść, żadna legenda, filozoficzna anegdota ani fakt historyczny nie wywołuje tego dziwnego i przeszywającego odczucia, jakie wzbudza na świecie ta nowa wiara. Żadne inne narodziny boga, ani dzieciństwo mędrca, nie przypominają nam Bożego Narodzenia ani czegoś bliskiego Bożemu Narodzeniu.


W efekcie ta nowa nauka może z olbrzymim sukcesem przejąć to popularne przedsięwzięcie, jakim jest dostarczanie ludziom legend i ceremoniału. Nie ma powodu by, jak teraz jakiemuś miejscu patronują fikcyjni bogowie, tak niedługo patronowali mu prawdziwi święci. Nie ma problemu by, jak dziś rzeźbimy mitologiczne boginie, byśmy niedługo rzeźbili Matkę Boską.


Mity zaspakajały niektóre z naszych potrzeb – przede wszystkim potrzebę wykonywania określonych czynności w określone dni, dwie bliźniacze potrzeby świętowania i ceremoniału. To wszystko mamy też w tej nowej nauce, lecz znajdujemy w niej jeszcze więcej, bo, mimo że mity wyposażyły nas w kalendarz, nie dały nam filozoficznych prawd wiary.


Tutaj znajdujemy pierwsze pogodzenie rozumu i religii. Nigdy przedtem nie było takiego przymierza kapłanów i filozofów. Mitologia szukała Boga przez wyobraźnię, szukała prawdy za pośrednictwem piękna. Wyobraźnia jednak ma własne prawa i w związku z tym swoje zwycięstwa, których nie mogą zrozumieć ani logicy, ani przedstawiciele nauki.


Są to różne elementy, zwykle sobie przeciwstawiane, a mimo to tworzące jedność; chrześcijaństwo, jako jedyne potrafi je pogodzić.


Pierwszym jest ludzkie instynktowne pragnienie nieba, które byłoby tak dosłowne i niemal tak bliskie jak własny dom. To właśnie usiłowali wyrazić wszyscy poeci i poganie tworzący mity, że konkretne miejsce musi być świątynią boga albo mieszkaniem błogosławionego, że kraina czarów jest prawdziwą krainą a powrotowi duszy z zaświatów musi towarzyszyć zmartwychwstanie ciała.


Drugi element chrześcijaństwa to filozofia większa niż inne filozofie. Filozofia ta wygląda na świat przez sto różnych okien, podczas gdy stoicyzm wygląda tylko przez jedno okienko. Jest to filozofia uniwersalna. Filozofia dotychczasowych filozofów taka nie była.


Jest to filozofia bardziej pojemna, wykraczająca poza śmiałe lub niezobowiązujące frazesy. Innymi słowy, jest w niej coś więcej; ludzka egzystencja dostarcza jej więcej tematów do rozmyślań, a życie – więcej radości.


To wszystko obiecuje nam ta nowa nauka: lepszą pełniejszą filozofię – zaspokajającą nasze potrzeby rozumu; ciekawszą i bardziej niezwykłą, od najdziwniejszych mitologii, historię – spełniającą naszą potrzebę opowieści; nowe nie mniej tajemnicze i wzniosłe ceremoniały, święta i uroczystości religijne; nowe świątynie i miejsca kultu; nowe, piękniejsze, wizerunki bogów, przed którymi możemy skłaniać swe czoła.


To wszystko otrzymamy, jeśli uznamy tego nowego Trój-jednego Boga. Boga, który narodził się z dziewicy Matki Boskiej. Który umarł i ożył.”.


Słyszał tą mowę Clive i niezupełnie ukontentowany, wyszedłszy po nim, powiedział tak:


„Ateńczycy! Chce wam przede wszystkim, przypomnieć pewną opowieść… Opowieść, którą wszyscy zapewne doskonale znacie. Jest to historia mówiąca o upadku człowieka; o jego upadku moralnym i duchowym. Wszyscy uświadamiamy sobie, że gdzieś w dawno zapomnianych wiekach historii, zdarzyło się coś strasznego; coś, co zburzyło naturalny początek. Wasza mitologia oddaje to opisując otwarcie Puszki Pandory…


Nie twierdzę, że cała tamtejsza historia jest zupełnie prawdziwa. Faktem jednak jest, że zdarzyło się coś okropnego, coś, co sprowadziło na nas te wszystkie nieszczęścia, które ciągle doświadczamy. Widzimy, że cały świat został stworzony dobrze, mimo to widzimy, że sami nie jesteśmy dobrzy. Zatruwa nas chciwość, pycha, obłuda i nieuczciwość. Nie jesteśmy wstanie sami znaleźć drogi, która rozwiązałaby te problemy. Nie potrafimy sami się zmienić.


Dlatego też Bóg który stworzył świat, stał się człowiekiem by umożliwić nam taką zmianę. Nie sądźcie, że przedstawiam wam jakąś bajkę, albo czczy wymysł. I wy macie przecież historie, które mówią o tym jak bogowie przyjmują ludzkie postacie. W jednej z nich jakiś człowiek, pół-bóg, zostaje wyniesiony do rangi boga. Możecie zatem wyobrazić sobie, że – nie jakiś pół-bóg – lecz najwyższy z bogów, Bóg prawdziwy, zniżył się do stania się człowiekiem i przyjął ludzką postać.


A zrobił to by nam pomóc. Był to akt wielkiej pokory i wspaniałomyślności. Stając się człowiekiem Bóg utarł dla nas drogę, dając nam możliwość osiągnięcia doskonałości. Człowiek upadł gdyż próbował się uniezależnić, zachowywać się jakby należał do samego siebie.


Niestety, Boża pomoc jest nam teraz potrzebna w tych rzeczach, których Bóg ze swojej natury nigdy nie czyni – to jest w poddaniu się, cierpieniu, uległości, umieraniu. W naturze Boga nie istnieje żaden odpowiednik tego procesu. Więc akurat ta droga, na której najbardziej potrzebujemy Bożego przewodnictwa, okazuje się drogą, której Bóg ze swojej natury nigdy nie przebył.


Bóg może się dzielić tylko tym, co ma – tego zaś, co nam jest właściwe, w swojej naturze nie ma. Jednak gdy Bóg stał się człowiekiem – gdy nasza ludzka natura, zdolna do cierpienia i śmierci, stopiła się z naturą boską w jednej osobie — wówczas taka osoba mogła nam pomóc. Ktoś taki właśnie zrezygnował z własnej woli, cierpiał i umarł jako człowiek. A ponieważ był Bogiem mógł zrobić to doskonale.


Teraz zaś zmartwychwstał i dzięki jego doświadczeniu możemy stać się nowymi ludźmi.”.


Jakoś w tym czasie Apostoł Paweł*, przebywał w tamtych stronach. I on też stanął w pośrodku Areopagu i tak przemówił:


„O Ateńczycy, we wszystkim widzę was wysoce pobożnymi. Przechodząc bowiem i patrząc na świętości wasze, znalazłem też ołtarz, na którym było napisane: Nieznajomemu Bogu.


Co tedy nie znając czcicie, to ja wam zwiastuję. Bóg, który stworzył świat i wszystko, co na nim jest, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką uczynionych. I nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie, tchnienie i wszystko. On to uczynił, że od jednego cały rodzaj ludzki zamieszkuje na całej ziemi. Zakreślił też czasy i granice ich zamieszkania, żeby szukając Boga, znaleźli Go niejako po omacku, choć nie jest daleko od każdego z nas.


Albowiem w Nim żyjemy i ruszamy się, i jesteśmy, jak i niektórzy z waszych poetów powiedzieli: Żeśmy rodziną jego. Będąc tedy rodziną Bożą, nie mamy rozumieć, żeby złotu albo srebru, albo kamieniowi misternie rytemu, albo wymysłowi człowieczemu, Bóg miał być podobny. Jeżeli Bóg był pobłażliwy dla czasów nieświadomości, to obecnie nakazuje wszystkim ludziom, aby wszyscy i wszędzie czynili pokutę.


Bo wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat w sprawiedliwości przez męża przeznaczonego na to, o czym upewnił wszystkich, wskrzeszając go z martwych.”


Każdego mowa inna była. Który zatem z tych mężów dobrze i zupełnie prawdziwie, wyłożył im drogę Bożą?


[KONIEC]


*Dzieje Apostolskie 17, 22.

  Spis treści zbioru
Komentarze (7)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Co odpowiedzieć Grekom? Sądzę, iż należałoby im rzec, by nie lękali się, albowiem murem za Nimi stoi Ich potężna nieśmiertelna grecka kultura i dzielne Ich Wielkie Przodki :)
avatar
Bardzo pouczające opowiadanie, technice tak potrzebną wiarą w duchową wieczność.
avatar
Dziękuję za komentarze.
Wiara i chrześcijaństwo jest najpotrzebniejszą z rzeczy których potrzebuje człowiek. Szukajmy zatem Boga, poprzez czytanie Pisma Świętego. W nim bowiem Stwórca zawarł całą prawdę, dając nam ten list z nieba, abyśmy Go poznali i wzrastali w Chrystusie; będąc gotowi rodzić wszelkie dobre owoce i wydawać świadectwo prawdzie.

Niech więc nikt Biblii nie lekceważy, niech raczej przeczyta ją kilkukrotnie. Aby nabyć mądrości i podobać się Bogu.

Pozdrawiam wszystkich wierzących i szukających,
Ten Śmiertelny

Do Rzymian. 15, 4. A wszystko, cokolwiek jest napisane, dla naszego pouczenia napisane jest, abyśmy przez cierpliwość i pociechę z Pism świętych nadzieję mieli. 5. A Bóg cierpliwości i pociechy niech skłoni was do jednomyślności wzajemnej według Jezusa Chrystusa, 6. abyście jednomyślnie i jednymi usty chwalili Boga i Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa.
avatar
Przeszłość NIE UCZY nas niczego. W 3. tysiącleciu po Chrystusie nadal NIE WIEMY,

j a k i m cudem

na stromej przełęczy

w prekolumbijskich Andach peruwiańskich

na wysokości 2,4 tysięcy metrów nad poziomem morza

bez znajomości ni "Biblii", ni koła, ni dźwigu, ni maszyn tnących

z wielodziesięciotonowych idealnie wpasowanych bloków

zbudowano potęgę

Miasta Bogów

Machu Picchu

??
avatar
Inkowie poza kipu /pismem sznurkowym/ NIE ZNALI żadnego innego pisma;

cała ich literatura opierała się na przekazach u s t n y c h

/mówionych, śpiewamych/

co oznacza, że

BEZ ŻADNYCH KONTAKTÓW

z chrześcijańską Europą

s a m i

stworzyli swoją własną zdumiewającą cywilizację

z jej kulturą agrarną, wiszącymi mostami, 60 tysiącami kilometrów dróg, systemem nawadniania, architekturą, rzeźbą, komunikacją werbalną wśród różnojęzycznych plemion od Kolumbii, Ekwadoru i Peru przez Boliwię i Chile do Argentyny. To razem jak obszył z kawałem 2 tysiące kilometrów w wymiarze wertykalnym /południkowym/!

Co scalało tych ludzi, skoro my-Polacy /w maciupeńkiej naszej Polsce/ d z i s i a j za Chiny nie potrafimy się dogadać??

..............

ZADANIE DOMOWE

Co nam o tamtym inkaskim świecie mówią "Stary..." i "Nowy Testament"


??

...............

PODPOWIEDŹ

Gdyby nie biedny Kolumb, który "odkrył Amerykę",

/o której ani jednego słowa w "Piśmie Świętym"/

dalej myślelibyśmy, że Australia to taka pomyłkowa Austria

;(
avatar
Co powiedzieć /starożytnym/ Grekom

?

Może to, że również ich Czasoprzestrzeń - jak za czasów kompletnie nam nieznanych Vilcabamby i Urubamby - ma swoje

nie-prze-kra-czal-ne

krawędzie

??
avatar
Entropocentryczny punkt widzenia to dla współczesnego świata głęboka przeszłość. Ziemski ekonomiczno-polityczny strategiczny punkt ciężkości - wraz z Katarem i Dubajem - po bandzie! - przesunął się w głąb Azji, i wszelkie świetlane perspektywy otwierają się wcale nie dla skonfliktowanej "zgniłej" Ameryki i raczej jednak nie dla Unii... a dla Azjatów. Wszyscy siedzimy w ich kieszeni, i już mają nas w garści.
© 2010-2016 by Creative Media
×