Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2017-12-31 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1951 |
ZŁE INTENCJE
O kawie słyszałem w połowie 2016. O tytoniu słyszę wciąż. Co jakiś czas dochodzą mnie wieści na temat narkotyków, detergentów, piwa, paliwa, węgla, wędlin, pieczywa. A ostatnio nawet sklepikarz poinformował mnie, że fałszowane są monety zlotowe. Nie, nie przez podziemie przestępcze, ale bank emisyjny. Że z gorszej jakości surowca są wykonane, bo tak taniej. Nie uwierzyłem, ale zacząłem mieć wątpliwości, gdy automat w autobusie zaczął odmawiać traktowania ich jako pełnowartościowych, obiegowych monet i ja wrzucałem, a on wypluwał. Jakby chciał powiedzieć: daj mi prawdziwe złotówki!
Nie konsumuję, ale słyszałem od wielbicieli, że amfetamina, znana jako łupież szatana, wzbogacana jest tańszymi, ogólnodostępnymi białymi proszkami. Marihuanę nasącza się różnymi substancjami w celu zwiększenia wagi, a jeden z kolegów udowadniał mi, że nabyta przezeń porcja została oszukana poprzez dodanie tłuczonego szkła. Cóż za inwencja twórcza!
Detergenty, piwo i pieczywo to banalne aspekty tego procederu. Konsumenci bezakcyzowego tytoniu wspominali mi wielokrotnie o znajdowanych w nim domieszkach. Liście roślin różnych jakby same się tu nasuwały, ale pióra?
Do kawy mielonej – to oficjalnie zbadane – dodawane są różne dziwności. W pamięci utkwiły mi żołędzie, ale w skład kawy mielonej wchodzą także i bardziej niespodziewane składniki.
Takie oszustwa mamy niejako wpisane w oprogramowanie człowieka, ale niegdyś się to zdarzało, a dziś są to rozwiązania systemowe. Bo o ile taki diler narkotyków robi to wciąż chałupniczo, tak jak handlarz bezakcyzowym tytoniem, to już producent kawy podchodzi do tematu zupełnie inaczej. Diler korzysta z tego, co ma w domu lub kupuje w osiedlowym sklepie. Ale producent kawy, aby domieszać do niej żołędzie musi zorganizować ich skup. Wiedząc, że jego produkt jest kontrolowany i styka się z konkurencją, musi też wydać forsę na badania, które dadzą mu wiedzę ile ich dodać, jakiej należy je poddać obróbce wstępnej i jak te wszystkie domieszki grają ze sobą, aby efekt finalny wciąż smakował jak kawa i drastycznie nie odbiegał od oferty konkurencji. Ile energii i środków trzeba zaangażować w takie oszustwo! To, owszem, twórcze jest myślenie, ale taka twórczość jest przez nas pożądana? No i taki twórca musi przecież z tyłu głowy mieć świadomość tego, że on wymyśli przednią podróbkę kawy, ale sąsiad z domku obok wymyśli jak chrzcić benzynę, a facet z innego miasta opracuje sprytną formułę jak podrobić kupowany przez niego proszek do prania. I oni się tak w tym wymyślaniu/zamylaniu ścigają!
Co więcej, odkrywcą prawa na ten temat jest Kopernik, wybitny polski ekonomista. Ale w świadomości światowej wymyślił to jakiś Grisham. No i nie zawsze jest tak, że taki krętacz twórczy osiąga dzięki temu jakieś zyski, ale ja zadaję sobie pytanie, czy energia zużyta na tego rodzaju twórcze rozwiązania nie pozostaje bez wpływu na cenę produktu? Czy to nie jest tak, że mogąc nabyć tańszy i prawdziwszy produkt nabywamy droższy, bo jako konsumenci musimy sfinansować te szachrajstwa?
Kawa z żołędzi, kawy i innych domieszek, i tak rano sprawi, że rano szerzej otworzą nam się oczy, a ciśnienie krwi wzrośnie, bo to efekt placebo. Ale czy nie da się pójść dalej i wytwarzać kawo podobnego produktu bez kawy, ale tylko z lokalnie dostępnych półproduktów, ale mającego podobne działanie? Oficjalnie i otwarcie?
oceny: bezbłędne / znakomite
W NRD, skoro nie radzono sobie z uprawianiem, to nauczono się produkować ziemniaki!
A z naszych rodzimych dokonań:
Kilka lat temu zakupiłem w "biedronce" serek topiony z szynką, i z informacją, że produkt może zawierać soję pochodzącą z szynki(!).