Autor | |
Gatunek | przygodowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-02-09 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1610 |
Wydmy
Ogromna Sahara, piaskowe wydmy zmieniające swe kształty i miejsce. Raz były tu, innym razem paręset metrów dalej. Czy to na pewno one? Oczywiście.
Ciii – posłuchajmy, co mówią.
Oto jedna z nich opowiada historię wody, która była twarda jak głaz.
– Niemożliwe – zasyczało suche podłoże.
– Ależ, jak najbardziej wiarygodne - przekonywała je hałda gorącej, „sproszkowanej” ziemi.
Nadeszły afrykańskie ciemności.
– O rany, znowu wylezie z nory ten rudzielec i będzie się mądrował – zajęczał malutki kopczyk.
– Mówiłyście coś o mnie? – zapytała samiczka liska zwana Psikutką, która rzeczywiście stanęła na swych krótkich łapkach, niszcząc doszczętnie niewielki wzgórek.
– No co tak milczycie?
– Nie chce nam się gadać, a i najbardziej zainteresowaną tobą, właśnie rozdeptałaś - odpowiedziała wielka góra, gorącego jeszcze piachu. Po czym zamknęła sypiące się powieki i zasnęła, jak jej siostry.
Pustynne liski
– Takie to to nietrwałe a mądrzy się – piuknęła fenniczka i podrapała za lewym uchem.
– Wyłaź skorku, bo mi przeszkadzasz, poza tym za dwa dni będę musiała dłubać pazurami w moim kanaliku słuchowym wyciągając po kolei twoje nędzne cielsko.
Owad, pełen strachu, opuścił ciepłe schronienie i poszedł w siną dal.
– Hej, panie ładny, wstawaj! – wrzasnęła do męża. – Ja sama mam starać się o posiłek? Żarty chyba, czas na polowanie.
Z przytulnego gniazdka wyjrzały oczka, zaraz po nich pokazał się czarny nosek.
– Już moment - powiedział, ziewając, samczyk.
Nagle pojawił się wiatr. Liski skierowały kosmate pyszczki w jego stronę. Zamilkły. Wiedziały, że on dbał o pustynny ład, ostrzegał, bywał sprzymierzeńcem, ale i pogromcą. Zwierzęta znały różne jego oblicza. Czuły więc szacunek z domieszką respektu.
- Witamy pana – powiedziały cicho.
- He, hej – zawył władca Sahary. – Na co macie ochotę?
- Oj, zjadłoby się tłustego chrząszcza – pisnął mąż Psikutki.
- Podano do stołu – powtórnie zawyło wietrzysko i przyniosło ze sobą zapach mięska. – Idźcie za mną.
Liski ruszyły, wyprężając małe, ale zgrabne ciałka. Po chwili ujrzały odkryte gniazdo pełne owadów. Spały.
- Mamy je, dziękujemy panu, ale ich pomocnik już się oddalił, nie usłyszał słów zwierzątek.
- Do roboty – pisnęła samiczka. – Ty z lewej, ja z prawej, otoczymy tych leni – wydała rozkaz ukochanemu.
Pazurki poszły w ruch, otumanione ofiary nie miały szans na ucieczkę. Słychać było tylko chrzęst rozrywanych pancerzyków i mlaskanie.
Nadchodził poranek. Zaraz skwar zaleje pustynię, ale na szczęście liski już były w swojej norce, śniły o nowej nocy.
Taka jest właśnie Sahara i jej zasady.
Koniec.
Bajka 37
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
"Otoczymy tych leni", ale wstyd, nie umiem odmieniać przez przypadki! Cholercia. Powinno być: kogo? co? otoczymy - te lenie, a ja napisałam w dopełniaczu, kogo? czego? (nie ma), ale... :)) Bajka.