Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-02-22 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1458 |
OBRZYDLIWA ULICA /25/
Warto by jeszcze dodać parę rzeczy godnych uwagi – chociażby to, że na pierwszy rzut oka Obrzydliwa Ulica wydawała się dłuższa od naszej.
Nasza wyglądała przy niej na fragmentem czegoś – jakby była zaledwie pomysłem na ulicę. Wyrastała wzdłuż polnej drogi, miała chodnik tylko po jednej stronie i urywała się nagle przy zbiegu z Obrzydliwą Ulicą, kończąc się numerem sześć. Dalej ciągnęły się jakieś podmokłe zagony, a za nimi, na pagórek pięły się ogrody otoczone siatką, przy której rosły gęste krzewy malin, agrestu i drzewa owocowe. Nieutwardzona droga biegła w dole pagórka. Przy deszczach i roztopach miejscami była nie do przebycia, toteż położono tam deskę ułatwiającą przedostawanie się na początek suchej ścieżki biegnącej górą przy siatce ogrodów. Po drugiej stronie drogi ciągnął się wysoki nasyp kolejowy odgrodzony od niej najpierw drewnianym parkanem a później, gdy ten się rozpadł - betonowym płotem.
Niespodziewane zakończenie naszej ulicy numerem 6 tylko pozornie było absurdem. Pozostałe pięć numerów należało do ogrodów i może jeszcze do jakiegoś parterowego domku za nimi. Śladem tego była stara odrapana tabliczka na furtce do jednego z nich. Mało kto miał świadomość, że tak naprawdę naszą ulicę kończy Czarcia Górka i położony na niej cmentarz – a więc też ogród - który można by oznaczyć wymownym numerem zero.
Ten kawałek przestrzeni – z pasem dziko rozrastającej się łąki przy płocie kolejowym, z zagonami rabarbaru, ogrodami i wydeptaną drogą miał zupełnie wiejski charakter i w suche dni mógł służyć za doskonałe miejsce na krótką przechadzkę.
Uroków Czarciej Górki na ogół nie starano się poznawać, jeśli nie było takiej konieczności – a niesłusznie. Wprawdzie wiosną i latem ogrody przyciągały większą uwagę, ale jesień na Czarciej Górce była czymś szczególnym, co oglądali tylko uczestnicy konduktów pogrzebowych.. O tej porze roku rosnące tu klony zrzucały swoje liście, zasypując wszystko dokoła kolorami rdzawej żółci, wyblakłej czerwieni, brązu i delikatnego pomarańczu. Kontrastowała z nimi czerń pni drzew, metalowego parkanu, ogrodzeń przy niektórych grobach, marmurowych płyt nagrobnych i ścieżek cmentarnych, jeśli wymieciono liście. Za cmentarzem widoczne były budynki magazynów wojskowych – czerwone, z małymi oknami.. Biegł tam również boczny tor kolejowy, na którym niekiedy pojawiał się parowóz z kilkoma wagonami towarowymi.
Kolor cegły idealnie zlewał się z paletą jesiennych barw wypełniających cmentarz. Byłby to widok może i pełen romantyzmu, bowiem dalej, w dziko zarośniętym jarze płynęła rzeka a za nią zaczynał się las... Niestety, to wrażenie psuł fakt, że magazyny wojskowe swoim wyglądem zadziwiająco przypominały oświęcimskie baraki w obozie koncentracyjnym. No cóż... Takie to już u nas było to stare budownictwo.
W tym przypadku zamykające ulicę ogrody i cmentarz raczej wskazywały na jej koniec, podczas, gdy zabudowa oznaczona rosnącymi numerami wskazywała na jej początek. Takie dziwactwo...
Serdecznie pozdrawiam.