Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-05-12 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1525 |
Umieranie mojego Ojca zaczęło się na wiosnę. Ale dopiero jesienią wiedział, że przyszło. Kiedy poranne odksztuszanie krwawo zabarwiło kilka szmatek wyciętych i podanych ręką matki. Odtąd czuł, jak kawałek po kawałku rwie się jego życie. Chropowate, trudne, niesprawiedliwe, za szybkie, za krótkie, za chciwe...
Najpierw chował te szmatki, żeby matka nie litowała się nad nim. Zawsze był twardy, gdyby musiał znosić jej łzy, a nie daj Boże, litość! Coś mu tam powiedziała, bo przecież zostali sami. Byli potrzebni tylko sobie. A właściwie sobie też już nie byli potrzebni. Co rano, przechodząc obok, udawali brak zainteresowania. Nie, nie myśleli o sobie jak o humorzastych staruszkach, raczej jak o nieprzewidywalnych ludziach, którym zawsze brakowało odwagi, szczerości i wszystkich innych uczuć, by być ze sobą. Nie wierzyli w starość, która zagarnia dla siebie wszystko. Byli tylko na siebie źli, że minął czas, którym się tak naprawdę nigdy nie podzielili.
Dopiero teraz, kiedy matka znajdowała tu i tam kolejne zakrwawione chusteczki, wzdychała, ładując je do pralki i nastawiając program szybkiego prania, jakby miał zmyć tę Ojca chorobę i położyć kres jej milczeniu. Ale gałganków przybywało, w końcu matka musiała pociąć jakieś stare lniane koszule. Ojciec nie lubił wycierać twarzy papierowymi chusteczkami, zawsze wkładał do kieszeni spodni prawdziwe, tylko one gwarantowały mu komfort. Pachniały smarem, potem, wodą kolońską, tytoniem, czasem alkoholem.
Nie mogłam znieść widoku Ojca wbitego w wersalkę. Wyglądał jak szmaciana zabawka wypłowiała przez lata, zużyta, bezwartościowa. Blady, bez żadnej miny, ze zgasłymi oczyma miał twarz obcego człowieka. Wcześniej widziałam oczy mojego Ojca pełne furii, złości, zapału, odwagi, pasji, siły. I wtedy, gdy rzucał, czym popadnie lub klął jak szewc. I wtedy, gdy śpiewał swoją ulubioną kolędę „Wśród nocnej ciszy” i gdy przytulał wnuki, i gdy milczał skupiony nad kolejnym drewnianym dziełem raczej jak artysta niż jak rzemieślnik.
Czasem nie pozwalał na to, by go kochać, czasem wręcz kazał wszystkim, by go nienawidzieć. Marzyłam, że kiedyś poznam prawdę o nim. To się stało kilka dni przed jego śmiercią. Mama poprosiła, żebym zastąpiła ją na kilka godzin w sobotnie przedpołudnie. Ojciec nie mógł już samodzielnie oddychać. Pomagała mu w tym aparatura, ale maska drażniła go i od czasu do czasu zdejmował ją a powietrze przelatywało ze świstem przez jego przeżarte płuca. Nie mógł mówić, bo rak przeżarł mu też przełyk, ale za każdym razem, gdy odkładał maskę, wypowiadał kilka słów. Wyszła z tego spora pogawędka. Już nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy, ale wtedy poczułam bliskość Ojca, o jakiej kiedyś tylko mogłam marzyć. Nie patrzyłam mu w oczy, bo wiedziałam, że się rozbeczę. Snuł jeszcze plany, że pojedzie do Łodzi i tam na pewno mu pomogą. Kiwałam głową z kłamliwą aprobatą i coraz mocniej ściskałam jego rękę.
Kiedy wymagała tego sytuacja, Ojciec kasłał, odchrząkiwał, wypluwał i wycierał sobie usta, zostawiając w szmatkach cząstki swojego ciała. Przez chwilę te zakrwawione i zaflegmione szmatki trzymał przy sobie, jakby wierzył, że są naprawdę jego częścią, która jeszcze żyje. Potem pozwalał mi wyprać je i rozwiesić na grzejniku w łazience. Wiedział, że potrzebuję chwili, by przyszło uspokojenie. Cierpliwie czekał aż wrócę, by znów coś mi powiedzieć.
Za którymś razem nie wywiesiłam chusteczki, która przesiąknęła zapachem śmierci mego Ojca. To był najlepszy moment, by coś pozostawić po nim. Wszystkie inne zostały spalone, ten sam los podzieliły jego ubrania. A moja matka zaczęła używać tylko papierowych.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
Niskie do ziemi ukłony dla mocy talentu pisarskiego Autorki