Przejdź do komentarzyPracowałem z nimi 1
Tekst 6 z 32 ze zbioru: Duperelkowate
Autor
Gatunekprzygodowe
Formaproza
Data dodania2018-05-26
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1618

PRACOWAŁEM Z NIMI 1

Trawestując stwierdzenie Fenka, że gdyby nie pił, to nie spotkałby tylu ciekawych, ja powiem: gdyby nie praca zarobkowa to bym ich nie poznał. Kiedy spotykasz ich w sklepie, na ulicy to oni są normalni. Ale spędź z nimi 8,10 godzin w pracy – więcej niż z żoną w domu w ciągu dnia – a przekonasz się, że to świry ( w pozytywnym najczęściej  tego słowa znaczeniu) pełną gębą. I że życie, a praca w szczególności, dzięki nim jest o wiele ciekawsze, pełne smaku. Że warto się obudzić następnego dnia, by ich spotkać. Wiem, ze nikt o nich nie będzie za lat kilka pamiętał. Poza mną. Więc dzielę się swymi doświadczeniami. Oto kilku z nich. Słuchałem tego, co gadali i widziałem, co robili.

MIETEK. Pamiętam taką sytuację z czasów, gdy firma w której pracowałem nazywała się „Iskra”. Mietek wchodzi do szatni i mówi do siedzącego w niej mistrza:

Żuk się wywrócił na Krakowskiej.

Ale co? Jechałeś tym żukiem?

Nie.

No to o co chodzi?

Trzy dni urlopu chciałem.

ANDRZEJ.  Zmęczony, bez zapału do pracy, ziewający. Koledzy pytają, czemu? Andrzej ma lat prawie 60. Odpowiada:

Wczoraj, trzy godziny gry wstępnej, trzy godziny stosunku i normalnie nie zostało czasu na sen przed pójściem do pracy.

TADEK. 62 lata, zawsze uśmiechnięty, chodząca radość życia.

Zakręcając wodę pod prysznicem mówi: dobra, reszta w pościel.

Zapinając rozporek nad pisuarem: dobra, reszta w majtki.

A kiedy kolega zastaje go sikającego po ciemku w kiblu i pyta czemu, słyszy w odpowiedzi: a co będę na chuja patrzył!

MATEUSZ. Opowiada historie. A to o tym jak na polowaniu strzelał do dzika, ten upadł, a po wszystkim w czasie oględzin nie ma śladów po kuli. Po dokładniejszym badaniu wychodzi na jaw, że trafił go w oko, po czym zamknęła się powieka, a kula wyszła odbytem.

Albo o tym, że w wiosce, gdzie mieszkał mieszkała też szamanka/szeptucha, która lubiła jeść kleszcze.

HUBERT DROGOSZ.  Wymieniam go z nazwiska, bo to zły człowiek. Kiedy został mistrzem kotłowni, w której pracowałem, zapytał, czy nie odbywa się wydawanie szlaki tak, że suwnicowy najpierw sypie węgiel, a potem po wierzchu zasłania go szlaką? Tyle lat tam pracowaliśmy i nikt z nas nie wpadł na to, że tak można okradać firmę. Psychologowie nazywają to projekcją.

A kiedy jego tatuś nas przejął jako firma outsourcingowa, a NSK pozostawiła mu sporo sprzętu do wykonywania działalności i tatuś go sprywatyzował, czyli wywiózł do domu, to mam wrażenie, że synek wypisywał mu papiery umożliwiające wywóz ich za bramę. Przy okazji corocznych, wymaganych przez koncern badań elektronarzędzi te nieistniejące, sprywatyzowane, nazwał: wycofane z użytkowania. Jaka piękna nazwa na ukradzione!


  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo ciekawe i pouczające wspomnienie, a przy tym napisane ze swadą. A najbardziej podobały mi się historyjki opowiedziane przez Andrzeja i Mateusza.
Trochę szwankuje interpunkcja. Brakuje przecinków przed: to bym, to oni, w której, mieszkała, nazywała się, jak na, te nieistniejące.
Piszesz "8,10 godzin", co znaczy, że osiem i dziesięć setnych godziny, czyli osiem godzin i sześć minut. A przecież inna była intencja. Należało więc napisać słowami albo: 8-10 godzin. Zbędna spacja po nawiasie otwierającym. Brakuje znaku diakrytycznego. Miało być że, a jest ze.
© 2010-2016 by Creative Media
×