Przejdź do komentarzySkurwell (Początek)
Tekst 255 z 255 ze zbioru: Czarcie kopyto
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2018-08-05
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1576




Skurwell  


Tradycja i zwyczaje są po to, by nas łączyć w wielkie dzieło. Dlatego, niech indywidua, którym od naszej strawy puchną wątroby, walą pustymi łbami w granice naszej klatki. Na potwierdzenie słuszności naszych praktyk. Religia jest po to, żeby nas łączyć. I choć wielu nie pasuje to opium, to ćpać muszą wszyscy, bo tylko wiara nadaje sens naszej tuczarni. Język jest po to, żebyśmy mogli modlić się wspólnie i ze zrozumieniem. Niech żyje delikatne podniebienie naszego Pana i władcy! Gę, gę, gę... - gęsi były rozanielone.


Jednak tuczarnia nie zawsze była wymarzonym miejscem do życia. Przez długie lata, gęsi różniły się od siebie nie tylko upierzeniem. Ich język, nazbyt bogaty w formy i treści, często wywoływał pomiędzy nimi napięcia i utarczki. Niejednolita tradycja rozpraszała je w grupki, a zwyczaje... cóż, tutaj dochodziło do największych zgrzytów. Niektóre z nich, w swojej śmiałości i z jakąś niewytłumaczalną lekkością rozpościerały swoje skrzydła i wzlatywały ku niebu, by tam szybować i napawać się swoim indywidualizmem. Potrafiły też, odlatywać w nieznane miejsca, zostawiając za sobą tradycję i zwyczaje tuczarni. Bywało, że już nie wracały. Rzecz nie do przyjęcia dla innych, stłoczonych w stadzie gęsi, które z powodu aerodromofobii z wielkim lękiem spoglądały w bezkresne przestrzenie, rozpościerające się nad tuczarnią. Rzecz nie do pojęcia, że te wzlatujące indywidua wybierały życie poza wspólnotą, zostawiając za sobą niewygodne pytania o sens tradycji, zwyczajów i religii, pośród których przecież wzrastały. Dlatego przywiązane do wartości, gęsi-nieloty, tłukły swoimi bezużytecznymi skrzydłami jak szalone. Tłukły na alarm. Na domiar złego, niektóre gęsi stroiły się w kolorowe piórka, drwiąc z wielowiekowych obyczajów, przy tym chodziły dumne, niczym pawie. A przecież gęsi zawsze miały, mają i mieć będą tylko białe pierze! Takimi są stworzone, na chwałę i potęgę swojego Pana z delikatnym podniebieniem! Przecież na tle bieli najlepiej widać wszelką niedoskonałość. Czy to nie szaleństwo, żeby specjalnie się w nią stroić?


Wszystko się zmieniło, kiedy w tuczarni pojawił się kaczor z drabinką. Brzydki i samotny jak palec. Bez przychówku, bez przyszłości i nadziei na podniebne loty. Drepczący w miejscu, z płaskim jak szufla dziobem, który otwierając się, wydawał obrzydliwy mlask. Odpychający i gnuśny, z bagażem pełnym żalów, kompleksów i nienawiści do latającego ptactwa, któremu należało się niebo. Jego była tylko drabinka. A jednak, kiedy na nią wchodził i górował ponad gęsiami, wiele z nich tłoczyło się wokół, zapewne mając w pamięci bajkę o brzydkim kaczątku. I one się w kaczym mlasku zakochały.


Rozzuchwalony tą miłością, kaczor, podarował gęsiom bajkę o dochodzeniu do prawdy, zakutej w kaczy punkt widzenia i skąpanej w potokach poniżenia. Bo, kiedy tak stał na drabince i uroczym mlaskiem wypełniał serca niezdolnych jak on, do lotów, gęsi, to te, mknące w przestworzach, srały z wysoka na jego kaczy dziób. Jego wola była niezachwiana, jego spokój był magnetyczny, jego pokora słodka. Wreszcie doczekał się współczucia, a wówczas wydał wojnę lataniu.


Niezdarnie wgramolił się po drabince i wygłosił orędzie: nie może być tak, żeby nasze gęsi latały w powietrzu. Naszym przeznaczeniem jest tucz, ku chwale delikatnego podniebienia naszego Pana. Wątroby latających gęsi są twarde, łykowate i zwyczajnie niestrawne. Tradycja zobowiązuje wszystkie gęsi, bez wyjątku, a nasze zwyczaje są skutkiem, a nie wyborem! Religia zaś, jedynym moralnym drogowskazem, który jest w tuczarni do przyjęcia! Reszta jest kwakaniem.


Nieloty były urzeczone, bo kaczor wreszcie znalazł przyczynę, dla której gęsi nie powinny latać. Chodziło o ich wątroby. Zwyczajnie, kaczor wskazał, co na nich leżało i powinno leżeć do skończenia świata. Zakazać lotów! Zakazać lotów! - zgodnie krzyczały gęsi. Głośniej! Głośniej! - domagał się kaczor. I gęsi krzyczały. Zadowolony z siebie, popróbował nowej roli i stanowczym kwakiem oznajmił: żeby to się powiodło, musimy najpierw przejść  na kaczyzm! Kaczyzm! Kaczyzm! - darły się gęsi. Kap, kap, kap... - padał z nieba obfity deszcz gęsich odchodów. Tę umiejętność latania, która jest przecież wadą, a nie zaletą, należy zdusić w zarodku – grzmiał kaczor – mam tu na myśli, wpajanie jedynej prawdy naszemu potomstwu, już od najwcześniejszego dzieciństwa. Prawdy, która brzmi: gęsi nie latają! Mogą to uczynić jedynie te ptaki, spośród nas, które nigdy nie wzbiły się w niebo. I choć nasza droga nie będzie łatwa, dojdziemy do tej prawdy! Mówiąc wprost: potrzebne są  nam te gęsi, które będą kwakały! I gęsi kwakały.


Wtedy kaczor ogłosił wybory. Wszystkie nieloty karnie pomaszerowały do urn, by oddać swoje głosy na kaczyzm, zaś duża część podniebnych lotników zlekceważyła mlaszczącego odmieńca, będąc przekonana, że nic nie jest w stanie powstrzymać ich od latania. W ten sposób, kaczor wygrał wybory i wprowadził w tuczarni kaczy język. W najmniejszym stopniu nie ulżyło to gęsim wątrobom, ale kwakanie napełniało ich dumą. Nowy wódz darował im godność i poczucie więzi, jakich jeszcze nie doświadczyły. Zbaw – i – dziel! Zbaw- i – dziel! - kwakały gęsi-nieloty. Wtedy kaczor ogłosił wielkie sortowanie. Gęsi zostały podzielone na:

Nieloty Kwaczące – sort pierwszy.Nięgesi z Genem Latania – sort drugi.Nieloty Oderwane od Tuczu – sort trzeci.Niegęsi Totalne – sort czwarty.

Społecznie przydatny i nadający się do użycia był wyłącznie sort pierwszy, czyli Nieloty Kwaczące. Natomiast Niegęsi Totalne, Niegęsi z Genem Latania i Nieloty Oderwane od Tuczu stały się elementem wrogim etnicznie i jakościowo. Samo ich istnienie wywoływało zgorszenie. Dlatego kaczor wydał pierwsze zarządzenie:

„Niniejszym zabrania się patrzenia w niebo z powodu obecności tam, Niegęsi z Genem Latania”. Odtąd wszystkie Nieloty, jako jeden naród patrzyły tylko spode łba, tak, by ich wzrok nie sięgał powyżej kaczej łysinki Zbawidziela.


Potem kaczor wygłosił kolejne orędzie: Gęsi już nie latają! Wyzbyliśmy się tej fanaberii, która utrudniała nam porozumienie. Jesteśmy już blisko prawdy. Musimy jednak, pozbyć się jeszcze kolorowych piórek, które ja, nazywam głupimi oczkami. Nie licuje to, ani z powagą miejsca w którym żyjemy, ani tego, do którego wszyscy zmierzamy! Musimy usunąć głupie oczka z naszej kultury. Nieloty tłukły skrzydłami na znak aprobaty. Ogolić im łby! - kwakały niektóre z gęsi. Zagłodzić na śmierć! - kwakały najbardziej przywiązane do życia. Wygnać na dzikie pola! - kwakały inne. To, potem! - wychrypiał kaczor. Jesteśmy w tym miejscu, dzięki kaczyzmowi – dalej kontynuował podniośle. A, dojdziemy jeszcze dalej. Dojdziemy do samego źródła prawdy. W tym momencie, na jego szerokim i płaskim dziobie złożył swój podarunek jeden z już nieistniejących lotników. A skąd to? A skąd to? - zdumiały się Nieloty. Zamknąć niebo! - kwaknął któryś, z pewną dozą nieśmiałości. Dojdziemy do prawdy! - wymlaskał kaczor. Niech zaświadczą pomniki! - dodał.



  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Bardzo pomysłowy i niezwykle prawdziwy reportaż. Język żywy, barwny i zwyczajowo sporo błędów interpunkcyjnych, ale pojawiły się nowe. Od pewnego czasu zaczynasz wydzielać przecinkami rzeczowniki. I po co?
avatar
Kaczki na ruszt !!! ;););)
Przecinkami się nie przejmuj, mam tak samo ;););)
© 2010-2016 by Creative Media
×