Autor | |
Gatunek | biografia / pamiętnik |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-06-20 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1906 |
Pokomunijne refleksje pierwszokomunikantki
I już po pierwszej komunii... Cieszę się. Choć muszę przyznać, że osobiście nie czuję, aby jakaś taka szczególna świętość na mnie spłynęła. Jestem przecież taka sama jak i przed. No, może bardziej uczesana i porozbijane kolana i łokcie mam zakryte długą suknią.
Mamusia mówi, że powinnam teraz być grzeczniejsza i milsza, bo przyjęłam Bozię do serduszka. No coś takiego?! Przecież miła i grzeczna, to ja jestem zawsze... Może czasem tylko mniej. Właśnie ostatnio nieco mniej… No ale jak mam nie być nieco mniej miła, skoro moja kochana siostrzyczka tak mnie wkurza ze swoim kotem, a właściwie kotką Sorają? Łazi całymi dniami z tą czarną czorcicą z zielonymi ślepiami i zawsze zajmuje najwygodniejsze miejsca w domu. I nie daj Boziu, żeby się chciało usiąść obok niej. O nie! Ona zaraz wrzeszczy, że to miejsce jest dla Soraji. Kurczę pieczone, jak ja nie cierpię tej czarnej diablicy! A też i ona, ten czarny stwór, tak się już nauczyła, że cały czas pcha się na kanapę albo na fotel, czy siostrzyca w domu jest, czy jej nie ma. Raz nie wytrzymałam już, i gdy jej w domu nie było, ściągnęłam z kanapy to wstrętne kocisko za jej szanowny ogon. A ta głupia w pisk niemiłosierny. Pech chciał, że akurat siostrzyczka weszła do domu, no i co tu dużo ukrywać, usłyszała swoją drącą się wniebogłosy podopieczną. I awantura gotowa! O rany, jak ja nie cierpię kotów! I tak mam do dziś. Ale tylko kotów. Wszystkie inne zwierzątka bardzo lubię. A najbardziej psy i konie.
Wracając do pierwszej komunii, to muszę przyznać, że nawet się cieszę, iż mam ją już za sobą, bo nie muszę naszego proboszcza tak często oglądać. Nie lubię go. Jest ordynarny i brutalny. Za byle głupstwo bije dzieci kluczem od zakrystii, albo nawet i biblią. Nieraz i za darmo można od niego oberwać, jak mu się wściekłemu pod rękę nawinie. Ciągle wrzeszczy. Mało kiedy mówi spokojnie. Raz na lekcji religii pobił Janka, choć ten niczemu nie był winien. Myślałam wtedy, że mu nakopię. Biedny Jasiu! Przecież on nic nie zrobił. To Władek i Kazik za jego plecami rozrabiali. Jasiu tylko czytał książkę pod ławką. Wstrętny proboszcz… I jak tu dziecko ma odczuwać świętość kościoła? Nie wspominając już o szacunku do „wielebnego”.
Każdy ma prawo mieć własną ocenę przeżytych, prawdziwych sytuacji... Dziecko też. I nie oczekiwać od niego, żeby myślał, że pada deszcz, gdy ktoś na niego pluje.
oceny: bardzo dobre / znakomite
A koty uwielbiam. W czasach dzieciństwa zawsze były w moim domu, a w moim mieszkaniu są już od ponad dwudziestu pięciu lat.
Myślę, że trzeba mieć wyjątkowo wiele złej woli, zaślepienia i nienawiści, by w tym wspomnieniu dostrzec "robienie kabaretu z osób wierzących a także obśmiewanie obrzędów religijnych".
Drobniutkie potknięcia poprawnościowe. "Osobiście nie przepadam" to pleonazm, czyli tautologia. Zbędne przecinki przed: to ja jestem, i gdy, albo.
Na podstawie własnych doświadczeń oraz doświadczeń innych osób, dochodzę do smutnej konstatacji, iż księży z prawdziwego zdarzenia nie ma wielu. Jak sięgnę pamięcią, tylko jeden wikary w naszej parafii był dobrym człowiekiem i lubił dzieci. Miał z nimi dobry kontakt. Ale niestety szybko zniknął. W późniejszych latach, kiedy dorastały moje dzieci, już w innym mieście, było podobnie. Księża mieli kilku swoich lizusów, resztą pomiatali.
Od dziecka lubiłam obserwować ludzi i już wtedy zauważałam, że w kościele wielu złych, nienawistnych ludzi ze złożonymi rękami idzie do komunii, a po wyjściu z kościoła, są niezmiennie tacy sami — jak byli. Nienawistni, źli.
No cóż, tak już jest, że ludzie dzielą się na tych — co koty lubią, i na tych — co za nimi nie przepadają. :D
Kończę dyskusję z Tobą, bo już Cię na tyle poznałam i wiem, że jeśli chodzi o kościół i o PiS, to... nie ma na Ciebie mocnych. Tak to delikatnie ujmę. :D