Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-03-09 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1290 |
Ano, tak, tamto lepsze życie, jakie tam, na dalekiej północy wydawało się przez sekundę do niej uśmiechać, nie wyszło - i nie wyjdzie. Ale skoro tak, dlaczego wobec tego koniecznie miałaby żyć dalej z Witieńką? Czyżby nie była w stanie choćby przez jakiś czas być po prostu sama? Sama ze sobą?
Teraz, o świcie, kiedy ludzie wokół niej śpieszyli do pracy, i pogrążone w ciemnościach miasto było pełne surowej wojennej rzeczywistości, wydawało się jej, że tak, mogłaby tak żyć! Mogłaby i potrafiłaby!
Tak sądziła, kiedy szła rano do swego domu. Lecz co będzie myślała u siebie w tej swojej lodowatej klitce nie w ciągu dnia, a wieczorem, w tych czterech ścianach zupełnie sama, bez ojca i matki, bez dzieci i męża, bez obowiązku chronienia siebie dla czegoś czy dla kogoś, w nocnej samotni nikomu niepotrzebnej kobiety, w pustce i ciszy zimnego pokoju?
Kiedy weszła na swoje drugie piętro, długo i bezskutecznie przekręcała klucz: drzwi znowu były zamknięte jeszcze na ten drugi, wewnętrzny zamek, i ile by razy w nie nie stukała, nikt ich nie otwierał. Najprawdopodobniej Kuźmiczowa wróciła z tego swojego dyżuru na kolei i poszła do sklepu. W mieszkaniu nie było nikogo więcej, kto mógłby jej jakoś pomóc. Wszyscy pozostali sąsiedzi od jesieni byli w ewakuacji. Nie wiedząc, co teraz robić i dokąd iść, Galina Pietrowna może dobre pół godziny postała tak przed swoimi drzwiami, w końcu zaś usiadła na górnym stopniu schodów i, położywszy głowę na ramionach, nieoczekiwanie dla samej siebie zdrzemnęła się.
Obudziła się dlatego, że jej sąsiadka Kuźmiczowa, trzymając koszyk z chlebem w jedej ręce, drugą potrząsała ją za ramię.
- Cóż tak jak ten kamień siedzisz, czy to baba może tak na takim lodowatym zimnie spać? Dopiero kiedy wyszłam z domu, przypomniałam sobie, że nie dałam ci drugiego klucza. Myślałam, że szybko pobiegnę i wrócę, a wyszło to, co zawsze - ogonek długi jak nieszczęście...
Galina Pietrowna wstała i w ślad za sąsiadką weszła do mieszkania.
- Zupełnie nie grzeją, no, całkiem nic nie grzeją, - mówiła Kuźmiczowa, ściągając z głowy wełnianą chustkę i zdejmując z siebie mężowski kolejarski gruby płaszcz. - Zawsze jak idę po chleb, zostawiam tutaj kuchenkę naftową na jednym knocie zapaloną, inaczej jak tu przychodzisz - strach się rozbierać. W moim pokoju jest też ta twoja, wzięłam ją z kuchni, jak wyjechałaś na front. Zaraz ci ją przyniosę... Nagrzałabyś chociaż trochę u siebie... a może zamieszkasz u mnie, to będziemy się grzały nimi dwiema?
Mówiąc to, bez przerwy coś robiła: otworzyła drzwi do swojego pokoju, zostawiła tam koszyk z chlebem, wyniosła do przedpokoju kuchenkę Galiny, potem taborecik.
- Weź go do siebie i postaw ją na taboret, żebyś sobie czasem nie przypaliła stołu...
Pozdrawiam.
Dzisiaj, naturalnie, forsuje się model facetki twardej jak diament, obcykanej we wszystkich ważnych życiowo tematach, pragmatycznej, wolnej od sentymentów i nacelowanej na sukces.
Ale dziesiątki tysiącleci podległości i podporządkowania wykształciły w niej
- /podświadomy/ lęk przed jutrem;
- poczucie własnej "gorszości"; zróżnicowanie płacowe mężczyzna - kobieta oraz utrudniony awans i dostęp do funkcji publicznych pań tę "gorszość" wciąż na nowo dzień po dniu w nich utrwala;
- samoświadomość ludzkich ograniczeń; jako zwykle porządnie wykształcona i bardziej trzeźwa niż mężczyzna (patrz statystyki) działa najczęściej blisko realu i od podszewki zna szarą codzienność domowych obowiązków, co w sytuacji osamotnienia u większych nawet od niej chojraków może budzić nawet popłoch