Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-11-05 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1030 |
Pułkownik zaprowadził całą kolumnę prosto do stołówki, gdzie kucharze wojskowi wszystkich nas do syta nakarmili kartoflanką i jęczmiennymi krupami.
- A teraz zapraszam do waszego baraku. Jak się już rozlokujecie, przyjdę do was, i wypełnicie, panowie, kwestionariusze osobowe...
- A gdzie urzęduje komendant obozu?
- A na co wam komendant?
- Musimy z nim pogadać. Wyjaśnić, jak i czym mamy dalej jechać do Moskwy.
- Do Moskwy? - brwi malutkiego człowieczka zjechały na jego na czole aż pod grzywkę. - Nie, kochanku, do Moskwy stąd jest bardzo daleko, i nie jest ona nikomu z was potrzebna. A tak w ogóle to póki co, urządzajcie się tutaj u nas - i rozgośćcie.
Zajęliśmy cały czyściutki barak z żołnierskimi rozkładuszkami i kocami - i zmartwieni rozsiedliśmy się wokół stołów.
- Coś mi tutaj nie pasuje.. - powiedział kpt. Balicki. - Wygląda chyba na to, że oni chcą nas tutaj zamknąć.
- Trzeba iść do komendanta.
- Poczekajmy może na tego pułkownika. Niech nam to wszystko co i jak wyjaśni.
- I tak zrobimy. Musimy uzbroić się w cierpliwość.
Podpułkownik przyszedł z całą paczką ankiet, rozdał je skrupulatnie każdemu z nas, po czym rzekł:
- Proszę szybko to wypełnić. Jutro wyjeżdżacie.
- Dokąd wyjeżdżamy?
- Do Czechosłowacji. Do pułku kawalerii Armii Czerwonej. Będziecie tam służyć.
- Ale my jesteśmy marynarzami! Konie widzieliśmy tylko na obrazkach. - któryś z żartownisiów parsknął śmiechem.
- Nie szkodzi, przywykniecie.
- Towarzyszu pułkowniku, proszę nam umożliwić rozmowę z komendantem obozu.
- Nie ma żadnej potrzeby: to ja tutaj decyduję o konkretnym przydziale naszych ludzi.
- Ale my musimy mu wyjaśnić...
Malutki pułkownik zmarszczył brwi:
- Koniec rozmów! Jesteście w armii na służbie. Już jako zmobilizowani. To wszystko.
I, nieźle wkurzony, natychmiast się oddalił, nakazując, byśmy przed jutrzejszym transportem porządnie się wyspali.
- Trzeba jakoś się przedostać do tego komendanta, - z determinacją w głosie powiedział Bogdanow. - Problem jednak w tym, że on mieszka nie w obozie, a za drutami, w domku naprzeciwko. To już zdążyłem ustalić. Bez jego pozwolenia nikt nas stąd nie wypuści.
- Tak czy owak nie mamy wyjścia: musimy do niego się przebić! Jutro już może być za późno.